Mariusz Franków: Potrzebuję jeden silnik tylko na pilski tor

W poprzedniej kolejce Mariusz Franków był jednym z autorów sensacyjnej wygranej pilan w Lublinie. Sam zawodnik zdobył wówczas siedem punktów i po meczu tryskał humorem. Jednak w niedzielę, jego występ nie był już tak udany. Oczekiwania miejscowych kibiców ciężko jest spełnić Mariuszowi, choć stara się jak może.

Jeszcze w poprzednim sezonie startując w barwach Kolejarza Opole, czy też przed dwoma laty w kevlarze Orła Łódź, wychowanek pilskiego klubu miał spore problemy z rodzimym owalem. W tym sezonie wrócił do Piły, jednak niczym klątwa wisi nad nim właśnie miejscowy tor. W niedzielny wieczór Mariusz zdobył tylko dwa oczka. - Tor wiadomo, jest równy dla wszystkich, moje silniki po prostu nie jadą tak, jak bym chciał, a dopiero były niedawno robione i muszę myśleć nad jakimiś zmianami. W Lublinie na torze czułem się dużo lepiej niż u tutaj w Pile. Myślę, iż muszę mieć jeden silnik inaczej przygotowany, tylko na pilski tor na to wygląda.

W tym sezonie Mariusz nie korzysta z pomocy dawnego kolegi z toru Jarosława Olszewskiego, który przed rokiem tłumaczył słabszą dyspozycję Frankowa: - W Pile się wychował a tutaj nie robiło się przyczepnych torów. I coś pewnie nadal jest na rzeczy, skoro sam zainteresowany tak mówi o ostatnich startach: - Na początku zawodów tor był przyczepny, ale z każdym biegiem jak rozmawialiśmy i z Piotrem Pawlickim i z ojcem, z każdym biegiem robił się coraz twardszy i coraz gorzej zaczęło mi iść. Pierwszy mój start, no jakoś wyszedłem, na wejściu w łuk straciłem przyczepność i po krawężniku dwójka zawodników mi uciekła i tak już jechaliśmy. Było po polaniu i tej przyczepności brakowało. Później jechałem z trzeciego pola, gdzie było twardo. Na starcie już zostałem i w ogóle nie wyjechałem. Próbowałem atakować zawodników, ale jednak z marnym skutkiem. Jednak pilski żużlowiec nie daje za wygraną, mocno przykładając się do treningów, by w końcu jego występy radowały pilskich kibiców.

Niemniej jednak Franków pokazywał w meczu z Kaskadem spore chęci do walki, co stało się punktem zapalnym po jednym z biegów, gdzie nękał atakami trenera żużlowców z Ukrainy. - Świst akurat dojeżdżał, trochę nieładnie. Nie fair. Brakowało miejsca pod bandą. On słyszał mój motocykl i dojeżdżał do płotu, nie jestem samobójcą by tam jechać za jego koło, byłem szybszy ale niestety tak to już jest. Właśnie o to spore pretensje do Śwista miał również sam prezes pilskiego klubu, dając upust emocjom właśnie po tym biegu.

Komentarze (0)