Jarosław Handke: Zdobyłeś w meczu z Kolejarzem Opole sporo punktów, nieudany był w twoim wykonaniu właściwie tylko ostatni bieg.
Marcin Nowaczyk: Tak. W ostatnim biegu pojechałem słabo dlatego, że rozdarł mi się z tyłu kevlar, który zahaczył się o siedzenie, przez co nie mogłem w pełni wypuścić motocykla.
Możecie żałować punktów straconych w końcówce meczu, szczególnie w kontekście rewanżu, gdyż o bonus łatwo nie będzie.
- Czas pokaże, jak potoczy się mecz w Opolu, uważam jednak, że zdobędziemy tam wystarczającą ilość punktów, by wygrać na tamtym torze.
Początek bieżącego sezonu był w twoim wykonaniu kiepski. W pewnym momencie stałeś się jakby innym zawodnikiem. Skąd ta metamorfoza? Kwestia sprzętu?
- Tak, to kwestia sprzętu. Obecnie moja sytuacja wygląda w tej mierze zupełnie inaczej, ponieważ zmieniłem tunera. Od tego momentu zaczęły "jechać" te moje silniki. Jestem bardzo wdzięczny Patrykowi Szymańskiemu, firmom Insbud i RAWAG. Chciałbym w tym miejscu podziękować także pozostałym sponsorom.
Ostatnio rawiccy kibice zastanawiali się nad tym, co kryje się pod informacją o możliwej zmianie barw klubowych przez Marcina Nowaczyka. Czy rzeczywiście chcesz spróbować swych sił gdzie indziej?
- Jest to za wczesna rozmowa na temat mojej przyszłości, bo później różni ludzie różne rzeczy opowiadają. Zaznaczam jednak, że nie powiedziałem w żadnej rozmowie nikomu o tym, że chcę odejść z Rawicza. Ktoś widocznie przekręcił moją wypowiedź.
Kilka dni temu zakończyłeś swą tegoroczną przygodę z Indywidualnymi Mistrzostwami Polski w słabym stylu.
- Tak, w Opolu na półfinale IMP "dałem plamę". W pierwszym biegu na motocyklu, na którym jechałem w niedzielę w lidze, miałem defekt. Spadł mi tylni łańcuch, w efekcie czego wszystko się posypało. Jechałem potem na drugim motorze, na którym zupełnie jazda mi nie wychodziła. Mam jeden sprawdzony silnik, na którym naprawdę da się szybko jechać. Ale drugiego takiego niestety już nie mam.
Zespół z Opola miał pięć tygodni przerwy w rozgrywkach ligowych. Kolejny mecz przed wami na własnym torze za miesiąc. Czy nie uważasz, że tegoroczny terminarz drugiej ligi negatywnie wpływa na frekwencję na stadionach i samych zawodników?
- Tak, te przerwy są zbyt długie. Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Im więcej jazdy, tym lepiej. Teraz bardzo przydałoby się mi załatwić starty w jakiejś lidze zagranicznej bądź choćby w jakimś turnieju. Czekam na telefony, na propozycje. Jestem otwarty i bardzo chętny na tego typu oferty.
Czy możesz liczyć na czyjąś pomoc w tej kwestii?
- Problem polega właśnie na tym, że nie mam takiej osoby, która pomogłaby mi załatwić choćby kilka startów. Wiadomo, że samemu bardzo ciężko jest załatwić takie rzeczy.
Z tego co wiem, to poza żużlem dodatkowo pracujesz. Czy z samego ścigania się w drugiej lidze jesteś w stanie wyjść "na zero"?
- Aktualnie nigdzie nie pracuję. W tej chwili jestem więc "na minusie". Wszystkie pieniądze, które posiadam, staram się inwestować w sprzęt. Trzeba otwarcie przyznać, że ciężko jest się utrzymać ze startów w drugiej lidze.
Jak z perspektywy czasu oceniasz nowe tłumiki? Po twoich ostatnich występach ligowych widać chyba, że da się na nich jeździć.
- Da się na nich jechać, jest ciężej niż na normalnych. Ale nic na to nie poradzimy, trzeba się dostosować.
Czy zauważyłeś, że poziom drugiej ligi z roku na rok znacznie się podnosi? O punkty jest zdaniem wielu żużlowców coraz trudniej…
-W tej chwili jest to bardzo wyrównana liga, niektórzy zawodnicy ze spokojem mogliby na przyzwoitym poziomie punktować w pierwszej lidze, jak i w Ekstralidze. Podobnie rzecz się ma w drugą stronę: niejeden Ekstraligowiec dostałby w drugiej lidze "baty". W związku z podnoszeniem się poziomu rozgrywek ligowych, trzeba coraz więcej pieniędzy inwestować w sprzęt, do tego dochodzi fakt, że coraz szybciej się on zużywa. Koszty więc wzrastają znacznie.