Piotr Paluch: Będziemy walczyć do końca

W niedzielnym turnieju "O Koronę Bolesława Chrobrego - Pierwszego Króla Polski" kapitan Startu Gniezno - Piotr Paluch - zdobył 7 "oczek" i uplasował się na dziewiątej pozycji. Wynik ten na pierwszy rzut oka nie wydaje się może rewelacyjny, jednak w kontekście rozegranej na Ukrainie tragedii sam udział "Bola" i skuteczne nawiązanie walki z rywalami musi budzić respekt. Po zawodach wychowanek Stali Gorzów skomentował m.in. swój występ czy obecnie panujące w drużynie nastroje.

Czy Paluch jest zadowolony z osiągniętego wyniku? - Nie, to nie jest za dobry wynik. Wszystko było wymęczone, nie mamy takich motocykli jak mieliśmy wcześniej i z tego to się bierze. Jak będzie podobny sprzęt do tego, jaki mieliśmy, to będzie dobrze. - mówi.

Jak wygląda obecnie baza sprzętowa zawodnika? - Nic nie zostało, mam jeden stary silnik, który miałem w warsztacie i na którym dzisiaj jeździłem, oraz jeden motocykl pożyczyłem od Maćka Fajfera. On jest na bardziej przyczepne tory, dzisiaj było twardo, a mój silnik był słabszy i dlatego może był taki wynik.

Jak nastawieni są zawodnicy Startu w stosunku do walki w dalszej części sezonu? - Trzeba jechać dalej, musimy jakoś się pozbierać. Wiadomo, środki już napływają i dojdziemy do dyspozycji, jaką mieliśmy. W każdym razie się nie załamujemy, widać, że wszyscy chcą nam pomóc i wszystko wyjaśni się dopiero jak zaczniemy znowu startować w lidze. - Jak widać, utrata parku maszynowego nie podcięła skrzydeł czerwono-czarnym. Duża w tym na pewno zasługa wszystkich osób, które zdecydowały się pomóc zawodnikom.

Czy Paluch może liczyć na pomoc z macierzystego Gorzowa? - Prezes obiecywał że pomoże, zobaczymy co z tego wyjdzie. Mieliśmy się spotkać w Gorzowie i coś ustalić. Myślę, że jak decyzja zapadnie to prezes na pewno mnie nie zostawi i jakaś pomoc będzie.

Przed sezonem 2008 głównym celem Startu Gniezno było wydostanie się z II ligi. Czy te plany uda się zrealizować? - Zobaczymy. Takie mamy plany i nie rezygnujemy z nich pomimo tej tragedii. Będziemy walczyć do końca, bo to jeszcze bardziej nas mobilizuje. - kończy sympatyczny zawodnik.

Źródło artykułu: