Nie biorę kasy za pożyczanie sprzętu - rozmowa z Jarosławem Hampelem, liderem Unii Leszno

W rozmowie z naszym serwisem Jarosław Hampel zapewnia, że bezinteresownie pomaga swoim kolegom z leszczyńskiej Unii. Zawodnik odniósł się także to nerwowej sytuacji jaka miała miejsce po między nim a Nicki Pedesenem.

Jan Gacek: Znajdujesz się w życiowej formie?

Jarosław Hampel: Nie da się ukryć, że mam się dobrze. Moja forma jest rewelacyjna, czuję się bardzo mocny. Wyniki są świetne gdziekolwiek bym nie pojechał. Mamy za sobą większą cześć sezonu, przed nami bardzo ważna końcówka zarówno w rozgrywkach ligowych jak i w Grand Prix. Chciałbym utrzymać dobrą dyspozycję.

W ubiegłym roku właśnie końcówka sezonu była trochę słabsza w twoim wykonaniu...

- Postaram się, żeby tym razem tak się nie stało. Wiem gdzie tkwił błąd, dokładnie przeanalizowałem swoje ubiegłoroczne starty. Jeśli wnioski, które wyciągnąłem są właściwe to spodziewam się, że tym razem końcówka sezonu będzie w moim wykonaniu znacznie lepsza. Nie można jednak mówić, że pod koniec ubiegłego roku byłem słaby, po prostu nie jechałem już tak dobrze jak na początku.

Lubisz Nickiego Pedersena?

- Niespecjalnie.

W ubiegłą niedzielę w Lesznie w jednym z wyścigów zostałeś przez niego wyjątkowo ostro potraktowany w pierwszym łuku. Mimo to udało ci się go pokonać. Po biegu pokazałeś mu środkowy palec. Dałeś się ponieść emocjom, nie żałujesz tego?

- Nie. Dlaczego miałbym żałować? Sprawa jest prosta. Nicki potraktował mnie po chamsku w pierwszym łuku, ja po biegu sprzedałem mu chamskiego fucka.

Po kolejnym waszym pojedynku podaliście sobie jednak ręce...

- Dokładnie. Nie ma między nami niesnasek. Tamta sytuacja była związana z emocją danej chwili. Tak czasami bywa, że człowiek wpadnie w ogromną złość i zachowa się impulsywnie. Jesteśmy ludźmi i zdarzają nam się takie zachowania. Emocje nam się udzielają, ale to nie znaczy, że możemy mówić o jakimkolwiek konflikcie. W tym samym spotkaniu podaliśmy sobie ręce i było to dla nas naturalne.

W drugiej części niedzielnego meczu mieliście niewielką stratę do gorzowian. Słabo wypadliście jednak w biegach nominowanych. Czy wpływa na to miała świadomość, że pozostałe spotkania zakończyły się korzystnymi dla Unii wynikami?

- To nie tak. Chcieliśmy jak najlepiej zaprezentować się w biegach nominowanych. Zależało nam na tym, żeby przewaga gości nie była duża. Powiem krótko, po prostu nam nie wyszło. Razem z Troyem bardzo chcieliśmy wygrać ostatni bieg. Nie wystartowaliśmy jednak najlepiej. Nickiemu i Tomaszowi z kolei wszystko idealnie spasowało. Ja w tym spotkaniu czułem się zdecydowanie szybszy w jego pierwszej fazie.

Może w tym ostatnim wyścigu wyszło też zmęczenie? Dwie ważne imprezy dzień po dniu, w każdej siedem wyścigów... to przecież sporo.

- Zmęczenie w jakimś stopniu miało wpływ na moją postawę w końcówce meczu. Miałem za sobą siedem bardzo ciężkich wyścigów w Grand Prix oraz długą podróż do Leszna. Potem przygotowania do trudnego meczu, wreszcie kolejne siedem biegów na dość wymagającym torze. Bywało i tak, że jechałem trzy wyścigi pod rząd. Na pewno pod koniec meczu w Lesznie odczuwałem zmęczenie tymi dwoma szalonymi dniami. Nie chodzi tu tylko o wysiłek fizyczny, ale także o skoki adrenaliny.

Potrafisz sobie wyobrazić taki scenariusz, że dzień po meczu w Lesznie startowałbyś w finale IMP a zaraz po nim leciał na wtorkowy mecz do Szwecji?

- To byłoby prawdziwe szaleństwo. Lubię jeździć często. Dwie, trzy imprezy w tygodniu nie stanowią dla mnie problemu. Odpowiada mi taka systematyka startów. Mimo wszystko byłoby bardzo ciężko pojechać w czterech ważnych imprezach dzień po dniu.

Z jakim nastawieniem wybieracie się do Gorzowa? Wiadomo przecież, że awans do półfinału jest na wyciągnięcie ręki.

- Jedziemy z pozytywnym nastawieniem. Cały czas wierzę w naszych chłopaków. Wszystkim nam zależy na jak najlepszym wyniku. Mogę zapewnić, że zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby jak najbardziej pomóc drużynie. W półfinale będzie już walka o medale i wszystko rozkręci się na maksa.

Często pożyczasz swoje motocykle kolegom z drużyny. Nie pojawiają się problemy z przegrzewaniem?

- Faktycznie moje maszyny mają sporo pracy w meczach ligowych. Niejednokrotnie jest tak, że jadę na jednym motocyklu a drugi pożyczam koledze, który w danym momencie ma problemy ze swoim sprzętem. Moje motocykle wytrzymują to obciążenie. Minionej niedzieli w Lesznie pojechałem trzy wyścigi pod rząd na jednej maszynie. Dało się to zrobić.

Niektórzy zawodnicy w naszej lidze pożyczając sprzęt kolegom z zespołu oczekiwali zapłaty. Jak jest w twoim przypadku?

- Kiedy w grę wchodzi dobro drużyny to nie waham się pomóc kolegom w możliwie najlepszy sposób. Wiem, że są zawodnicy, którzy pożyczali swoje motocykle za określoną kwotę. Ja robię to bezinteresownie, nigdy nie brałem za to kasy.

Wystartujesz w finale Mistrzostw Europy Par w Pile. Co skłoniło cię do wzięcia udziału w tej umiarkowanie prestiżowej imprezie?

- Piła to jest moje miasto. Mieszkam tam i czuje do tego miejsca duży sentyment. Mam tam wielu kibiców. Będzie mi bardzo miło pokazać się tej publiczności.

Komentarze (0)