Stefan Smołka: Zdzisław Rutecki - zginął jak żył

Pożegnano w Bydgoszczy śp. Zdzisława Ruteckiego, w jego ostatniej drodze. W minioną środę nad ranem zginął na drodze pod Toruniem, w trakcie żużlowej służby, nie doczekawszy swoich 51 urodzin. Zginął jak żył - blisko ukochanego speedway’a.

Zdzisław Rutecki był żużlowcem z zamiłowania, policjantem ze służbowego nadania, trenerem z wyboru, ale przede wszystkim w całym środowisku ludzi czarnego sportu, powszechnie lubianym człowiekiem, niezależnie od miejsca, gdzie się pojawiał.

Jego sportowe początki sięgają drugiej połowy lat siedemdziesiątych w Grudziądzu, kiedy to ucząc się zawodu spróbował swoich sił na żużlowej szlace. Szczupły młodzieniec (takim pozostał do końca życia) nie widział odtąd dla siebie odwrotu. Licencję zawodniczą zdobył po kilkunastu tygodniach treningów, a dokonał tego na opolskim obiekcie, w lipcu 1978 roku. W rodzinnym GKM-ie bez trudu został liderem, obok Wiesława Ośkiewicza, Lecha Kędziory i Jana Szydlika. Wkrótce okazało się, że z taką skalą talentu za ciasno mu będzie w drugoligowym garniturze, więc bardzo prędko (w 1982 roku) ubrał milicyjny uniform w pierwszoligowej gwardyjskiej sekcji Polonii Bydgoszcz. Mundur był wyłącznie na pokaz - galowy, bo chodziło nie tyle o służbę, co o etat w dzielnicowej komendzie. Takie to były czasy sportu pseudoamatorskiego, a dotyczyło wielu branż - wojskowej, górniczej, hutniczej i innych.

Na połowę lat osiemdziesiątych przypada szczyt formy Zdzisława Ruteckiego. W lidze pewny jak Zawisza, z wysoką średnią biegową oscylującą koło 2,00 (dla przykładu w 1984 roku ją przekroczył), był jednym z najlepszych polonistów tamtego okresu, obok tak znanych postaci jak: Bolesław Proch, Ryszard Dołomisiewicz, Ryszard Fabiszewski - w jego bydgoskiej części kariery (1983-1984), klan Ziarników - Kazimierz, Marek i Krzysztof, Ryszard Buśkiewicz, Zbigniew Bizoń, Piotr Gluecklich - syn wielkiego Henryka. Potem doszedł Jacek Woźniak, Waldemar Cieślewicz i bracia Gollobowie. W tak doborowym towarzystwie nie dziwią laury zespołowe zdobywane przez Ruteckiego z Polonią. Srebrne szarfy ligowe w latach 1986 i 1987, brązowa w 1990 i wreszcie złota w 1992 roku.

Zdzisław Rutecki był jakby mniej "pazerny" na sukcesy indywidualne, ale, owszem, tu też potrafił się pokazywać. Kilkakrotnie awansował do finału krajowego IMP, gdzie mieścił się w pierwszej dziesiątce najlepszych żużlowców Polski (1987 - ósme miejsce), bądź też był tego blisko (1984 i 1989 rok). Zdarzały się kontuzje, które eliminowały Ruteckiego z finałów IMP i Złotego Kasku, mimo bez trudu wywalczonych na torze awansów, jak choćby w roku 1986.

Od 1985 roku znaczył swoją obecność w reprezentacji Polski, również w eliminacjach IMŚ, ale nie udało mu się awansować do decydujących rozgrywek światowych. Na przeszkodzie często stawały kontuzje, z których najpoważniejsza zdarzyła się we Wrocławiu w 1989 roku, kiedy to złamał rękę raz, potem po leczeniu po raz drugi. To praktycznie kończyło najlepsze lata Zdzisława Ruteckiego - żużlowca. Na szczęście w porę zdobył kwalifikacje trenerskie i jeszcze w trakcie swojej kariery zawodniczej trenował młodzież, a nawet jeżdżąc prowadził zespół ligowy. Po raz pierwszy poprowadził Polonię po odejściu śp. Ryszarda Nieścieruka z Bydgoszczy do Wrocławia, w 1990 roku. Wtedy jednocześnie rehabilitował się po złamaniu ręki i prowadził treningi Polonii. Ten rozdział trwał dwa lata, poczym zawirowania transformacyjne w kraju kazały śledczemu Ruteckiemu wejść mocniej w służbę policyjną. Jednocześnie, ogarnięty pasją, postanowił nie kończyć kariery zawodniczej. Wrócił na rok do Grudziądza, potem znów do Bydgoszczy, by wreszcie roczną obecnością w barwach Startu Gniezno zakończyć karierę jako czynny żużlowiec.

Odtąd udzielał się wyłącznie jako wzięty trener, opiekun młodzieży, za co Bydgoszcz dziś składa pokłon swojemu wieloletniemu szkoleniowcowi i wychowawcy. Był dobrym duchem ludzi zwariowanych na punkcie speedway’a. Wspierał fachową radą amatorów pykających na żużlowych motorach z bydgoskiego Old Boys Speedway Club. Ostatni etatowy rozdział Zdzisława Ruteckiego, jako trenera ligowej drużyny, trwał jeszcze tak niedawno, kilka miesięcy temu, w latach 2009-2010, kiedy to poprowadził zespół Orła Łódź do awansu z drugiej do pierwszej ligi.

W roku bieżącym, w dobie tak modnych profesjonalnych "teamów", zaangażował się do współpracy z grupą rosyjskich młodych żużlowców, reprezentujących w tym sezonie ROW Rybnik, Aleksandrem Loktajewem i po części również Wołodymirem Tejgałem. W obiecujących wynikach tych młodych zawodników widać fachową rękę Zdzisława Ruteckiego.

- Ta wiadomość jest dla mnie szokiem - powiedział gazecie "Dziennik Toruński Nowości" Jacek Woźniak, który ścigał się z Ruteckim w barwach Polonii, a obecnie szkoli bydgoską młodzież. - Kiedy zaczynałem karierę Zdzisław był już podstawowym zawodnikiem drużyny. Nigdy się jednak nie wywyższał, zawsze służył radą młodszym kolegom. Był nie tylko dobrym żużlowcem, ale też fantastycznym człowiekiem - dodaje. W podobnym tonie wypowiada się prezes ROW - Michał Pawlaszczyk.

Ostatnio widziany w Polsce na żużlowych stadionach (...a gdzieżby?) w Łodzi, Rybniku, Poznaniu. Niestety - wola Niebios - na żadnym stadionie tego świata nie zobaczymy już tej charakterystycznej sylwetki smukłego mężczyzny z siwą czupryną prostych włosów na głowie.

Niech mu grać nie przestaną żużlowe fanfary - całą mocą niewytłumionych decybeli!

Stefan Smołka

Komentarze (0)