Zobacz także: Relacja Live z Terenzano!
I choć nie zmieniła się jego zawartość zarówno jeśli chodzi o tempo (a były i takie przypadki w historii polskiego sportu), jak i zawartość tekstową, to jednak było coś bardzo podniosłego w tym wykonaniu. Otóż pieśń płynąca z gardeł rzeszy polskich kibiców jeżdżących za naszymi zawodnikami po rozmaitych zakątkach europejsko-żużlowej mapy została wsparta tym razem przez wyjątkowego artystę - w tym wypadku wirtuoza żużlowego owalu, występującego po raz pierwszy w niezwykłej dla siebie roli. Po 37 latach dzierżenia miana jedynego polskiego zdobywcy tytułu najlepszego żużlowca świata Jerzy Szczakiel musiał swój jednoosobowy, lekko już zakurzony, team nareszcie powiększyć. To właśnie w Terenzano po ponad 20 sezonach funkcjonowania w żużlowym światku Tomasz Gollob mógł głośno wykrzyczeć: Jestem najlepszy na świecie! Dla pewności, by wszyscy zrozumieli poprawił to czystą angielszczyzną ogłaszając wszem i wobec: I'm the best. W wieku 39 lat przebył drogę czarnym szlakiem osiągając żużlowy Olimp. Symboliczne okazało się miejsce zwycięstwa. Włoska ziemia, ta na której powstał utwór polskich legionów, będący do dziś hymnem Polski, ta która przez prawie trzy dekady była drugim domem Papieża Polaka, także i tym razem okazała się łaskawa dla słowiańskiego narodu. Swój wydźwięk ma też fakt, że tytuł indywidualnego mistrza świata Gollob zapewnił sobie we Włoszech, lecz złoty medal i okazały puchar najlepszego zawodnika globu odebrał pod polskim niebem, w rodzinnej Bydgoszczy. Krótko mówiąc, a raczej pisząc z ziemi włoskiej do Polski.
Zobacz także: Trening przed GP Włoch w Terenzano (FOTO)
Starsi panowie, starsi panowie dwaj
Terenzano jest miejscem niezwykle szczęśliwym dla Golloba. Dość powiedzieć, że w dwóch rundach dotychczas rozegranych w miasteczku usytuowanym niedaleko Udine zawodnik gorzowskiej Stali w czternastu wyścigach stracił tylko trzy oczka, zdobywając 45 z 48 możliwych punktów! Dwa starty - dwa triumfy. W tegorocznym sezonie włoskie Grand Prix stanowi półmetek zmagań. Po pięciu rundach na czele znajdują się weterani. Pierwsza lokatę po zwycięstwie w walijskim Cardiff odzyskał Kalifornijczyk Greg Hancock. "Herbie" w tym roku skończył 41 lat. Patrząc na jego jazdę śmiało można stwierdzić, że liczba 41 odnosi się do wszystkiego innego, lecz nie do jego wieku. Amerykanin imponuje startami, wyrafinowanymi atakami przy krawężniku i bardzo rozważną jazdą. Co więcej, jako jedyny ze światowej czołówki nie zaliczył jeszcze wpadki w mistrzowskim serialu. Kilka słabszych występów przydarzyło mu się w ligach, czy to polskiej, czy szwedzkiej, jednak gdy przychodziło do najważniejszej rozgrywki mieszkaniec słonecznej Costa Mesy był optymalnie przygotowany i stąd nikogo raczej nie powinno dziwić jego liderowanie tegorocznym zmaganiach o tytuł IMŚ.
Zobacz także: Hampel: Chcę wskoczyć na miejsce medalowe
12 punktów przewagi nad Gollobem to dużo i mało, biorąc pod uwagę, że przed nami jeszcze sześć rund Grand Prix. Jednak jeśli jeździec zielonogórskiego Falubazu po raz kolejny pojedzie na swoim wysokim poziomie, ocierającym się o zwycięstwa w zawodach, to trudne zadanie może czekać goniącego go Polaka. Hancock w przeciwieństwie do kapitana reprezentacji Polski, aż tak za torem z cementowo-białą nawierzchnią nie przepada. W 2009 roku, w inauguracji, z dorobkiem 7 punktów odpadł z dalszej rywalizacji po rundzie zasadniczej, zajmując dziewiąta lokatę. O wiele lepiej spisał się rok temu. Zdobył 14 punktów i ostatecznie wywalczył najniższe miejsce na podium. W finałowym wyścigu przez kilkanaście sekund znajdował się nawet na prowadzeniu, lecz był bezradny wobec fenomenalnego ataku nowokreowanego mistrza świata. Chwilę później śmiałą szarża pod bandą Amerykanina wyprzedził Brytyjczyk Chris Harris.
Zobacz także: Mecze I ligi uzależnione od GP Włoch
Tor w Terenzano w dwóch poprzednich odsłonach pozwalał na walkę, wliczając w to liczne ataki tuż pod płotem. Podobnie jak przez całą karierę tak i wtedy był to największy atut Golloba. Był, bo w tym roku, jak sam mistrz przyznał, nowe tłumiki "zabiły" jazdę po szerokiej. Gollob po przegranych startach nadal świetnie potrafi sobie poradzić na dystansie, lecz trzeba zauważyć, że w tegorocznym sezonie troszkę mało tego jego firmowych szarż po zewnętrznej części toru. To może być przewaga Amerykanina w sobotniej rywalizacji, gdyż Greg od zawsze słynął ze świetnych wyjść spod taśmy startowej i mimo upływu lat umiejętność tą świetnie w sobie zakonserwował. Mimo wyśmienitej statystyki Tomasza w Terenzano, ciężko prorokować jak będzie tym razem. Śmiem twierdzić, że jeśli Hancock dorzuci jeszcze kilka oczek do wypracowanej przewagi może w tym sezonie nie oddać już prowadzenia nikomu. Tak zdeterminowanego jeźdźca zza oceanu nie widzieliśmy od dawna. W ostatnich sezonach nie radził sobie on jednak z utrzymaniem, bądź przygotowaniem formy na cały cykl. Gdy dobrze zaczynał, w ostatnich turniejach dopadała go zadyszka. W poprzednim sezonie po kiepskim początku na koniec roku włączył się do walki o medale. Pierwszą podpowiedź na to, czy powtórzy się scenariusz z poprzednich lat otrzymamy w sobotę około godziny 23. Jeśli jednak Tomasz Gollob po raz kolejny okaże się bezkonkurencyjny w finale włoskiej rundy, to chyba nikt nie zdoła zmienić jego kursu zaprogramowanego na drugi w karierze tytuł indywidualnego mistrza świata. Zapowiada się niezwykle zażarta rywalizacja pomiędzy zawodnikami sponsorowanymi przez napój dodający "potwornej energii".
Zobacz także: Lista startowa Grand Prix Włoch
Pięciu na jedno miejsce
Za plecami tej dwójki zapewne do końca sezonu będzie trwała walka o brązowy medal. Kandydatów jest wielu, a różnice niewielkie. Chris Holder, Jarosław Hampel, Emil Sajfutdinow, Jason Crump oraz Nicki Pedersen to zawodnicy, którzy między sobą rozegrają walkę o trzecie miejsce na koniec sezonu. Z tej piątki największe szanse na udany występ statystyki dają Duńczykowi, który dwukrotnie stawał pod taśmą finałowego biegu włoskiej rundy. W 2009 był trzeci, rok temu zabrakło dla niego miejsca na podium. Całkiem nieźle w swoich jednorazowych występach poczynali sobie Hampel i Sajfutdinow. Polak w 2010 roku z dorobkiem 10 punktów był piąty, Rosjanin rok wcześniej wywalczył oczko więcej, jednak uplasował się pozycję niżej od zawodnika Unii Leszno. Obiekt najbliższej rundy Grand Prix wyraźnie nie leży Crumpowi, o czym świadczą trzynasta lokata (4 punkty) w 2009 roku oraz dziewiąta pozycja w zeszłym sezonie. Siedem punktów, czyli identyczny dorobek jak "Rudy", wywalczył rok temu Holder, jednak uplasował się tuż za plecami bardziej utytułowanego rodaka. Holder to mój osobisty faworyt do medalu. Widać, że rozdzielenie dwóch wielkich talentów z Antypodów przez włodarzy toruńskiego Unibaksu zbawiennie wpłynęło na obu zawodników. Zarówno Chris, jak i zmierzający po trzeci z rzędu złoty medal w juniorskiej rywalizacji Darcy Ward zaczęli trochę poważnej traktować swoje zawodowe obowiązki.
Zobacz także: Król Tomasz podtrzyma swoją dominację?
Pozostałych ośmiu niewymienionych przeze mnie z imienia i nazwiska zawodników zapewne walczyć będzie o ostatnie premiowane utrzymaniem w elicie miejsce. Jednak wytypowanie tego jednego na obecnym etapie zmagań może być tak skuteczne jak trafność zaplanowania sobie urlopu z ładna pogodą w naszym kraju. Oby jednak tym ostatnim był Janusz Kołodziej, gdyż tegoroczne niepowodzenia mogą na dłużej odbić się na psychice sympatycznego wychowanka tarnowskiej Unii.
Cóż, po Terenzano wszyscy będziemy o jeden turniej mądrzejsi. Z polskiego punktu widzenia trzeba mieć nadzieję, że i tym razem włoska ziemia okaże się sprzymierzeńcem biało-czerwonych i pozwoli im osiągnąć założone cele. Na zakończenie coś ku pokrzepieniu serc polskich kibiców, czyli "Gollobella" sprzed roku.