Doświadczenia ostatnich lat pokazały, że niektórzy zawodnicy nie zasłużyli na to, żeby reprezentować barwy ostrowskiego klubu, w którym panowały i nadal panują wręcz idealne warunki do osiągnięcia sukcesu sportowego. Najważniejsze jednak, żeby z błędów wyciągać wnioski. To na pewno udało się ostrowskim działaczom, którzy, tak jak zapowiadali, zbudowali waleczną drużynę. W tym sezonie dla ostrowskich zawodników nie ma straconych pozycji i dlatego nawet porażka w Grudziądzu nie boli fanów czarnego sportu z Ostrowa tak jak na przykład w ubiegłym sezonie.
Liderem ostrowskiej drużyny jest jak na razie Adrian Gomólski. To bez wątpienia nowa sytuacja w ostrowskim środowisku żużlowym. - Chyba nie byliście przyzwyczajeni, że junior może być liderem zespołu (śmiech) – mówi wychowanek Startu Gniezno. Żartobliwe stwierdzenie "Adika" jest jednak jak najbardziej zgodne z prawdą. W ostatnich latach w Ostrowie to właśnie juniorzy zawodzili najbardziej. Warto jednak powiedzieć, że Adrian Gomólski to lider nie tylko na torze. Rzadko spotyka się zawodników, którzy tak bardzo identyfikują się ze swoim klubem. A to bez wątpienia można powiedzieć juniorze Klubu Motorowego, który zdecydował się na wręcz nadludzki wysiłek i postanowił pojawić się w Ostrowie na spotkaniu z ekipą GTŻ-u Grudziądz, mimo że kilka godzin wcześniej ścigał się w niemieckim Diedenbergen.
Takich żużlowców brakowało w ostrowskim klubie w ostatnich latach. Było praktycznie wszystko - pieniądze, świetna organizacja, silny skład. Brakowało tylko najważniejszego, czyli awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej. Winę ponoszą za to bez wątpienia zawodnicy. Momentami można było odnieść wrażenie, że niektórym z nich się po prostu nie chciało. Prawdziwy kibic pogodzi się z porażką swojego zespołu, ale warunkiem jest to, że drużyna walczy do końca i zostawia serce na torze, żeby odnieść zwycięstwo. Tego w minionych sezonach w Ostrowie nie było.
Serce na torze zostawia natomiast Adrian Gomólski. Jego postawa została doceniona przez ostrowskich kibiców, którzy po pojedynku z zespołem GTŻ-u Grudziądz praktycznie nosili wychowanka Startu Gniezno na rękach. - Adrian zasłużył sobie na miano bohatera nie tylko tym, co zrobił podczas pojedynku z zespołem GTŻ-u Grudziądz. Średnia, którą "wykręcił" nie wzięła się z kosmosu. Jest to owoc ciężkiej pracy tego zawodnika od początku sezonu. Poza meczem z bydgoską Polonią, Adrian nie zszedł poniżej bardzo wysokiego poziomu. Co ważniejsze, ten chłopak od samego początku przejawia wielką ochotę, żeby walczyć dla tego klubu. Nie mam wątpliwości, że Adrian chce zostawiać serce na torze dla naszego zespołu. Widać u niego sportową złość i chęć osiągnięcia sukcesu z kolegami z zespołu. To zawodnik, który nie tylko patrzy na swoje indywidualne osiągnięcia. Można powiedzieć, że pojedynek z ekipą GTŻ-u Grudziądz jest tylko potwierdzeniem tej tezy. Myślę, że kibice odbierają Adriana tak samo. Chciałbym tylko zaapelować, żeby byli z tym zawodnikiem również w trudnych momentach, bo wiadomo, że w życiu każdego człowieka, nie tylko żużlowca, przeplatają się różne chwile - chwali Gomólskiego p.o. prezesa Klubu Motorowego Ostrów, Janusz Stefański.
Z pewnością ostrowscy kibice chcieliby widzieć Adriana Gomólskiego w barwach swojego klubu także w przyszłym sezonie. - Mamy połowę sezonu i w tym momencie wybiegamy bardzo daleko w przyszłość (śmiech). Mogę powiedzieć tylko tyle, że Adrian jest typem zawodnika, który zawsze będzie mile widziany w Klubie Motorowym. Wiele będzie zależało także od tego, jakie on ma zdanie o ostrowskim klubie - mówi Janusz Stefański.
Adrian Gomólski zdobył sympatię ostrowskich kibiców w piorunującym tempie. Bez wątpienia żużlowy Ostrów ma swojego nowego bohatera. Szkoda tylko, że wychowanek Startu Gniezno nie trafił do Klubu Motorowego wcześniej, bo wtedy... - Pewnie bylibyśmy już w Ekstralidze - dodał na zakończenie Janusz Stefański.