Wspomnień czar
Stal Gorzów to jeden z najbardziej utytułowanych zespołów w historii rozgrywek o Drużynowe Mistrzostwo Polski. Ekipa z województwa lubuskiego posiada w swym dorobku dwadzieścia jeden medali, w tym siedem złotych. Po raz pierwszy tytuł najlepszego zespołu w naszym kraju gorzowianie wywalczyli w 1969 roku. Prawdziwa dominacja Stali miała miejsce w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Od 1973 do 1979 roku zawodnicy z Gorzowa nie schodzili z podium DMP zdobywając w tym czasie pięć złotych medali (w tym cztery tytuły z rzędu w latach 75-78) oraz dwa medale srebrne. W 1983 roku Stal pod wodzą ikony klubu Edwarda Jancarza, a także Jerzego Rembasa i Bogusława Nowaka po raz ostatni w swej dotychczasowej historii zakończyła rozgrywki ligowe w glorii najlepszej drużyny w kraju. W latach 90-tych zespół, którego liderem był Piotr Świst dwukrotnie kończył rozgrywki na drugiej pozycji (w 1992 i 1997 roku). Ostatni medal zmagań o drużynowy prymat w Polsce powędrował na konto gorzowian w roku 2000, a więc jedenaście lat temu.
28 września 2002 roku to natomiast dzień, który przeszedł do niechlubnej historii Stali Gorzów. Po czterdziestu latach nieprzerwanej rywalizacji o najwyższe cele zespół gorzowski zajął ostatnie miejsce w Ekstralidze i musiał opuścić szeregi najlepszych drużyn w Polsce. Punktem zwrotnym było objęcie w 2005 roku funkcji prezesa klubu przez Władysława Komarnickiego, którego ambicją było ponowne wprowadzenie chluby Gorzowa na żużlowe salony. Bytowanie na zapleczu Ekstraligi trwało pięć lat do roku 2007. Właśnie w tym sezonie Stal okazała się najlepsza w walce o powrót do elity. Filarami ekipy byli wtedy Jesper Monberg, Matej Ferjan, Magnus Zetterstroem oraz miejscowy talent Paweł Hlib. Dzielnie wspierali ich Szwedzi Thomas Jonasson, David Ruud, Fin Joonas Kylmaekorpi oraz Piotr Paluch. Skład uzupełniali Kim Jansson oraz polscy juniorzy Adrian Szewczykowski, Paweł Zmarzlik oraz Mateusz Mikorski.
Powrót na salony, czyli pierwsze śliwki robaczywki
Ambitny prezes postanowił powalczyć o coś więcej niż tylko utrzymanie i dlatego ze składu, który wywalczył awans pozostali tylko Monberg, Ferjan, Jonasson, Szewczykowski, Hlib i Paweł Zmarzlik. Do zespołu, który nadal prowadził Stanisław Chomski postanowiono dokupić trzech wysokiej klasy zawodników. Największym hitem transferowym było sprowadzenie z Tarnowa dwójki Tomasz Gollob oraz Rune Holta. Trzecim "muszkieterem" miał być Szwed Peter Karlsson, który w barwach drużyny z Ostrowa świetnie spisywał się w pojedynkach z gorzowianami decydujących o awansie do elity. W składzie pojawili się także Duńczyk Kenneth Hansen oraz wnuk legendarnego jeźdźca Stali Edmunda Migosia - Łukasz Cyran.
Stal rozpoczęła sezon od wygranej na własnym torze z WTS-em Wrocław, lecz już w drugiej kolejce zawodnicy trenera Chomskiego przekonali się co naprawdę znaczy zgrany kolektyw, ulegając na wyjeździe odwiecznemu rywalowi z Zielonej Góry. W pierwszych meczach jazda na stadionie im. Edwarda Jancarza sprawiała kłopoty kapitanowi ekipy, Tomaszowi Gollobowi, czego przykładem może być jego występ w przegranym pojedynku z Włókniarzem Częstochowa. Ostatecznie beniaminek z Gorzowa w rundzie zasadniczej odniósł sześć zwycięstw (dwa razy z Tarnowem, dwa razy z Rzeszowem, z Wrocławiem i Lesznem) oraz wywalczył jeden remis (w Lesznie). Poniósł także siedem porażek. Bilans ten wystarczył do zajęcia piątej pozycji przed fazą play-off. W rundzie mistrzowskiej rywalem Stali był drugi po rundzie zasadniczej Unibax Toruń. W pierwszym meczu w Gorzowie Unibax zwyciężył 47:43, by w rewanżu przypieczętować swój awans do półfinału gromiąc rywala 61:30. Biorąc pod uwagę, że także w sezonie regularnym drużyna Jana Ząbika dwukrotnie była lepsza od gorzowian nikt nie przyjął tego za dużą niespodziankę. Stal została sklasyfikowana na szóstej pozycji na zakończenie sezonu, co oznaczało osiągniecie celu minimum. W zasadzie tylko do Golloba nie można było mieć większych zastrzeżeń. Od Holty i Karlssona wymagano dwóch, trzech punktów na mecz więcej. Całkowicie zawiodła druga linia z Pawłem Hlibem i Jesperem Monbergiem na czele. Kiepsko prezentowali się także młodzieżowcy.
Nieudany "model bydgoski", czyli kto to jest Gollob
Przed startem kolejnego sezonu pożegnano się więc z Hlibem, Monbergiem oraz Ferjanem kontraktując w ich miejsce Słoweńca Mateja Zagara oraz powracających do Gorzowa, członka ekipy która wywalczyła awans w 2007 roku Szweda Davida Ruuda oraz wielki juniorski talent sprzed lat Rafała Okoniewskiego, który w barwach "Pergo" Gorzów jeździł w latach 1999-2001. Zwłaszcza jednak sprowadzenie perspektywicznego i utalentowanego Zagara miało sprawić by jazda zespołu została oparta o dawny "model bydgoski", gdzie przed laty o sile stanowi bracia Gollobowie, Piotr Protasiewicz oraz Henrik Gustafsson (lub inny obcokrajowiec), dzięki czemu bydgoszczanie dzielili i rządzili polskim speedwayem w połowie lat 90-tych. Niestety dla włodarzy Stali już pierwszy mecz w Lesznie pokazał, że do potencjału bydgoskiej ekipy z tamtego okresu gorzowianom wiele brakuje. Pogrom 29:61 i kiepska jazda liderów z Gollobem na czele tak naprawdę ukazały jak wiele mankamentów posiada ekipa, która przed sezonem była typowana jako jeden z głównych kandydatów do walki o medale DMP. Gorzowianie w następnych trzech meczach zgarnęli komplet punktów i wydawało się, że sytuacja w ekipie znad Warty powoli zaczyna się stabilizować. Jednak już w piątej rundzie na torze w Gorzowie częstochowski Włókniarz obnażył słabości zespołu Stali (w tym znów kiepską jazdę liderów Golloba i Holty). W kolejnych pojedynkach w Zielonej Górze i dwukrotnie z Unibaxem gorzowianie znów kończyli na tarczy. Szczególnie rozmiary klęski w derbach ziemi lubuskiej mocno odbiły się na psychice zawodników Stali. Oliwy do ognia dodała ostra wypowiedź prezesa Komarnickiego, który podczas pomeczowego wywiadu rozgoryczony fatalną postawą drużyny pytał: a kto to jest Gollob?. Pokłosiem zaostrzonej atmosfery była przegrana w "wygranym" pojedynku z toruńską ekipą na własnym torze. Dopiero w dziewiątej kolejce, w rewanżu z zielonogórzanami, "Stalowcy" poprawili humor swoim kibicom wygrywając z rywalem zza miedzy. Wygrana ta podniosła morale jeźdźców Stali, którzy do końca rozgrywek odnieśli jeszcze cztery zwycięstwa (w Częstochowie, we Wrocławiu, u siebie z Wybrzeżem i Unią Leszno) przegrywając tylko jedno spotkanie w Bydgoszczy. Po raz drugi z rzędu gorzowianie zajęli piąte miejsce po rundzie zasadniczej i tym razem przyszło im rywalizować z sąsiadem z Zielonej Góry. Oba pojedynki przysporzyły kibicom z województwa lubuskiego niezwykłych emocji. W Gorzowie Stal uległa gościom 44;46, by w rewanżu również przegrać 43:47. Po raz kolejny Stal skończyła zmagania na pierwszej rundzie fazy play off. W przekroju całego sezonu najlepszym zawodnikiem gorzowian był Gollob, jednak i jemu przytrafiło się kilka słabszych spotkań (pięć meczów ze zdobyczą jednocyfrową). Poniżej swoich możliwości jeździł Holta, zastrzeżenia można mieć także do Karlssona. Nieźle spisywał się Zagar, choć i jemu zdarzały się wpadki. Nieudane okazały się powroty Ruuda i Okoniewskiego. Szczególnie ten drugi nie mógł odnaleźć się w tym sezonie 2009. Wśród juniorów tylko waleczny Jonasson poprawił swoje osiągnięcia z poprzednich rozgrywek. To wszystko złożyło się na ponownie tylko szóstą lokatę na zakończenie sezonu.
Do trzech razy sztuka, czyli kompleks Myszki Miki
Włodarze klubu postanowili przed sezonem 2010 tak uzupełnić skład, by tym razem nie kończyć rywalizacji o Drużynowe Mistrzostwo Polski w sierpniu. Miały w tym pomoc transfery Nickiego Pedersena, Tomasza Gapińskiego, Simona Gustafssona, Zbigniewa Sucheckiego i wypożyczenie z leszczyńskiej Unii Przemysława Pawlickiego. Szeregi "żółto-niebieskich" opuścili Holta (który wyraźnie odżył na starych śmieciach w Częstochowie), Karlsson, Jonasson, Okoniewski oraz Adrian Szewczykowski. Z tak przemeblowanym składem, z dużo bardziej skutecznym od Holty Pedersenem, Stal miała walczyć o mistrzostwo. I choć tym razem liderzy w osobach Golloba i Pedersena nie zawodzili (odpowiednio pierwsza i trzecia średnia biegopunktowa w lidze), to jednak brakowało wyraźnego wsparcia drugiej linii. Chimerycznie jeździli Zagar i Gapiński, Ruud zaliczył najsłabszy sezon w barwach gorzowian. Trzecia siłą okazał się być jednak Pawlicki, który wielokrotnie swą jazdą dawał gorzowianom cenne punkty i podrywał starszych kolegów do walki. Dzięki temu od początku rundy zasadniczej Stal nareszcie prezentowała się tak jak oczekiwali jej kibice. Podopieczni Czesława Czernickiego, który zastąpił na trenerskim stanowisku Stanisława Chomskiego, w rundzie zasadniczej ponieśli tylko dwie porażki(w Zielonej Górze i w Lesznie) oraz stracili punkt remisując we Wrocławiu. Jednak najbardziej bolesnym momentem, decydującym o dalszym rozwoju wydarzeń, była kontuzja odniesiona przez Pedersena w meczu trzynastej rundy z Polonią w Bydgoszczy. Duńczyk do końca rozgrywek w Polsce nie pojawił się już na torze. I mimo możliwości stosowania zastępstwa zawodnika za drugiego z liderów to moc gorzowian wyraźnie osłabła. Zajmują drugą pozycję po fazie regularnej, za plecami Unii Leszno, Stal ponownie trafiła na zielonogórski Falubaz. Minimalna porażka w Zielonej Górze (47:43) pozwalała realnie myśleć o wyeliminowaniu rywala zza miedzy, jednak w rewanżu gorzowianie nie wykorzystali swej szansy i w ostatecznym rozrachunku u siebie ulegli 43:46. Na nic zdało się 35 punktów Golloba w dwumeczu. W decydującym momencie brakło wsparcia. Mimo naprawdę dobrego sezonu trzeci rok z rzędu ekipa budowana z myślą walki o najwyższe cele kończyła rozgrywki na szóstej pozycji. Choć trzeba szczerze powiedzieć, że gdyby nie kontuzja Pedersena mogło być inaczej.
Czwarte podejście, czyli "baśnie" Andersena
Przed początkiem aktualnie trwającego sezonu w Gorzowie pożegnano się z Gapińskim, Ruudem, Pawlickim, Gustafssonem oraz Sucheckim. W ich miejsce zakontraktowano Nielsa Iversena, Artura Mroczkę oraz Hansa Andersena, który miał mocno punktowo wspomagać dwójkę Gollob, Pedersen. Duńczyk miał być pewnym punktem w talii trenera Czernickiego, jednak okazał się największym niewypałem transferowym tego roku. Zamiast walczyć o dwucyfrowe zdobycze punktowe, "Hansior" próbuje wygrać rywalizacje z Mroczką o miejsce w składzie. Kontuzja odniesiona podczas przebieżki w lesie nie tłumaczy "bajkopisarza", gdyż także na początku sezonu jego osiągnięcia prezentowały się mizernie. Jednak trzeba pamiętać, że Hans ma wciąż duży potencjał i chyba to jemu przypadnie miejsce w składzie na pierwszą rundę play-off, do której gorzowianie przystąpią z trzeciej pozycji. Nie należy zapominać o młodzieżowcu Bartoszu Zmarzliku, który z miejsca stał się ulubieńcem kibiców Stali i który mimo niewielkiego doświadczenia już teraz stał się pewnym punktem drużyny.
Mimo, że ekipa prowadzona przez popularnego "CzCze" rozpoczęła sezon od niespodziewanej porażki w Rzeszowie to w pozostałych spotkaniach gorzowianie pokazali, że w tym roku są chyba najmocniejsi od momentu powrotu do elity. Oprócz liderów przyzwoicie prezentują się Zagar z Iversenem, choć od obu można by wymagać trochę więcej. Nawet porażki z rywalami z pierwszej czwórki nie były zbyt wysokie (40:50 w pojedynkach w Toruniu, Zielonej Górze oraz Lesznie) i pozwalały Stali wywalczyć bonusy w dwumeczach z tymi drużynami. Wpadki zdarzały się w meczach z teoretycznie słabszymi ekipami (Rzeszów, Częstochowa, Wrocław) i stąd "dopiero" trzecia lokata na zakończenie fazy zasadniczej.
Ujarzmić "Byka", czyli jak nie trafić znów "szóstki"
Rywalem Stali w pierwszej rundzie będzie zeszłoroczny mistrz Unia Leszno z fenomenalnym na krajowym podwórku Jarosławem Hampelem. Leszczynianie po przejściu na żużlową emeryturę Australijczyka Leigha Adamsa (za którego powrót do pełni zdrowia trzymamy wszyscy kciuki) wydają się być zespołem w zasięgu gorzowian. Dużo w tej rywalizacji będzie zależeć od postawy Janusza Kołodzieja, który w tym roku zatracił swoją finezję i skuteczność jazdy. Unia do pierwszej potyczki ze Stalą przystąpi osłabiona brakiem Juricy Pavlica,Adama Skórnickiego i prawdopodobnie "Byka" z krwi i kości Damiana Balińskiego. Czy Stal wykorzysta ten fakt i po raz pierwszy od lat spełni pokładane w niej nadzieje i włączy się w walkę o medale? Czy może "fatum" szóstej lokaty nadal będzie wisieć nad zespołem z Gorzowa?
O wszystkim jak to zwykle bywa rozstrzygnie tor i zacięta rywalizacja na nim. Wielkich emocji, nie tylko w tym pojedynku, należy się spodziewać, w końcu startuje play-off, czyli "poważne" ściganie czas zacząć.