- Na tysiąc procent nie będę wspierał Orła Łódź w takim zakresie jak dotychczas. To już nie są przemyślenia. Ja podjąłem już decyzję. Organizujemy ostatni mecz, na który kibice wejdą za darmo i na którym będziemy zbierać pieniądze na chorego chłopca. Dalej możemy być jednym z wielu sponsorów, który wykupi jakąś reklamę, ale nie możemy być sponsorem strategicznym - powiedział dla SportoweFakty.pl Witold Skrzydlewski.
Brak zaangażowania łódzkich firm to nie jest jedyny powód, dla którego sponsor Orła zapowiada ograniczenie swojego wsparcia. - Brak zaangażowania łódzkich firm w żużel to jedno. Z drugiej strony polski żużel musi mieć czytelne zasady i regulaminy. Wydaje mi się, że centrala żużlowa powoduje, że ludzie mają małe chęci, żeby w tym wszystkim uczestniczyć. Pojawiały się cały czas moje wypowiedzi. Mówiłem, że jeżeli awansuję do I ligi, to wtedy się wycofam. Od pięciu lat jestem jedynym praktycznie sponsorem klubu. Przez pierwsze trzy lata utrzymywałem kilku zawodników, a klub się inaczej nazywał. Od pięciu lat to my jesteśmy gwarantem płynności finansowej. Pięć lat zajęło mi wprowadzenie drużyny do I ligi. Kiedy awansowaliśmy wszyscy mówili, że pomogą. Robiono wszystko, żeby ta drużyna spadła. Utrzymaliśmy się. To będzie pierwszy przypadek, kiedy ktoś zostawi klub bez długów. Prawdopodobnie doprowadzę również do tego, że klub otrzyma licencję. Wtedy podziękuję - zapowiedział Skrzydlewski.
Czy jest coś, co może wpłynąć na zmianę decyzji? - Ja już tej decyzji nie zmienię. Naszej firmy nie stać na to, żeby następne miliony pakować w ten klub. Powtarzam - możemy być jednym ze sponsorów klubu i wykupić reklamę za kilkaset tysięcy złotych, ale nie za miliony. Na pewno łezka w oku mi się zakręci, kiedy odejdę. Wcześniej byłem politykiem. Zapowiedziałem jednak, że nie będę ponownie ubiegał się o mandat. Kiedy te wybory wystartowały, było mi przykro. Ale jakoś to przewalczyłem. Teraz też proponowano mi, żebym kandydował do senatu. Mówiono, że nie jestem bez szans, ale nie miałem dylematu - od razu powiedziałem, że dziękuję. Myślę, że tutaj będzie podobnie. Kiedyś byłem prezesem Widzewa. Nadal jesteśmy sponsorem strategicznym żeńskiej drużyny koszykarek, nadal płacimy stypendium pływaczce Urbańczyk. Nadal więc będziemy się w sporcie pojawiać. Wszystko było jednak na naszych barkach. Każdy chętnie przychodził na stadion, a zawodnicy do klubu, bo wiedzieli, że jesteśmy wypłacalni. Przyszedł jednak czas, żeby powiedzieć stop, bo władze GKSŻ, zamiast pielęgnować sponsorów klubów, robią wszystko, żeby ich zniechęcić. Uważam, że to jest błąd, że jest jeden taki gość jak ja, który utrzymuje klub. Powinno być więcej pojedynczych sponsorów, bo wtedy wycofanie się jednego z nich, nie spowoduje problemów klubu. Ludzie zazwyczaj zostawiają coś w długach, problemach. Tutaj takiej sytuacji nie będzie. Niektórzy ludzie wyzywają mnie na forach internetowych od pawulonów. Dla mnie to są śmiecie, które nie mają odwagi podpisać się imieniem i nazwiskiem. Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca. Jeżeli ktoś przeznacza miliony na sport, a mimo to nie zasłużył na szacunek, to dzisiaj moja decyzja niech będzie przestrogą dla wszystkich, w tym również kibiców. Oni uważają, że kupią bilet za 20 zł i już są wielkimi sponsorami. Nie potrafią jednak policzyć, że z biletów nie da się utrzymać klubu. Myślę, że najbardziej z mojej decyzji ucieszy się GKSŻ. Pozostaje mi tylko jeszcze wygrać ostatnią sprawę w sądzie, pokażemy, że walczymy do końca. Nie chciałbym, aby to był koniec żużla w Łodzi. być może wróci do innego poziomu. Życzę, aby znaleźli się ludzie, którzy dalej pociągną ten wózek. Bardzo się będę z tego cieszył - zakończył Witold Skrzydlewski.