Przed ostatnim wyścigiem słabo spisujący się tego dnia gospodarze zachowywali szanse na remis. Warunek był jeden: musieli rozstrzygnąć ten bieg na swoją korzyść, a do tego w podwójnych rozmiarach. I do trzeciego okrążenia ten scenariusz miał okazję się spełnić, bowiem na prowadzeniu znajdowali się, Krzysztof Jabłoński i Scott Nicholls, natomiast daleko z tyłu jechał Tomasz Chrzanowski. Jednak wówczas na wspaniałą szarżę zdecydował się Krzysztof Buczkowski, który odważnym atakiem po zewnętrznej części toru ostatecznie przedzielił parę Startu i dał swojemu zespołowi zwycięstwo.
- Nie ukrywam, że remis by nas satysfakcjonował, ale czułem, że jestem w stanie przedzielić parę Startu, a do tego w moim motocyklu była moc, która mi na to pozwoliła - cieszył się lider GTŻ. - Jesteśmy szczęśliwi, że wreszcie nam wyszło. Wzajemnie się uzupełnialiśmy, co przyniosło efekt w postaci zwycięstwa.
Zdaniem Buczkowskiego kluczem do zwycięstwa w Gnieźnie była równa postawa całego zespołu: - Czujemy satysfakcję, że wreszcie nam wyszło. Cała drużyna pojechała bardzo równo. Wzajemnie się uzupełnialiśmy, dlatego teraz możemy cieszyć się ze zwycięstwa.
Istotne jest, że w ten sposób goście zrewanżowali się gnieźnianom za dwie porażki w ubiegłym roku. Wówczas dwukrotnie padł dokładnie ten sam wynik (46:44), ale w obu przypadkach z kompletu punktów cieszyli się żużlowcy Startu. - Taki jest sport. Rok temu my płakaliśmy, a dziś są smutni gnieźnianie. Cieszę się, że meczem w Gnieźnie udowodniliśmy, że wreszcie potrafimy jechać na każdym torze. Ale nie ukrywam, że byłbym bardziej zadowolony, gdyby było tutaj bardziej przyczepnie (śmiech).
Krzysztof Buczkowski tuż przed decydującym atakiem na pozycję Nichollsa