Matej Zagar: Głowa do góry i łokcie na dół

W niedzielnym meczu Caelum Stali Gorzów, Matej Zagar był jednym z jaśniejszych punktów swojej ekipy. Co prawda osiem punktów z dwoma bonusami nie należy do jego najlepszych występów w karierze, ale sam Słoweniec jest zadowolony ze zwyżki formy.

Inauguracyjne spotkanie gorzowskiej ekipy w Rzeszowie, z tamtejszą PGE Marmą nie było dla Mateja Zagara najlepsze. Słoweniec zdobył wówczas pięć "oczek" z bonusem w czterech startach. Mimo tego że startował z wysoką gorączką i z jego jazdy zadowolony był nawet trener Czesław Czernicki, sam zawodnik uważa, że dopiero osiem punktów z dwoma bonusami przysporzyło mu odpowiedniej radości. - No forma rośnie, ale przede wszystkim cieszę się, że mój występ jest lepszy od tego w Rzeszowie. Dzisiaj było bardzo trudno, bo tor zmieniał się praktycznie po każdym biegu. Ciężko było się dopasować, bo mieliśmy praktycznie tylko dwa treningi przed tym meczem. Ogólnie tor bardzo się zmienił podczas zimy. Ciężkie maszyny, które tu pracowały, nieco popsuły jego geometrię i przez to jest nam trudniej - relacjonował tuż po zakończeniu spotkania z Włókniarzem.

Gorzowska drużyna zanotowała u progu rozpoczynającego się sezonu poważny falstart. Przegrana z niżej notowaną PGE Marmą oraz stosunkowo niskie zwycięstwo w starciu z Włókniarzem skłania do refleksji nad rzeczywistą siłą rażenia Caelum Stali. Bardzo słabo spisuje się Hans Andersen, a najwyższej formy nie prezentuje inny Duńczyk, Nicki Pedersen. W kontekście meczu z bardzo silną Unią Leszno Zagar nie obawia się o dyspozycję swoich duńskich kolegów. - Pedersen i Andersen to bardzo dobrzy zawodnicy, więc o ich formę jestem spokojny. Nastawienie przed kolejnym meczem, z Unią Leszno, jest więc takie jak w przypadku każdego innego – głowa do góry i łokcie na dół - uspokaja kibiców z uśmiechem na ustach.

W pierwszym meczu sezonu Matej Zagar wystąpił w parze z wspomnianym już Pedersenem. Niedzielne spotkanie zaowocowało jednak stworzeniem słoweńsko-duńskiej kombinacji, w której Zagarowi towarzyszył Niels Kristian Iversen. - Z Iversenem współpracowało mi się bardzo dobrze. Najważniejsze jest żeby wygrywać biegi. Raz się nam udało, ale ogólnie było bardzo trudno jeździć parą w tym spotkaniu. Pola startowe były strasznie nierówne. Pierwsze, najbliżej krawężnika, po prostu fatalne. Drugie i trzecie były już w porządku, ale czwarte znów błagało o pomstę do nieba. Nie ma jednak co narzekać, bo jakby nie patrzeć, tor jest taki sam dla wszystkich i trzeba sobie po prostu radzić - powiedział na zakończenie Słoweniec.

Komentarze (0)