Sandra Rakiej - Babskim okiem: Syndrom Kołodzieja

Natalie Portman nawet jeżeli zagrałaby w "M jak Miłość" zapewne zasłużyłaby na Oscara. Nagroda za rolę w "Czarnym Łabędziu" nie jest więc żadnym zaskoczeniem. Jak się jednak okazuje, jej kreacja w tej produkcji może posłużyć za odniesienie do sportu żużlowego. Przed kolejnym rokiem rozgrywek coraz więcej zawodników przyznaje się bowiem do intensywnego zrzucania kilogramów. Czy to tylko niewinne odchudzanie, a może już poważniejszy problem? Czy media słusznie biją na alarm upatrując w speedway'u filmowego czarnego łabędzia?

Do niedawna anoreksję kojarzono tylko z przypominającymi wieszaki na ubrania modelkami lub też niesamowicie wychudzonymi baletnicami. Bardzo rzadko chorobę kojarzono w ogóle z mężczyznami. Dla wielu potrzeba było dopiero zdjęć przeraźliwie chudego skoczka narciarskiego - Svena Hannawalda, aby tak naprawdę dostrzec, iż problem ten dotkliwie dotknąć może również sport. W szczególności zaś takie dyscypliny, gdzie im mniej kilogramów tym lepiej. Nic więc dziwnego, że w trakcie ubiegłego sezonu wiele mediów przyglądało się również żużlowcom. Nie bez powodu przecież aktualny mistrz świata zasłużył sobie w środowisku na ksywkę "chudy". To nie Gollob stanął jednak pod ostrzałem wnikliwych obserwatorów. Najbardziej troszczono się o zdrowie Janusza Kołodzieja. W przededniu nowego sezonu o zimowej walce z nadmiernymi kilogramami opowiada coraz więcej zawodników. Czy anoreksja faktycznie wdziera się w szeregi tej dyscypliny?

Hannawald polskiego żużla

Choć złoty medal indywidualnych mistrzostw świata na swojej szyi zawiesił Tomasz Gollob, w kuluarach mówiono, że najszybszym zawodnikiem w sezonie 2010 był Janusz Kołodziej. Żużlowiec mierzący około 165cm wzrostu zawsze zaliczany był do grona szczupłych, jednak jego dieta i spadek wagi do 53 kilogramów zaczęła już poważnie niepokoić wiele osób, a przede wszystkim media. Kołodzieja ochrzczono wręcz "Hannawaldem polskiego żużla". Z ust to ust powtarzano historie o drakońskiej diecie, przedmeczowych rytuałach, gdy to zawodnik miał rzekomo wchodzić do auta w specjalnym kombinezonie i podkręcając na maxa ogrzewanie, wypacać zbędny balast. Janusza widziano ponadto popijającego zieloną herbatę, o której również krążą legendy. O jego zdrowie zatroszczyć się miał nawet Gollob, który w wywiadach potwierdzał, że zwracał uwagę młodszemu koledze.

Sam Kołodziej zaprzecza jednak jakoby groziła mu anoreksja. Żużlowiec dodaje jednak, że każdy kilogram mniej ma udział w jego sukcesie i znakomitych wynikach. Janusz podkreślał, iż wraz z przeprowadzką do Leszna, zmianie uległo także jego podejście do uprawiania sportu. Żużlowiec zadbał o odpowiednie przygotowanie zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Żartował nawet, że zarówno krótka fryzura, jak i lekki, dwuczęściowy kombinezon to element "odchudzający", a co za tym idzie, dodający skrzydeł na torze.

Janusz sporą uwagę poświęcił na zachowanie optymalnej diety, co w życiu żużlowca wcale nie jest takie łatwe. Sportowcy ci, startując w kilku ligach, większość czasu spędzają podróżując. Najczęściej jadają w restauracjach, przydrożnych barach czy też knajpach na lotnisku. Domowy obiad to w sezonie luksus. Ogromnym wyzwaniem jest również utrzymanie regularności w spożywaniu posiłków. Dla kogoś, kto ściga się w Polsce, Anglii i Szwecji, jadanie o stałych godzinach jest wręcz niemożliwe.

Najlepszym testem na to, czy Kołodziej faktycznie zmaga się z chorobą jest jednak to, jak żużlowiec daje sobie radę na torze. Nikomu udowadniać nie trzeba, że znakomicie. Organizm wyniszczony anoreksją nie miałby szans na sprostanie tak dużemu wysiłkowi fizycznemu, z jakim wiąże się jazda na motorze. Dobrze jednak, że potencjalne zagrożenie w środowisku żużlowym dostrzega się zawczasu, niż dopiero wtedy, gdy któremuś z zawodników nie starczyłoby sił na przejechanie czterech okrążeń...

Moda na sukces

Jako iż media lubią interesować się wszystkim, co kontrowersyjne, odchudzanie się sportowców startujących na żużlu lub w Formule 1 stało się często poruszanym tematem. Problem w tym, że walkę ze zbędnymi kilogramami nazwano "modą". Modą, która w przypadku sportów motocyklowych, wpłynąć miała na sukces. Bez wątpienia bowiem waga zawodnika przyczynia się do lepszego wyniku na torze. W czasach, gdy dostęp do najlepszych tunerów, silników i innych sprzętów motocyklowych jest nieograniczony i równy dla wszystkich, o finalnych zwycięstwach decydują inne czynniki. Oprócz talentu oczywiście, niezmiernie ważne jest odpowiednie nastawienie psychiczne i kondycja fizyczna. W przypadku żużlowców istotne stało się przygotowanie swojego ciała tak, aby przy jak najmniejszej wadze, organizm miał wystarczająco dużo siły i energii.

Określanie odchudzania modą niesie ze sobą jednak negatywne konotacje. Dieta czy to Kołodzieja, czy Crumpa nie jest ich zwykłym kaprysem ani fanaberią. Żaden z nich nie podchodzi do swojego organizmu bezmyślnie, a odpowiedni jadłospis najczęściej opracowywany jest przy współpracy z dietetykiem. Szczupła sylwetka jest bowiem niejako wymogiem związanym z wybranym przez nich zawodem. Na fakt ten zwraca uwagę również Anja Rubik, polska topmodelka. W jej branży anoreksja od lat jest problemem. Rubik podkreśla więc, że ani baletnicą, ani sportowcem ani modelką nie można zostać, mając słabą psychikę. Problemy z zaburzeniami żywieniowymi to nic innego jak choroba w pierwszej kolejności duszy, później dopiero ciała.

Jakąkolwiek opinię można by mieć na temat filmu Darrena Aronofsky'ego pt "Czarny Łabędź", Natalie Portman stworzyła tam kreację osoby, której historia mogłaby posłużyć jako przestroga dla wielu sportowców. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że dramat psychologiczny z baletnicą w roli głównej, przed ekran przyciągnął mężczyzn, na których partnerki zastosowały terror psychiczny (lub siłą zaciągnęły do kina). Ewentualnie tych, którzy nadal nie umieją się odkochać w granej przez Portman królowej Amidali. Jednakże to cykl "Babskim okiem", więc wolno mi się do filmu odnieść i już.

"Czarny Łabędź" to przecież nic innego jak opowieść o ambicji, która przerasta jednostkę. O perfekcjonizmie, który staje się obsesją. W świecie, gdzie o sukcesie decydują szczegóły, a pragnienia przerastają umiejętności, historia baletnicy nabiera charakteru uniwersalnego. Heroiczna praca, której nie towarzyszy radość lecz szaleństwo natręctw i niemożność poczucia satysfakcji, nie ma prawa przerodzić się w powodzenie w żadnej dziedzinie. To zaburzenia psychiczne stoją więc u podstaw chorób takich jak anoreksja czy bulimia. Przypisywane temu problemowi określenia "moda na sukces" jest więc zdecydowanie niestosowne. Zostawmy je więc swojemu pierwotnemu znaczeniu czyli perypetiom Brooke i innych Forresterów.

Recepta doktora Golloba i żurek mojej mamy

Jako, iż problem z odżywianiem został już w sporcie żużlowym dostrzeżony, po lekarstwo zwrócono się do Tomasza Golloba. Ten, choć nie raz wspominał o jego zamiłowaniu do pieczonej kaczki, do żarłoków przecież nie należy. Nasz czołowy zawodnik zwraca jednak uwagę na to, iż rozsądnym rozwiązaniem mogłoby być wprowadzanie limitu wagi dla motocykla i zawodnika. Skoro sprzęt waży 77 kilogramów, to granicą minimalną dla całego pakietu (motor + zawodnik w kevlarze, butach i kasku) mogłoby być na przykład 147 kilo. Wtedy wyeliminowałoby się sytuację, w której zawodnicy prześcigaliby się nie na najszybsze motocykle, a na najlżejsze ciało.

Limity wagowe nie są przecież żadną nowością. Po takie rozwiązanie sięgnięto bowiem na przykład w skokach narciarskich czy Formule 1. Przy podejmowaniu jakiejkolwiek decyzji pamiętać jednak należy, że anoreksja to nie problem spowodowany fanaberią lub też modą. To choroba skomplikowana i wcale nie powierzchowna. Duży nacisk należy więc kłaść na odpowiednie wsparcie zawodników. Współpraca z psychologami to w dzisiejszych czasach standard, a sportowe teamy niejednokrotnie zatrudniają także dietetyków.

O zimowym zbijaniu wagi głośno było chociażby w moim rodzinnym Gorzowie. W tym sezonie lżejszy ma być Pedersen, Zagar i Iversen. Osobiście wskazałabym jeszcze jednego, któremu podbródek znacznie urósł i odpoczynek od fast-foodów pewnie by się przydał, ale limit uszczypliwości wyczerpałam w ostatnim felietonie. Mam jednak nadzieję, że nikt z żużlowców nie jest blisko delikatnej granicy pomiędzy dietą rozsądną a szaleńczą obsesją. Sama zresztą znacznie się uspokoiłam, gdy zawodnik, z którym współpracuję od lat, po ostrej diecie (która trwała cztery miesiące i zaowocowała nową, szczupłą sylwetką) nadal nie może odmówić mojej mamie, gdy ta poczęstuje go staropolskim żurkiem...

Komentarze (0)