Poznaniacy ulegli czerwono-czarnym w stosunku 60:30. Nic więc dziwnego, że w ich boksach panowały kiepskie nastroje. - Przyjechaliśmy osłabieni, gdyby tak nie było to wynik byłby pewnie troszeczkę inny. Faworytami byli gospodarze, którzy są bardzo mocni na tym torze i koniec. Ja porobiłem troszkę błędów - ocenił mecz Miśkowiak.
Były zawodnik m.in. klubu z Ostrowa przyznał, że gnieźnieński owal nie należy do jego ulubionych. - Tak naprawdę nie lubię jeździć ma tym torze, nie będę tego ukrywał - zdradził żużlowiec. - Nigdy mi tutaj za bardzo nie szło, tak samo w pierwszym biegu (zawodnik zanotował jedyne tego dnia zero - przyp. red.). Mimo, że później dokonałem pewnych korekt, zmieniłem motocykl, to trudno mi było nawiązać walkę z rywalami - dodał "Misiek".
Robert Miśkowiak podczas niedzielnego spotkania
W ostatnim czasie zmieniono sposób przygotowania nawierzchni gnieźnieńskiego owalu. Kibice nie oglądają już przysłowiowego "betonu", co pozytywnie wpłynęło na jakość widowisk. - Ten tor jest łatwy, to nie jest jakoś wielce trudny technicznie obiekt - ocenił Miśkowiak. - Czasami jest tak, że dany owal zawodnikowi po prostu nie pasuje. Tak jest w moim przypadku. Może to wina miejsca, nie wiem. Coś mi nie gra, nie lubię tu przyjeżdżać.
Przed sezonem potencjał osobowy Lechmy pozwalał myśleć poznaniakom o realnym włączeniu się do walki o pierwszą czwórkę. Wszystko wskazuje jednak na to, że tego celu nie uda się zrealizować. - Dokładnie - potwierdził Miśkowiak. - Tak raczej nie będzie, więc trudno. Trzeba jechać dalej - zakończył.