Piotr Pawlicki miał już okazję raz wystąpić na pilskim torze w poprzednim sezonie i wówczas ten start był dla niego kompletnie nieudany. Po tamtych zawodach wyciągnął sporo wniosków i w sobotę podczas treningu punktowanego jechał wyśmienicie. - Pierwszy mój start na pilskim torze był nieudany i bardzo źle go wspominam. Musiałem się do tej nawierzchni spasować, aby wszystko było tak jak być powinno. W piątek, głównie dzięki pomocy taty oraz mechaników: Adama Kajocha i Rafała Lochmana, udało się przełożyć i w sobotę, podczas treningu punktowanego, wszystko już pasowało.
W jednym z biegów indywidualnego turnieju w Pile doszło do niebezpiecznej sytuacji. Młodszy z braci Pawlickich przejechał motocyklem po bandzie, jednak udało mu się wyjść z tej sytuacji bez upadku. - Przegrałem start, wyprzedziłem na trasie Damiana Adamczaka i próbowałem jeszcze dogonić pana Piotra Rembasa. Pan Piotrek pojechał szeroko, to ja jeszcze szerzej, ale wciągnęło mnie w bandę, ale jakoś się uratowałem. W tej sytuacji mogę mówić tylko o szczęściu.
Mimo, że w sobotę turniej w Pile był indywidualny, to podczas jazdy Piotr Pawlicki nie zapominał o swoim starszym bracie. Gdy Przemek jechał na trzeciej pozycji, prowadzący Piotr nieco przyblokował Mariusza Frankowa, co ułatwiło rodzeństwu wyjście na podwójne prowadzenie. - Gdy udało mi się wyprzedzić pana Frankowa, to widziałem, że Przemek jest trzeci. Przytrzymałem trochę krawężnik i nie wiem czy coś mu pomogłem, ale nie ukrywam, że chciałem. Przemek jest bardziej doświadczony, poradził sobie z przeciwnikiem sam, pojechał szerzej i przyciął, ale jak ja jechałem pierwszy, a on trzeci, to trochę mi to nie odpowiadało(śmiech).
Cała żużlowa Polska śledziła losy klanu Pawlickich przed sezonem. Piotr jr zapewnia, że cała jego rodzina była już zmęczona poszukiwaniem pracodawcy i jest szczęśliwy, że cała sprawa doprowadzona została wreszcie do finału. - Trudno mi się o tym rozmawia, bo wszyscy już jeździli w zawodach, a my cały czas tylko trenowaliśmy. Sprzęt nie jest tani, a my nie mieliśmy pieniędzy, żeby to wszystko utrzymywać. Musieliśmy gdzieś się dogadać i przyjechaliśmy tutaj. Rozmowy trwały krótko i bardzo szybko doszliśmy do porozumienia. Przemek ma Anglię, Szwecję, Danię, Niemcy, no i teraz Polskę, a więc mam nadzieję, że będzie to dla niego lepsze, jak ekstraliga. Przypomnijmy sobie Hansa Nielsena - startował tutaj w Pile i został mistrzem świata.
Długie poszukiwania klubu nie wpłynęły na przygotowanie młodych zawodników do sezonu. Młodszy z braci już po sezonie 2010 miał gotowy swój park maszyn. - Sprzęt miałem kupiony już po zakończeniu poprzedniego sezonu. Cały czas stał, zrobiliśmy go z mechanikami i oczekiwał na nowe rozgrywki. Sprzęt mamy cały czas dobry i o gotówce póki co nie ma mowy, ale jeździmy, bo lepsze to, niż siedzieć na ławce.
Przejście Pawlickich do Piły jest już tylko formalnością. Piotr zapewnia, że zrobi wszystko, aby jego przyjście do Polonii, zakończyło się awansem pilskiego klubu do I ligi. - Jesteśmy tutaj aby awansować! Drużyna jest najważniejsza, musimy się wspierać i jechać zespołowo. Wszyscy zawodnicy są dla nas bardzo w porządku. Z każdym można porozmawiać, wszyscy są pogodni i oby tak dalej, bo atmosfera w zespole jest bardzo dobra.