Fredrik Lindgren dla SportoweFakty.pl: Mecz mógł ułożyć się lepiej dla nas

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Osiem punktów straty w rewanżu na swoim torze będą mieli do odrobienia zawodnicy Tauronu Azotów Tarnów, którzy w niedzielę ulegli w pierwszym meczu o siódmą pozycję w żużlowej Ekstralidze Włókniarzowi Częstochowa 41:49. O porażce "Jaskółek" przesądziły dwa wyścigi nominowane, w których goście byli tłem dla częstochowian. <i> - Ten mecz mógł ułożyć się lepiej dla nas </i> - nie ukrywa Fredrik Lindgren.

Tarnowianie wypuścili z rąk nieprawdopodobną okazję na postawienie pierwszego, ale niezwykle ważnego kroku ku utrzymaniu się w Ekstralidze. Na częstochowskim torze długo dyktowali warunki, a jeszcze przed biegami nominowanymi na tablicy widniał rezultat remisowy. O porażce ekipy Mariana Wardzały przesądziły właśnie dwa ostatnie biegi, w których częstochowianie postawili wszystko na jedną kartę i dwukrotnie zwyciężyli 5:1. - Nie ukrywam, że to było bardzo ciężkie spotkanie. Jesteśmy bardzo rozczarowani, że przegraliśmy dwa ostatnie wyścigi po 5:1 i w taki sposób ponieśliśmy porażkę. Częstochowianie wypracowali sobie dzięki temu przewagę na mecz rewanżowy. Z pewnością ten mecz mógł ułożyć się dla nas lepiej - podkreślał po meczu jeden z najskuteczniejszych zawodników w talii trenera Mariana Wardzały, Fredrik Lindgren.

Tradycją stało się już, że w tegorocznych rozgrywkach mecze w Częstochowie trzymają w napięciu do samego końca i z reguły rozstrzygają się w ostatnich biegach. W niedzielę było podobnie, a zawodnicy postarali się o zafundowanie kibicom kilku interesujących biegów. - Podobnie, jak ostatni raz, kiedy miałem okazję tu startować tor był bardzo dobrze przygotowany i sprzyjał walce. Było to widać, bo kilka wyścigów było na prawdę emocjonujących. To było bardzo dobre widowisko dla kibiców - dodawał Szwed.

Osiem punktów w kontekście rewanżu na własnym torze stawia tarnowian w korzystnej sytuacji. Lindgren nie lekceważy jednak rywali i przestrzega przed hurraoptymizmem pomimo faktu, że niektórzy zawodnicy częstochowskiej ekipy otwarcie przyznają, że nie najlepiej czują się na tarnowskim owalu, o czym świadczy choćby mecz z rundy zasadniczej. Lwy nie miały wówczas zbyt wiele do powiedzenia i sromotnie poległy 56:34. - To będą dwa zupełnie inne spotkania - podkreśla "Fredka". - Przed nami kilkanaście dni przerwy i musimy je solidnie przepracować. Czeka nas trudny rewanż. Musimy wygrać różnicą większą, niż osiem punktów. Tylko to zagwarantuję nam utrzymanie w Ekstralidze.

26-latek był w niedzielę obok Martina Vaculika najjaśniejszym punktem w tarnowskim zespole. Szwedowi nie można było odmówić ambicji i woli walki, bo o punkty musiał twardo walczyć na dystansie. Lindgren zawiódł jedynie w ostatnim wyścigu. Można to jednak po części zwalić na karb doskwierających mu problemów zdrowotnych. - Mogę być zadowolony ze swojego występu tym bardziej, że byłem ostatnio kontuzjowany i wciąż odczuwam skutki tego urazu - przypominał. - To był dla mnie niezwykle trudny mecz, bo przez ostatnie dwa, czy trzy tygodnie w ogóle nie siedziałem na motocyklu. Myślę, że wszystko zagrało fajnie. Ostatni bieg mi nie wyszedł, ale było bardzo ciężko o punkty w nim - kończy Fredrik Lindgren.

Fredrik Lindgren mimo doskwierającego urazu dobrze spisał się na częstochowskim torze

Źródło artykułu: