Myślę, że możemy sprawić niespodziankę - rozmowa z Rafałem Trojanowskim, zawodnikiem Orła Łódź

Wielkimi krokami zbliża się kolejny żużlowy sezon, który rozpocznie się w najbliższą niedzielę. Beniaminek pierwszej ligi, Orzeł Łódź w swoim pierwszym spotkaniu zmierzy się z RKM ROW Rybnik. Jak zapowiada jeden z łódzkich zawodników Rafał Trojanowski, drużyna jest w bojowych nastrojach i liczy na zwycięstwo.

Bartosz Tarnowski: W ostatnim przedsezonowym sparingu pokonaliście drużynę Lubelskiego Węglą KMŻ 60:29, a Pan zaprezentował się z bardzo dobrej strony.

Rafał Trojanowski: No zgadza się. Są powody do radości, ale to był tylko sparing. Trzeba wziąć pod uwagę, że w sparingach każdy próbuje motocykli, próbuje się rozjeździć. Jedni jeżdżą więcej, drudzy mniej. Także sparing nie jest żadnym wykładnikiem. Dopiero pierwszy mecz może powiedzieć coś o naszej drużynie, z pozycji każdego zawodnika.

Do pierwszego spotkania pozostało już tylko kilka dni. Jak się Pan czuje przed nadchodzącym sezonem?

- Dobrze, wszystko jest ok. Na razie sprzęt spisuje się dobrze, ale tak jak mówię, to jest początek i wszystkie motocykle są szybkie. Jednak żeby określić to dokładnie, jak wygląda trzeba poczekać na rywalizację z innymi drużynami.

Jak wyglądały pańskie przygotowania?

- Tak jak co roku. W ubiegłym roku popełniłem troszeczkę błędów, w tym roku staram się wszystko wyeliminować. To była normalna praca, przez pięć dni w tygodniu. Codziennie treningi, hala, siłownia, basen, łyżwy, później jazda na crossie. Także standardowe przygotowania kondycyjne. Do tego oczywiście odpowiednie odżywienie i bardzo modny temat, czyli odchudzanie. To jest u mnie problem. Bo tacy zawodnicy wysocy jak ja 183 cm, to muszą zbijać wagę. Jest to duży problem i na pewno obija się to na organizmie, ale takie są realia. Mniejsi zawodnicy ważą po ok. 50 kilo, także jest duża różnica.

Jak wyglądają sprawy sprzętowe?

- Mam dwa motocykle plus jeden rezerwowy silnik. Na razie wszystko jest w porządku, także oby tego nie zapeszać.

U kogo robił Pan silniki?

- Silniki robię i w Rzeszowie, u Jacka Rempała i pana Kowalskiego w Toruniu.

W niedzielę czeka was pierwszy pojedynek ligowy, a waszym rywalem będzie RKM ROW Rybnik. Jakie nastroje panują w drużynie przed tym spotkaniem?

- Na pewno bojowe, chcemy ten mecz wygrać. Jest to inauguracja, przyjdzie zapewne dużo kibiców. Jest to nasz pierwszy mecz w pierwszej lidze, mecz bardzo ważny dla nas. Liczę na to, że włodarze naszej ligi wymyślą coś z zawodnikami i nie wprowadzą przed pierwszym meczem nowych tłumików.

Dlaczego?

- To by trochę zabiło naszą ligę. Działacze wypowiadają się, że wszystko zależy od tych najlepszych zawodników z Ekstraligi. Ale trzeba by też zauważyć, że oni na tych nowych tłumikach sobie poradzą. Nie jest to dla nich problem ani finansowy, ani sprzętowy. Zawodnicy słabsi z Ekstraligi, pierwszej ligi i drugiej ligi, gdzie finanse nie są duże, będą mieli spory problem. Słabsi zawodnicy, na których trzeba też zwrócić uwagę, będą mieli problem z jazdą na tych urządzeniach. Tutaj trzeba patrzeć nie tylko na to, że jeździmy w różnych ligach, ale musimy patrzeć na nasz kraj, nasze ligi i oby te nowe urządzenia nie zostały wprowadzone. Uważam, że w przyszłym roku liczba zawodników zmniejszy się w Polsce.

Dlaczego jest Pan przeciwnikiem nowych tłumików?

- Startowałem na nich w ubiegłym roku w eliminacjach i kilku zawodach. Wiem, że skracają one żywotność silnika, przegrzewają się mocno. Widać to po tłumikach, które po 1-2 meczach są już przepalone, całe czarne. Wyglądają, jakby miały trzy sezony. Zawodnicy zmieniają zdanie, bo mają kontrakty w innych ligach, a tam jeżdżą na nowych tłumikach. Po prostu zmieniają zdanie co chwila. Powiedziano im, że nie będą mogli startować za granicą, co jest moim zdaniem słuszne. Skoro w Polsce nie chcieli jechać na nowych tłumikach, to dlaczego mają jeździć na nich za granicą. Ale głownie myślę o tym, że jeśli zostaną wprowadzone nowe tłumiki, to zawodnicy ci słabsi, bo oni też są potrzebni na torach poza gwiazdami, po ciężkim sezonie finansowo, mogą pokończyć kariery. Prezesi muszą wziąć pod uwagę, że wówczas w przyszłym roku będą musieli dać większe pieniądze, bo będą potrzebne większe i częstsze remonty. Oby to nie weszło.

Wracając do Orła. Jak układa się Pana współpraca z trenerem Januszem Ślączką?

- Na razie bardzo dobrze. Trener robi swoje, my robimy swoje. Także nie ma na co narzekać. Mamy polski skład, co jest bardzo dobre. Jest nas troszeczkę więcej, niż potrzeba do składu. Myślę, że sobie z tym poradzimy i będzie wszystko dobrze.

Na zakończenie proszę powiedzieć, na co stać waszą drużynę w tym sezonie?

- Myślę, że możemy sprawić niespodziankę. Na pewno nie jesteśmy faworytami do pierwszej czwórki. Są mocniejsze zespoły, jeśli chodzi o drużyny. Ale sport ma to do siebie, że jest nieprzewidywalny.

Komentarze (0)