- Przepraszam was wszystkich. Przepraszam w imieniu swoim i zespołu. Przepraszam kibiców, którzy z taką nadzieją i z taką wiarą jechali z nami do Rzeszowa. Ja jako trener nie lubię przegrywać, ani w życiu, ani w sporcie, więc przepraszam jeszcze raz w imieniu swoim i drużyny - tymi słowami Czesław Czernicki przywitał dziennikarzy na zwołanej w czwartek konferencji prasowej.
Do niedzielnego spotkania z Włókniarzem Częstochowa, Caelum Stal przygotowuje się bardzo skrupulatnie. Powoli kończąca się modernizacja stadionu spowodowała, iż żużlowcy na bieżąco mogą trenować na własnym torze. Dodatkową okazją do sprawdzianu przed pojedynkiem z Lwami, będzie dla Stalowców trening punktowany z Polonią Bydgoszcz, który będzie jedną z głównych atrakcji piątkowego otwarcia Stadionu im. Edwarda Jancarza. - W piątek od godziny 11 do 16 mamy trening całej drużyny. Do tego w wieczornym treningu punktowanym jedziemy w pełnym składzie, tak jakbyśmy jechali mecz ligowy. Przed spotkaniem z Rzeszowem mieliśmy tylko jeden trening na własnym torze i uznałem, że sparing poprzedzający mecz z Częstochową jest niezbędny. Dlatego właśnie wystawię skład jak na rozgrywki ligowe - zapowiedział "CzeCze".
Szkoleniowiec z Gorzowa nie lekceważy swojego niedzielnego rywala. Mimo, że Włókniarz przez wielu w przedsezonowych dywagacjach wskazywany był na drużynę, która w sezonie przejmie miano przysłowiowego outsidera, częstochowianie stawili niesamowity opór aktualnemu Mistrzowi Polski - Unii Leszno, w inauguracyjnej kolejce Speedway Ekstraligi. - Każdy zespół jest bardzo mocny i w sytuacji gdy poprzez KSM nie ma kominów wynikowych pomiędzy zawodnikami z ekip naszpikowanych gwiazdami i tymi teoretycznie słabszymi, drużyna z Częstochowy jest doświadczona i pokazała to na własnym obiekcie, jadąc bardzo agresywnie. Trzeba mieć się na wysokiej baczności i być absolutnie przygotowanym na bardzo ciężki mecz - zapowiedział trener Caelum Stali.
Bolączką gorzowskiej ekipy w starciu z Rzeszowem okazali się być juniorzy. Młodzieżowcy, którzy w poprzednim roku wygrali praktycznie wszystko na krajowym podwórku, w spotkaniu z PGE Marmą zaprezentowali się bardzo słabo. Czernicki nie starał się usprawiedliwiać swoich podopiecznych, choć wskazywał na brak obycia w rozgrywkach ligowych u niektórych żużlowców. - Mam świadomość, że pracę jaką wykonujemy z Piotrem (Paluchem – przyp. red.) w kontekście naszych juniorów i wszystkie rozmowy doceniające ich wartość jakie przeprowadziliśmy, bo dla nas, trenerów, to była jeszcze większa porażka, bo jakby nie patrzeć, pierwsza para, czyli mistrzowie Polski par, kompromitują się wręcz w taki sposób, gdzie nie przystoi to zawodnikom o takim doświadczeniu. Potem ta taśma Łukasza Cyrana, gdzie ja byłem bardzo blisko i byłem wręcz przekonany, że to wypięła się linka sprzęgła z dźwigni. Mamy jednak świadomość, że są to doświadczeni zawodnicy, ale całkowicie inne relacje są wtedy kiedy jadą z rówieśnikami w rozgrywkach młodzieżowych, i inne gdy dochodzi do meczów ligowych, gdzie jest presja, a oni tego doświadczenia jeszcze nie mają. Wiadomo, że inna sytuacja jest w przypadku Pawła Zmarzlika, ale mu potrzeba dużo jazdy, żeby doprowadzić go do formy sprzed tego feralnego upadku - powiedział.
- Jeśli chodzi o Łukasza Cyrana i pytania czy pojedzie za niego Bartek (Zmarzlik – przyp. red.). Jeśli Łukasz podejmie to wyzwanie, stanie na wysokości zadania i będzie chciał walczyć o miejsce w składzie, to będzie się rozwijał, a jeśli nie podejmie tego wyzwania, to będzie to praktycznie zmierzch kariery Łukasza Cyrana - oznajmił Czernicki.
Z drugiej strony, ogromnym problemem okazała się być tragiczna postawa Hansa Andersena, który przed sezonem kontraktowany był jak zawodnik mający przejąć w ekipie miano trzeciego lidera. Jak się okazało, Duńczyk w starciu z PGE Marmą uciułał tylko kilka punktów, nie wykazując przy tym na torze agresji i waleczności. Gorzowianie zauważają problem i zapowiadają pierwsze kroki jeszcze przed spotkaniem drugiej kolejki. - Hans dostał od nas trzy dni. Powiedział, że jedzie ze swoimi silnikami do Bydgoszczy, do swojego mechanika. Do Gorzowa przyjeżdża w piątek, ale tu Hansa czeka taka rozmowa, jakiej w swoim życiu jeszcze nie miał. Za ciężko tu wszyscy pracujemy, żeby nasza praca była kwitowana ironicznym uśmiechem. Nie chciałem robić awantury i spektaklu w Rzeszowie, bo było dużo mediów i takich rzeczy nie robi się na pokaz, ale na piątek mamy z Andersenem przygotowane spotkanie. Mamy oczywiście na uwadze to o czym rozmawialiśmy w listopadzie. Bo najmniej gadaliśmy o kontrakcie. Bardziej poruszaliśmy kwestie z czasów Gdańska, potem z czasów Torunia, a ja znam również od swoich przyjaciół z Danii opinię na temat postawy i osobowości Hansa Andersena. Ale w piątek mamy zamiar zdiagnozować problem i wystawić receptę, bo ja nie mam zamiaru czekać. Po piątkowym treningu i sparingu zadecyduję kto pojedzie w niedzielę – Artur Mroczka czy Hans Andersen - zapowiedział.
- Od zawodnika tej klasy wymagam krótkiej diagnozy. Analiza jest błyskawiczna. Mnie interesują punkty, bo jakby nie patrzeć to jest ścisła światowa czołówka. Do szewskiej pasji doprowadził mnie trzeci bieg z Rzeszowem, gdy było pewne 4:2, a on na ostatnich trzydziestu metrach popuszcza manetkę i Kuciapa go strzela na kratkach. Ja dostałem wtedy białej gorączki. Przed meczem, na piłkarskiej murawie, mieliśmy spotkanie i ja przedstawiałem koncepcję meczu, a każdy z zawodników dodawał coś od siebie. Najmniej do powiedzenia miał Hans Andersen i to mnie mocno zaniepokoiło. Mogę powiedzieć, że on praktycznie przeszedł obok tego meczu. Nawet Matej Zagar, który przyjechał do Rzeszowa z wysoką gorączką, walczył na tym torze - mówił Czernicki.
Wiele mówi się o tym, że za Andersena, na mecz z teoretycznie słabszą Częstochowa, mógłby wskoczyć Artur Mroczka. Trener Caelum Stali nie wyklucza takiej możliwości, choć niejednokrotnie powtarzał, że nie jest w stu procentach zadowolony z tego jak były zawodnik GTŻ-u Grudziądz prezentował się w meczach treningowych. - Wiemy jakie są ułomności Artura. To nie jest wciąż kompletny zawodnik, bo on ciągle chce się uczyć. I chce to robić od najlepszych, czy czym jest bardzo pojętnym uczniem. Wiadomo, że jeździł przez tyle lat w Grudziądzu gdzie jest bardzo specyficzna nawierzchnia i trzeba go po prostu przestawić na trudniejsze tory, na tory ekstraligowe. Największe problemy są ponadto z momentem startowym i opanowaniem motocykla na dojeździe do pierwszego łuku - opisał.
Gorzowianie dość długo nie mogli wyjechać na własny tor. Najpierw przeszkadzała im w tym przeciągająca się modernizacja stadionu, jednak następnie nieubłagana ukazała się być pogoda oraz poziom wód gruntowych. Od blisko tygodnia, Caelum Stal na bieżąco stara się jednak kręcić próbne kółka na swoim torze. Nie oznacza to jednak, że stan gorzowskiej nawierzchni jest bez zarzutu. - Mamy problem z pierwszym łukiem. Po pierwsze znajduje się on w cieniu, a po drugie, w porównaniu z drugim łukiem, znajduje się on nieco niżej. A ja nie mam wpływu na to jaki jest poziom wód gruntowych. Zresztą wszyscy widzą co się dzieje. Na tym pierwszym łuku jest po prostu plastelina, choć ciężko na nim się jeździło w piątek przed Rzeszowem. W środę było już dużo lepiej. Jeździmy więc dużo w czwartek i w piątek żeby czuć się maksymalnie dobrze, bo on na razie nie będzie tak dobry jak drugi łuk - wytłumaczył szkoleniowiec.