Podczas półfinału MPPK w Pile Adrian Miedziński groźnie upadł, w skutek czego wycofał się z dalszych zawodów. Na szczęście żużlowiec z Torunia nie doznał żadnej kontuzji. - Upadek wyglądał groźnie, ale wszystko jest w porządku i nic poważnego mi się nie stało. Mogę również zapewnić kibiców, że na pewno będę gotowy na mecz z Gorzowem - mówi Miedziński.
Wychowanek Apatora Toruń mówi, że upadł, ponieważ Mariusz Staszewski nie zostawił mu miejsca do ataku. - Nie upadłem sam, byłem do tego zmuszony. Mariusz Staszewski nie zostawił mi miejsca, po prostu cały czas wynosił się na zewnętrzną część toru. Kiedy zobaczyłem, że nie będę miał miejsca, położyłem motocykl, żeby zminimalizować skutki i tak pewnego upadku. Za mną jechał Emil Pulczyński, który również musiał upaść, żeby mnie nie najechać - tłumaczy Miedziński.
W najbliższej kolejce Unibax Toruń zmierzy się w wyjazdowym meczu z Caelum Stalą Gorzów. "Miedziak" jest dobrej myśli i wierzy w swoją drużynę. - Trzeba zacząć od tego, że praktycznie dla nas ten sezon zaczął się na nowo. Tłumiki, na których musimy startować wymagają ciągłej pracy przy sprzęcie. A wracając do pytania to Gorzów jest bardzo silną i wyrównaną drużyną, jednak my również stanowimy mocny zespół. Jedziemy powalczyć o zwycięstwo. W Gorzowie zawsze dobrze mi się jeździło, dlatego jestem dobrej myśli i wierzę, że przywieziemy stamtąd ligowe punkty - podsumowuje Miedziński.