Słaby wieczór polskiego sędziego

Już dawno nie ogladaliśmy Grand Prix, w którym decyzje sędziowskie wypaczyły wynik rywalizacji. Niestety, wczoraj miało być sportowe święto, a pozostał niesmak i wielkie rozczarowanie, gdyż do rywalizacji zawodników na torze, włączył się sędzia zawodów Marek Wojaczek.

W tym artykule dowiesz się o:

Marek Wojaczek nie miał niestety w Cardiff najlepszego dnia. Już jednak wcześniej, Wojaczek nie popisywał się przeglądem sytuacji na torze. To, co jednak zrobił wczoraj, śmiało można określić mianem wielkiego skandalu.

Jakimś dziwnym trafem, w obu kontrowersyjnych sytuacjach, bohaterem był urzędujący mistrz świata, Duńczyk Nicki Pedersen.

Najpierw, w biegu nr 17 wykluczył Leigh Adamsa. Australijczyk był tak zszokowany decyzją, że nie do końca potrafił odpowiadać na pytanie, przepytującego go dziennikarza.

Szczerze powiem, że chodzę na żużel od 15 lat, ale czegoś takiego dawno nie widziałem. Pytam zatem sędziego Marka Wojaczka, czy Leigh Adams ma oczy z tyłu głowy? Kto kazał Pedersenowi pchać się na tylne koło Australijczyka? Przecież Duńczyk miał wystarczająco dużo miejsca, aby pojechać nieco szerzej.

Nicki Pedersen, nieźle to wykombinował, próbując sztuczki a`la Hans Nielsen z jednodniowego finału z Vojens. Miejsce kontaktu było inne, ale sztuczka ta sama. Nielsenowi się nie udała, bo sędzia nie dał się nabrać. Ale Pedersen, z uśmiechem na ustach, przyjął decyzję Wojaczka. Nietrudno się mu dziwić. Wszak Marek Wojaczek wyeliminował mu najgroźniejszego rywala do awansu do półfinału. Przypomnę, że Adams miał przed tym wyścigiem 7 pkt, a Duńczyk tylko 5.

Przepis mówi w ten sposób, że sędzia wcale nie ma obowiązku powtórzyć wyścigu w pełnej obsadzie. Przepis mówi wyraźnie, że jeżeli nie potrafi wskazać winnego kolizji w pierwszym wirażu, może powtórzyć bieg w czwórkę. Wojaczek jednak uznał, że Adams „przedłużył” prostą o spowodował upadek rywala. Była to jednak tylko jego opinia, bo wszyscy widzieli inaczej. Widać jednak, że przepis jest nie do końca dobry, bo można go dowolnie interpretować, a sędzia ma argument do obrony.

Ale trudno, wszyscy jakoś przyjęli to decyzję Wojaczka, nie wiedząc, że prawdziwy popis umiejętności sędziowskich zobaczymy w 1. półfinale. Wtedy to, kolejną ofiarą polskiego sędziego został bardzo dobrze jadący tego dnia, Bjarne Pedersen. I znów to samo, znów ten sam numer, znów Pedersen był bohaterem tego wyścigu, a Wojaczek bez zastanowienia, zapalił czerwone światło i pokazała się także czarna flaga.

Powiem szczerze, że spodziewałem się takiej decyzji. Marek Wojaczek, musiał podjąć takową, żeby chociaż wyjść z całej sytuacji „z twarzą”.

W powtórce wyścigu, sędzia wykluczył Holtę, ale tutaj jednak decyzja była prawidłowa, gdyż ewidentnie wjechał on w rywala.

Chciałbym jednak zapytać, jak długo jeszcze, będziemy karmieni takim tanim pasztetem zwanym Grand Prix. Jak nie sędzia, to tor- albo, jak w przypadku Cardiff i jedno i drugie. Celowo nie poruszam tutaj problemu toru, o tym pisał już Bartłomiej Czekański, ale i on nie wymaga komentarza. Ci, którzy oglądali zawody widzieli, jak był przygotowany.

Zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Czy ktokolwiek będzie potrafił kiedyś przyznać się do błędu i powiedziec- „Tak, to moja wina, ja skrzywdziłem zawodników i wypaczyłem wyniki turnieju”. Szczerze w to wątpię. Gdybym to jednak ja miał coś do powiedzenia, to dałbym sędziemu Wojaczkowi odpocząć od Grand Prix. Powie ktoś, że może nie znam się na żużlu. Zapytam jednak przewrotnie- Czy 40 tyś kibiców, buczących i przeraźliwie niezadowolonych z decyzji polskiego sędziego , także się na nim nie zna?

Źródło artykułu: