Alfred Smoczyk urodził się 11 października 1928 roku w Kościanie. Gdy miał 5 lat jego rodzina przeniosła się do leżącego nieopodal Leszna. Pierwszy kontakt Smoczyka z motocyklem żużlowym nastąpił podczas okupacji, gdy miał 14 lat. Po zakończeniu wojny wstąpił do odradzającego się Leszczyńskiego Klubu Motorowego. W zawodach zadebiutował jako siedemnastolatek. W roku 1948 zdobył tytuł wicemistrza Polski w klasie 250cm3, ulegając jedynie Zygmuntowi Śmiglowi. Rok później, podczas pierwszych mistrzostw Polski bez podziału na klasy nie było już na niego mocnych. Sukces udało mu się powtórzyć również w drużynie, z którą zdobył mistrzostwo Polski.
Sport żużlowy pod koniec lat czterdziestych to jednak nie tylko zawody indywidualne oraz rozgrywki polskiej ligi. Bardzo dużym zainteresowaniem cieszyły się również mecze międzynarodowe. O ile spotkania z takimi krajami jak Czechosłowacja czy Szwecja nie powinny nikogo zadziwić, o tyle mecz z reprezentacją Holandii wydaje się być już nieco egzotyczny, choć kraj ten należał wtedy do ścisłej czołówki światowego żużla. To właśnie dzięki tym spotkaniom Wielki Fred zdobył uznanie kibiców i zawodników zarówno w Polsce jak i w Europie. Pokaźne zdobycze punktowe oraz styl, w jakim zwyciężał w barwach drużyny narodowej spowodowały, że stał się najbardziej rozpoznawanym i cenionym polskim zawodnikiem. Smoczyk do tego stopnia zaimponował Holendrom, że zaproponowali mu nawet pozostanie w ich kraju oraz starty w tamtejszej lidze. Mimo bardzo lukratywnej oferty Smoczyk wrócił jednak do domu.
W tamtych czasach wszyscy byli zgodni, Alfred Smoczyk najszybciej z wszystkich dostosowywał się do nowinek sprzętowych oraz warunków panujących na torze. Był doskonałym mechanikiem, a siła rąk oraz panowanie nad motocyklem sprawiały, że wprawiał w osłupienie wszystkich, którzy mieli okazję oglądać go w akcji. Przyciągał na stadiony tłumy kibiców, którzy przemierzali wiele kilometrów by móc dopingować swojego idola.
W 1950 roku Smoczyk, już jako zawodnik CWKS Warszawa wygrał Srebrny Łańcuch w Ostrowie. Nikt nie mógł przypuszczać, że będzie to jego ostatni triumf w życiu. Kilka dni później w podleszczyńskim lesie wydarzyła się tragedia, która pogrążyła w rozpaczy cały żużlowy świat. Wielki zawodnik, wracając do swojego rodzinnego miasta rozbił się na drzewie jadąc czerwoną Jawą. Zginął na miejscu, na zawsze pozostawiając sferze domysłów to, jak wiele mógłby osiągnąć, gdyby jego kariera toczyła się dalej w tak zawrotnym tempie.
Alfred Smoczyk był wielką nadzieją polskiego żużla. Kibice go kochali, a on odpłacał im się tym, co potrafił najlepiej, widowiskową jazdą po owalach Europy. Wielu widziało w nim przyszłego uczestnika indywidualnych mistrzostw świata. To, co po sobie pozostawił, to nie tylko laury zdobyte podczas bardzo krótkiej kariery. Był wielkim propagatorem żużla. Kto wie, może zrobił dla tej dyscypliny tyle, ile Adam Małysz dla polskich skoków narciarskich w XXI wieku, mimo iż bardzo daleko mu do osiągnięć sportowych wąsatego Orła z Wisły. Niewątpliwie jednak był tak samo uwielbiany, o czym świadczył tłum uczestniczący w jego pogrzebie oraz telegramy kondolencyjne złożone w leszczyńskim archiwum. Pośmiertnie został mu przyznany tytuł Indywidualnego Mistrza Polski w roku 1950, mimo iż w zawodach zwyciężył Józef Olejniczak. Został też odznaczony przez prezydenta Bolesława Bieruta krzyżem oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. W ubiegłym roku kibice Byków wspomnieli Wielkiego Freda podczas meczu finałowego Drużynowych Mistrzostw Polski, który odbywał się sześćdziesiątą rocznicę jego śmierci. W Lesznie zawsze będzie uwielbiany. To tutaj od ponad 60 lat co roku czczona jest jego pamięć.