- Oczywiście, że jesteśmy zadowoleni. Przyjechaliśmy do Bydgoszczy po medal i ta sztuka nam się udała. Bydgoszczanie jadąc u siebie świetnie wykorzystali ten atut i zwyciężyli zasłużenie. My zajęliśmy drugie miejsce, cała drużyna w miarę dobrze się zaprezentowała. Szkoda tylko, że Marcin Wawrzyniak nie miał okazji jazdy. Było ciężko, liczył się dosłownie każdy punkt. Co do mojego występu, to zdobyłem 3 oczka w czerech biegach. Żałuję tego, że od razu po nie wziąłem drugiego motocykla, bo czułem się na nim lepiej i pewniej. Ale teraz można już tylko gdybać... - mówi Wojciech Lisiecki.
Junior gnieźnieńskiej ekipy jest już kolejnym zawodnikiem, który ma pewne zastrzeżenia do stanu bydgoskiego toru w czwartkowy wieczór. - Porobiły się bardzo duże koleiny, wyciągało nas tam strasznie i w zasadzie każdy miał mniejsze, lub większe problemy. Ale jak już na ostatni bieg zmieniłem motor to po tych nierównościach jeździłem bez kłopotu, dodatkowo zmęczenie było mniejsze. Oczywiście jazda po takim przyczepnym torze to także kwestia dopasowania sprzętowego.
Wojciech Lisiecki twierdzi, że sezon 2011 mógł ułożyć się dla niego nieco lepiej. - Nie było źle, ale zawsze mogłoby być lepiej. W tym roku jeździłem na zasadzie gościa w Kolejarzu Rawicz i jestem z tych występów zadowolony. Mam nadzieję, że zarząd i kierownictwo klubu też tak uważa. Pokazałem, że potrafię walczyć. Trochę brakuje mi jeszcze tylko sprzętu, bo ja daję z siebie wszystko, ale potrzebna jest mi też "pralka" (śmiech).