Australijczyk bardzo dobrze rozpoczął zawody zapisując na swoim koncie trzy punkty. Jego kolejny start był już nieco gorszy. Crump nie zdołał wyprzedzić Grega Hancocka, ale w pokonanym polu zostawił nie byle kogo, bo Chrisa Holdera oraz Janusza Kołodzieja. W kolejnych odsłonach nie zdołał już dowieźć do mety ani jednego "oczka".
"Ginger" nie krył niezadowolenia po zakończeniu Grand Prix Europy. - Jestem na siebie zły. Zacząłem bardzo dobrze, a potem jak gdybym zapomniał jak się ścigać. Jestem rozczarowany, ale nic na to nie poradzę. Czasami zawodnicy miewają słabe dni. Ja dzisiaj z pewnością taki miałem. 5 punktów to lepsze niż nic, ale przyjechałem tutaj żeby wygrać. Jazda w moim wykonaniu była dzisiaj fatalna.
Australijczyk nie próbuje szukać wymówek dla swojego słabego występu. Podkreśla, że nie może mieć zastrzeżeń do stanu leszczyńskiej nawierzchni. - Wszystko wydawało się być dzisiaj w porządku. Tor jest jednakowy dla każdego zawodnika. Ja dzisiaj po prostu źle jeździłem, a jeżeli w Grand Prix nie zdobywasz się na maksimum swoich możliwości to nie zdobywasz punktów.
Jason Crump pod taśmę startową wyjeżdżał na 3 różnych motorach. Przyznaje, że zbyt częste zmienianie sprzętu i ustawień mogło przynieść rezultaty odwrotne do oczekiwanych. - Dzisiaj się pogubiłem. Jeżeli coś nie wychodzi do końca dobrze to zaczynasz kombinować. W efekcie możesz albo trafić albo nie. Może należało wszystko zostawić tak jak było na początku. To moja wina. Moi mechanicy są od tego, żeby wykonywać moje polecenia. Podejmowałem złe decyzje i taki jest tego efekt.
Crump nie ukrywa, że wysoko zawiesza sobie w tym roku poprzeczkę i będzie wiele od siebie wymagał w nadchodzących turniejach cyklu Grand Prix. -Kolejne zawody odbędą się na tymczasowym torze. Mam nadzieję, że tam już wszystko będzie OK i wrócę na swój normalny poziom.