- Na żużel chodzę od dziecka, ale zawodowo to zaczęło się dziewięć lat temu. Na początku 2003 roku pracowałem w przedsiębiorstwie remontowo-budowlanym "Komunalnik" u Edwarda Jankowskiego i był to najlepszy z dyrektorów, jakich dotychczas miałem. Zostałem oddelegowany na stadion, bo Edek był też w zarządzie klubu i po 24 dniach moja firma upadła, a ja zostałem. Wówczas toromistrzem był jeszcze Ludwik Jaskulski - co to był za gość! Jak nie chcieli mu na czas zapłacić pensji, to stawał w czasie meczu polewaczką w poprzek toru i nie było wyjścia, trzeba było płacić. Kiedy pojawiłem się w klubie, po kilku dniach stwierdził: "ja pier.. nie będę, więcej robić". Rzucił tę robotę i zaczął stróżować. Konfliktu żadnego między nami nigdy nie było, ale gość był nieprawdopodobny - przyznał toromistrz zielonogórskiego klubu na łamach Tylko Falubaz.
- Pierwszy rok w klubie pamiętam całkiem nieźle. Prezesem był wtedy Robert Smoleń, któremu rękę podałem tylko jeden raz. Ścisnąłem ją tak mocno, że oczy mu się powiększyły i zrobił się cały czerwony, a potem zwyczajnie się bał. Smoleń to był dziwny prezes, kasy w klubie nie było, a on zawsze gdzieś bujał w obłokach. Wtedy też po klubie plątał się taki młody inwalida Robert Dowhan, bo wcześniej grał gdzieś w piłkę i się połamał. W sumie to on w porządku nawet był. Jak o coś go poprosiłem, starał się to załatwić. Nawet dziś, jak się wybił, ta dobra cecha mu została. Chyba, że gadamy o kasie, to wtedy udaje, że nie słyszy - powiedział Warecki o początkach swojej pracy.
Toromistrz Stelmet Falubazu przyznał się także do zapewniania dodatkowych atrakcji kibicom. - Pięć, może sześć lat temu zrobiliśmy z traktorzystą Leszkiem Baranowskim akcję tygodnia i wtedy dostaliśmy za to z klubu nawet z 1000 złotych do podziału. Na torach wiało nudą, stąd wybór mógł być tylko jeden. W czasie zawodów zderzyliśmy się traktorami i szyny się sczepiły. Obyło się bez pomocy lekarza, ale jeden z traktorów został wykluczony do końca meczu, bo wszystko się powyginało. Udało się to poskładać bez odszkodowania z PZU, bo my zdolne chłopaki jesteśmy.
Warecki dobrze wspomina także pracę z zawodnikami klubu spod znaku Myszki Miki. - Przez te dziewięć lat pracowałem z wieloma zawodnikami i raczej kontakt był fajny. Najbardziej wydziwiali Zbyszek Suchecki i Piotr Świst. Ci zawsze znajdowali winnego, a to tor był inny na treningu, inny na meczu, a to silniki, a to tamto, zero zadowolenia. Ze wszystkimi staram się żyć dobrze. Chociaż wkurza mnie, jak ktoś mi w trakcie meczu biega, coś tam wymachuje, pokazuje na palcach, ile okrążeń, którą ścieżką. Niektórzy są szybsi od grzechotnika, a ja znam swoją robotę i rozumiem, co mi mówią. Zwykle jest tak, jak chcą i na czas.
Więcej w 6. numerze nieregularnika "Tylko Falubaz", który będzie dostępny z weekendowym wydaniem Gazety Lubuskiej. Kibice Falubazu mogą go także bezpłatnie otrzymać w Sklepach Kibica w Galerii Handlowej Auchan i Focus Mall.