Pięć kolejnych zwycięstw, z czego aż trzy odniesione na wyjeździe, bardzo mocno zbliżyły pilską Polonię do pierwszej ligi. Trener Piotr Szymko zapytany czy można już gratulować awansu zdecydowanie odpowiada. - Nie, nie, nie... Gratulować awansu jeszcze absolutnie nie można. To jest dopiero połowa ligi. Zostało nam siedem meczów, które trzeba objechać na bardzo wysokim poziomie, żeby myśleć o awansie.
Po wygranej w Krakowie pilską Polonię czeka mecz z Wandą na własnym obiekcie. Gospodarze podejdą do tego spotkania w pełni skoncentrowani i zamierzają wyjść z dwumeczu z krakowianami z pięcioma dużymi punktami w tabeli. - Nie możemy nikogo lekceważyć. Wanda dysponuje dobrym, wyrównanym zespołem. Z pewnością będą chcieli zrewanżować się za porażkę u siebie. Nie lekceważymy ich, bo mają podobnie jak my mocnych dwóch liderów, a pozostali zawodnicy także potrafią jeździć. Na pewno nie będziemy odpuszczać tego meczu. Przygotowujemy się solidnie jak do każdego innego spotkania.
Teoretycznie po zwycięstwie z Wandą na wyjeździe, przy Bydgoskiej Polonia powinna bez większych problemów wygrać. Piotr Szymko nie uważa jednak, że przyszedł już czas na podejmowanie ryzykownych decyzji i do boju pośle swój najmocniejszy skład. - Eksperymentów nie przewiduję. Być może będzie zmiana na jednej pozycji, ale na to mamy czas. W środku tygodnia chłopacy mają do odjechania kilka spotkań i to może nam pomóc. W sobotę Mistrzostwa świata, w piątek Mariusz jedzie ligę duńską, we wtorek MDMP, gdzie część chłopaków jedzie w Poznaniu, a część w Lesznie i to też jest zawsze jakieś zagrożenie. Czekamy do końca, ale myślę, że jedną zmianę zrobię. Teraz nie chcę jeszcze o konkretnych nazwiskach mówić. Nie możemy wytoczyć wszystkich armat, bo się nie mieścimy ze średnią. Jak jest Andrzej Korolew, to nie może jechać Paweł Staszek i na odwrót lub trzeba wyjąć kogoś innego ze składu. Mamy jeszcze trochę czasu i to przemyślimy.
W Krakowie zadebiutowali w barwach Stokłosa Polonii dwaj nowi zawodnicy - Hynek Stichauer i Jason Doyle. Według szkoleniowca obaj wywiązali się ze swojego zadania i zamierza dać im kolejne szanse do zaprezentowania swoich umiejętności. - Obaj nie pojechali źle, a mogę powiedzieć, że pojechali bardzo dobrze w trudnym momencie meczu, gdzie tor przez opady był w stanie fatalnym. Hynek pojechał świetnie dwa pierwsze biegi. Później też na dystansie wywalczył punkt z bonusem. Obaj się sprawdzili i jeżeli jest mecz na styku, to nie da się super punktować. Myślę, że obaj spełnili swoje zadanie. W pierwszym swoim biegu nie wytrzymał na starcie Doyle, był bardzo spięty, któryś z kolegów się minimalnie ruszył i Jason poszedł w taśmę. Potrafił się jednak odbudować i był szybki, chociaż popełniał kilka błędów na dziurawym torze. Ostatni bieg już w zasadzie o niczym nie decydował, więc chłopakom mówiłem, żeby spokojnie cało i zdrowo odjechali i byli gotowi na następny mecz. Jestem ze wszystkich zadowolony. Mariusz pojechał dobre zawody, słabo pojechał na początku Paweł i wyjąłem mu dwa biegi, ale potem w ważnym momencie zdobył cenne punkty. Wyjąłem mu te biegi też dlatego, że mecz mógł się zakończyć po ósmym biegu i wstawiałem Przemka Pawlickiego.
Grono zawodników aspirujących do miejsca w składzie cały czas się powiększa, a co za tym idzie trenera czeka kilka trudnych decyzji. Jedną z nich może być nie wystawienie dobrze spisującego się jak do tej pory Maxa Dilgera. - Max pokazał się z bardzo dobrej strony, ale na prawdę nie muszę go wstawiać do składu. Mogę, rozważam taką możliwość, ale nie muszę, bo ci zawodnicy, którzy jechali w Krakowie, nie pojechali gorzej od Maxa. To oni byli gotowi na ten mecz, Max nie mógł przyjechać choć prosiliśmy, ale rozumiem jego kontrakt w Niemczech i nie mam mu tego za złe. Nie mam podstaw, żeby wyjąć innego z zawodników i wstawić Maxa, ale zobaczymy po kilku meczach.