Przypomnijmy: Brytyjczyk upadł w swoim trzecim starcie, po czym nie był już zdolny do dalszej jazdy. Po udzieleniu mu doraźnej pomocy na stadionie został przetransportowany do szpitala, gdzie przeszedł szczegółowe badania. Szczęśliwie dla zawodnika nie wykryto żadnego poważnego urazu. Zdaniem Richardsona duża w tym zasługa klamry, którą nosi na kolanie od czasu operacji wiązadeł.
Brytyjczyk przyznał, że miał dużo szczęścia. Upadek mógł mieć bowiem o wiele większe konsekwencje. - Nie używam kompletnego usztywnienia, ale noszę szynę. Wszystko przez operację, którą miałem dwa lata temu. Gdyby nie ona, byłbym teraz pewnie w poważnych tarapatach - powiedział Richardson.
Były uczestnik cyklu Grand Prix miał już w przeszłości problemy z nogą, która ucierpiała również tym razem. - Miałem operację na tym samym kolanie, które ucierpiało w piątek. Miała ona naprawić więzadła. Problemem w speedwayu jest to, że zawsze spadasz na tę samą nogę. Kolano jest skręcone, ale dzięki klamrze nie stało się nic gorszego.
W najbliższy piątek Młoty zmierzą się z zespołem Belle Vue Aces. Brytyjczyk jest przekonany, że do tego czasu będzie w pełni sprawny - Wszystko powinno być OK. Lekarz powiedział, że jedyne co mogę zrobić, to okładać nogę lodem i trzymać ją na podwyższeniu. Mam jednak zamiar skorzystać z leczenia magnetycznego, aby przyśpieszyć ten proces - stwierdził.
Już wcześniej wykluczony był występ Richardsona w pierwszej kolejce Speedway Ekstraligi. Brytyjczyk został bowiem zawieszony i nie mógłby wziąć udziału w pojedynku jego PGE Marmy Rzeszów z Caelum Stalą Gorzów.