Jarosław Dymek dla SportoweFakty.pl: W Tarnowie chcemy zgarnąć całą pulę

W środę w Rzeszowie odbył się półfinał MIMP, w którym rywalizowali zawodnicy Włókniarza Częstochowa - Artur Czaja i Marcel Kajzer. Na zawodach obecny był także menadżer Lwów - Jarosław Dymek, z którym po turnieju przeprowadziliśmy rozmowę.

Częstochowianie nie będą mile wspominać rzeszowskich eliminacji do Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski. Zarówno Marcelowi Kajzerowi (miejsce siódme), jak i Arturowi Czai (miejsce szóste - zawodnik rezerwowy w finale) nie udało się znaleźć w pierwszej piątce turnieju, która premiowała awansem do finału imprezy (30 lipca w Gorzowie). - Wydawało się, że po dobrym początku obaj zajmą miejsce w czołowej piątce, która premiowała do finału. Niestety wyszło jak wyszło. Marcel, jak mówił, stanął w złym miejscu w swoim ostatnim biegu i zaprzepaścił szansę na chociażby wyścig barażowy. Dwójka dawała mu pewny awans, jedynka - udział w barażu. Zajmując czwarte miejsce automatycznie wyłączył się z walki o czołową piątkę. Artur Czaja jeździł dzisiaj niesamowicie ambitnie, walecznie i stylowo. Chłopak ma niesamowitego pecha, bo po ładnej walce wyprzedził rywala na trasie, ale na ostatnim łuku urwał mu się łańcuch i będzie tylko zawodnikiem rezerwowym w Gorzowie - powiedział tuż po eliminacji Jarosław Dymek.

Żużlowców spod Jasnej Góry w dalszym ciągu nie opuszcza "łańcuszkowy pech". - W Częstochowie mamy szczęście do łańcuchów. Szkoda, że w ważnych momentach. To jest złośliwość rzeczy martwych i na to niestety nic nie poradzimy. Jest to wielki pech i Artur do Gorzowa jedzie tylko jak zawodnik rezerwowy - dodał Dymek.

Menadżer Włókniarza Częstochowa jest przekonany, że do wywalczenia przez jego podopiecznych udziału w finale, zabrakło niewiele. - Wiem już po meldunkach, że z Bydgoszczy awansował Marcin Bubel, także można powiedzieć, że mamy półtora reprezentanta w finale. Artur Czaja będzie rezerwowym, jednak wiadomo, że to jest bardzo niewdzięczna rola. Szkoda, bo myślę, że mogliśmy wprowadzić do finału przynajmniej trójkę zawodników. Zabrzmi to trochę buńczucznie, ale taka jest prawda, bo uważam, że nasi chłopcy pokazali dzisiaj fajny żużel. Do awansu zabrakło bardzo niewiele, ale jednak czegoś zabrakło. Z awansu do finału cieszą się inni.

W najbliższą niedzielę częstochowianie będą walczyć o ligowe punkty w Tarnowie. Czy Lwy w pojedynku z "czerwoną latarnią" ligi powalczą o trzy duże punkty? - Tak oczywiście. Osobiście jednak nie nazywałbym tarnowskiego zespołu czerwoną latarnią. Ekstraliga rządzi się własnymi prawami, co powtarzam w kółko i na pewno czeka nas bardzo ciężki mecz. Myślimy o tym, żeby zgarnąć całą pulę, bo po to się przecież jeździ - mówi Dymek.

Menadżera ekipy z Częstochowy zapytaliśmy także o stan zdrowia Grigorija Łaguty. Rosjanin przed paru dniami uskarżał się na ból pleców. - Już jest wszystko w porządku i "Grisza" na pewno zjawi się w Tarnowie. To była tylko chwilowa niedyspozycja. Myślę, że kibice częstochowscy nie mają co się obawiać, a kibice tarnowscy mogą się cieszyć, bo "Grisza" tworzy fajne widowisko. Myślę, że w niedzielę będzie co oglądać.

Fani Włókniarza z pewnością liczą, że w spotkaniu ligowym w Tarnowie w końcu dobrze zaprezentuje się Rafał Szombierski. - "Szumina" przygotowuje się bardzo solidnie do tego meczu. Liczymy wszyscy i on sam, że się obudzi i mecz w Tarnowie będzie jego przełamaniem - zakończył Jarosław Dymek.

Źródło artykułu: