Jarosław Galewski: Czy zyski z koncertu zespołu Scorpions przewyższyły straty, jakie poniósł ostrowski klub w związku z odwołaniem Łańcucha Herbowego?
Janusz Stefański: Tak, pomimo, iż budżet tej imprezy był nieporównywalnie większy aniżeli budżety jakichkolwiek zawodów żużlowych Klub Motorowy Ostrów zarobił na organizacji koncertu zespołu Scorpions. Można więc powiedzieć, że podejmując się organizacji tego wydarzenia zrealizowaliśmy co najmniej dwa cele. Pierwszy związany jest z finansami, a drugi dotyczy zagadnień czysto propagandowych. Pomimo, że nie mieliśmy na tej płaszczyźnie żadnego doświadczenia stanęliśmy na wysokości zadania i pokazaliśmy, że ostrowski klub potrafi organizować nie tylko imprezy sportowe, ale także coś, co w sposób znaczący wykracza poza ten profil działalności. Jestem także przekonany, że na wszystkim bardzo skorzystało nasze miasto jak również dyscyplina sportu jaką jest żużel. Nie należy bowiem zapominać, że promocja koncertu była olbrzymia. Hasła: Scorpions, Ostrów Wielkopolski i żużel pojawiały się przecież w różnego rodzaju mediach lokalnych i ogólnopolskich.
Czy jest pan zawiedziony postawą Tomasza Golloba i innych uczestników cyklu Grand Prix, którzy odmówili jazdy w Łańcuchu Herbowym?
- Nie chciałbym posługiwać się w tej sytuacji nazwiskami, ale jeżeli mam oceniać całokształt stawki i to, jak potoczyły się losy Łańcucha Herbowego, to na pewno mogę powiedzieć, że jestem zawiedziony. Podejrzewam, że gdyby to był mecz ligowy, to zawody doszłyby do skutku. Mam pretensje, że w ogóle nie dano nam szansy na przeprowadzenie tej imprezy. Sędzia po konsultacji z zawodnikami odwołał turniej już o godzinie 19.15. Wtedy deszcz już nie padał. Do planowanego rozpoczęcia imprezy pozostawało 45 minut. Można było też opóźnić zawody o kolejne pół godziny. Przez ten czas tor zostałby przygotowany w należyty sposób. Tymczasem nam szansy - którą zapewne przy okazji spotkania ligowego byśmy otrzymali - nie dano. Zupełnie nie wzięto pod uwagę, że przygotowanie całych zawodów było związane z wielkim wysiłkiem organizacyjnym i finansowym. Poza tym, pomimo fatalnej pogody na stadionie znajdowało się kilka tysięcy kibiców. Myślę, że z uwagi na szacunek dla kibiców i organizatorów powinniśmy otrzymać chociaż szansę na odpowiednie przygotowanie toru.
Czyli można powiedzieć, że zawodnicy po prostu "olali" kibiców?
- Powiem inaczej: myślę, że część żużlowców nie spróbowała nawet zastanowić się nad konsekwencjami tak łatwego odwołania zawodów.
Którzy zawodnicy chcieli jechać? Wymienianie tych chętnych zajmie chyba mniej czasu...
- Nie chcę rozpatrywać tego indywidualnie. Proszę mi wierzyć, że nie ma to większego sensu. Mam nadzieję, że część zawodników dojdzie do wniosku, że to wszystko powinno odbywać się na trochę innych zasadach. Jeśli niektórzy żużlowcy nie będą chcieli tego zrozumieć, to nawet wymienienie ich nazwisk niewiele zmieni.
Ale chyba nie zamierza pan im pobłażać. Zawodnicy, którzy przyjeżdżają co roku na zawody do Ostrowa zarabiają niemałe pieniądze i zachowując się w ten sposób w pewnym sensie podcinają gałąź, na której sami siedzą...
- Tak, na pewno można powiedzieć, że zawodnicy podcinają gałąź, na której sami siedzą. Wiadomo, że takie imprezy jak Łańcuch Herbowy organizujemy po to, żeby uzyskać pożądany efekt propagandowy dla klubu oraz Ostrowa, a także z myślą o zarobieniu pieniędzy. Nie zmienia to jednak faktu, że również zawodnikom dajemy zarobić i to niemało. Nagrody w naszym turnieju są porównywalne, a niektórych przypadkach nawet wyższe niż w cyklu Grand Prix. Zawodnicy powinni to docenić i uszanować. Jeśli bowiem takich klubów jak nasz zabraknie, to tym samym skończą się dla nich możliwości dodatkowego zarobkowania. A myślę, że tego nie chciałby żaden z nich.
Pod koniec ubiegłego sezonu bardzo głośna była propozycja organizacji cyklu na wzór narciarskiego Turnieju Czterech Skoczni. Ta sprawa w ostatnim czasie bardzo ucichła...
- Wydarzenia, które miały miejsce jesienią ubiegłego roku, odsunęły na dalszy plan wszystkie projekty. Ta idea także została w pewnym momencie zaniechana, co nie oznacza, że straciła na atrakcyjności. Myślę, że jest to nadal bardzo ciekawa propozycja, do której na pewno chciałbym powrócić. Wierzę, że starczy nam sił i determinacji, aby pewnego dnia to zrobić. Przy tej okazji nasuwa mi się pewna refleksja. W ostatnim czasie jestem zmuszony tracić mnóstwo czasu na udowadnianie na potrzeby Głównej Komisji Sportu Żużlowego, że mieliśmy prawo walczyć o to, by Adrian Gomólski wystartował w meczu z GTŻ Grudziądz. Na wszelkie sposoby dowodzę więc tego co – moim zdaniem – jest oczywiste. Wydaje mi się, że byłoby znacznie lepiej gdyby mój czas, a także czas członków Głównej Komisji Sportu Żużlowego pożytkowany był w lepszy sposób. By zamiast budowania negatywnego wizerunku speedwaya tworzony był pozytywny. A właśnie wspólne działanie na rzecz wcielania w życie takich inicjatyw jak Turniej Pięciu Torów mogłoby przyczynić się do poprawy wizerunku sportu żużlowego i tym samym przyciągnięcia na trybuny kolejnych kibiców, a w ślad za nimi także sponsorów. Klub Motorowy Ostrów co pewien czas występuje z różnymi inicjatywami, które mają na celu przyczynienie się do rozwoju "czarnego sportu". Przypomnę, że to my zorganizowaliśmy I Galę Sportu Żużlowego, połączyliśmy imprezę żużlową z koncertem światowej sławy grupy muzycznej, stworzyliśmy projekt Turnieju Pięciu Torów, a także znacznie podnieśliśmy prestiż turniejów indywidualnych w Polsce. Byłoby dobrze gdyby Główna Komisja Sportu Żużlowego wspierała nasze starania. Tylko bowiem współdziałając możemy wspólnie dojść do pożądanych efektów.
Jak będzie wyglądać przyszłość memoriału Rifa Saitgariejewa?
- W tym sezonie memoriał zaplanowany został na 26 października. Nie ukrywam, że poczyniliśmy już pierwsze starania, żeby powrócić do pomysłu zorganizowania tej imprezy w formie "draftu". Chcielibyśmy dokonać przeglądu zawodników, którzy rzadko pojawiali się w Polsce albo w ogóle nie mieli do tego okazji. Myślę, że stawka żużlowców zbudowana według tego klucza będzie bardzo interesująca. Turniej w tej formie powinien wprowadzić wiele świeżego powiewu do tzw. sezonu transferowego. Ostatnie lata pokazują zaś, że na świecie jest znaczna grupa zawodników, którzy nie byli wcześniej znani szerszej publiczności, a potrafili skutecznie rywalizować na polskich torach. W przypadku naszego klubu wystarczy wymienić chociażby nazwiska: Adama Roynona, Daniela Nermarka czy też Madsa Korneliussena. Przebojem do Ekstraligi wdarł się Davey Watt czy też Troy Batchelor. Te przykłady pokazują, że warto szukać.