- Przede wszystkim jestem zadowolony z postawy całego zespołu. Startowało trzynastu zawodników i każdy dołożył cegiełkę do awansu, począwszy od jednego punktu Marcina Wawrzyniaka, do ponad stu pięćdziesięciu Przemka Pawlickiego. Bracia jechali wspaniale, ważnymi ogniwami byli też Paweł Staszek, Danił Iwanow, Max Dilger, Jason Doyle - wszyscy ze średnią biegową około dwóch punktów. Ważny jest także zawodnik ze średnią 1,5 punktu i było mi trudno czasem walczyć z opinią publiczną, bo chodzi o mojego syna. Myślę, że w każdym innym zespole mieściłby się w pierwszej piątce i w innej drużynie z pewnością jechałby więcej razy, niż ja go wystawiłem - tak w dużym skrócie podsumowuje kończący się sezon Piotr Szymko.
Szkoleniowiec triumfatorów drugiej ligi jest szczególnie zadowolony z kilku spotkań w tym sezonie. Chodzi o mecze, gdzie w decydujących momentach kierował się trenerską intuicją, co okazało się strzałem w dziesiątkę. - Niektórzy uważają, że przy dobrej drużynie trener nie jest potrzebny, bo maszyna się sama kręci. Rzeczywiście w wielu przypadkach tak jest, bo pole do manewru taktycznego nie jest duże. Były jednak mecze, które dały mi najwięcej radości, były to moje mecze. Często w trakcie zawodów jest wielu doradców, nawet zawodnicy sugerują jakieś decyzje, ale wyjazd do Krosna, Lublina, czy Krakowa, gdzie postawiłem na Iwanowa, a miało być inaczej, to są moje mecze. Miałem tam najwięcej radości i satysfakcji z tego, że właśnie kierowałem się sportowym nosem. Mieliśmy też trudny mecz w Rawiczu, który był w zasadzie ułożony, ale rywale porozbijali naszych trzech zawodników. Tu ukłony dla Piotrka Pawlickiego, który mimo młodego wieku trzy razy wyjeżdżał do decydującego biegu i trzy razy wygrał.
Jednym z niewielu zarzutów wobec Piotra Szymko w tym sezonie jest stawianie w kilku meczach na przeciętnie jadącego Andrieja Korolewa. Trener zdaje sobie sprawę, że teraz trudno mu będzie do Łotysza przekonać kibiców. - O Andrzeju powiedziałem już bardzo dużo. Jechał w sześciu meczach, a był z nami na dziesięciu. Były zarzuty, że nie trenował i w pierwszej fazie sezonu tak było, jak zajmował się Artiomem Łagutą. Nie odstawał od reszty zespołu, ale wyniku specjalnego nie było. Potem przeszkadzał jego KSM, bo z nim w składzie przekraczaliśmy limit o 0,4. Szczególnie trudno było mi go odsunąć w Równem, gdzie był z nami, a na stadionie kibice trzymali duże transparenty mówiące, że pamiętają wspaniałego Korolewa na tamtym torze. On był wspaniały też w parkingu, bo pomógł się poprzekładać Dilgerowi i ten zrobił komplet. Wiem, że po tej wypowiedzi pojawią się kolejne uwagi jaki to jest zły i niedobry. Słabszy był na torze, ale w parkingu jako kapitan zespołu spisał się bardzo dobrze. Nigdy się nie obrażał mimo, że czasem na kilka minut przed meczem był odsuwany od składu.
Piotr Szymko ma wstępna wizję składu na przyszły sezon. Z seniorów obecnej drużyny chciałby pozostawić dwóch zawodników, jednak wiele zależy od zmian w obliczaniu i limicie KSM. - Chciałoby się widzieć wszystkich, ale to już pierwsza liga. Wszystko zależy od KSM-u. Jeżeli będą bracia Pawliccy, do tego chciałbym mieć w zespole Daniła Iwanowa i Jasona Doyle'a, to będziemy bliscy limitu. Jak do tego dojdzie konieczność jazdy dwóch polskich juniorów, to postawię na Patryka Dolnego i Radosława Małucha. Wtedy zostaje miejsce na zawodnika z niskim KSM. Oczywiście to co podałem jest jedną z wielu opcji. Rozmawiałem z zarządem o zawodniku z Grand Prix, jest akceptacja, ale jeszcze musimy się wstrzymać. Kilku zawodników jeżdżących w pierwszej lidze wyraziło chęć startów i jednego czy dwóch widzieliśmy podczas finału MEP. Skład musi być równy i mocny.
Patryk Dolny, a szczególnie Radosław Małuch to bardzo mało doświadczeni juniorzy. Jeżeli zostanie wprowadzony nakaz jazdy dwóch krajowych młodzieżowców w pierwszej lidze, to być może obaj będą musieli regularnie startować. - Trudne pytanie czy są oni na takie wyzwanie gotowi. Nie ma przepaści między czołówką drugiej ligi, a zespołami I ligi. Mogą o tym świadczyć nasze sparingi przedsezonowe, czyli wygrana z Grudziądzem i remis z Polonią Bydgoszcz. Patryk miał już okazje ścigać się w barwach Grudziądza, szkoda tylko że tak późno udało mi się to załatwić. Nie mniej pokazał w jednym z biegów, że jest w stanie dobrze punktować. Można powiedzieć, że pozbawił Start Gniezno awansu do ekstraligi, bo w biegu gdzie przyjechał na pięć jeden przed Jabłońskim i Szczepaniakiem wywalczył wraz z Krzyśkiem Buczkowskim zwycięstwo. Gdyby tych punktów nie zdobył, Start byłby w ekstralidze. Patryk i Radek pewnie nie będą regularnie wysoko punktowali od samego początku, ale z czasem dobre wyniki przyjdą.