Damian Gapiński: Paradoksy regulaminu sportu żużlowego

Kilka tygodni temu opublikowaliśmy materiał, w którym wskazaliśmy problematyczne przepisy regulaminu sportu żużlowego. Dziś kolejna porcja przepisów, które zamiast uatrakcyjniać rywalizację, spowodują zamieszanie już w trakcie okresu transferowego.

W lipcu opublikowaliśmy materiał, w którym wskazaliśmy przepisy, które stawiają sport żużlowy w negatywnym świetle. Cały artykuł można znaleźć TUTAJ!. Dzisiaj przestawimy kolejne przepisy, które miały być zbawieniem dla sportu żużlowego, ale jak się okazuje wypaczyły jedynie wyniki tegorocznych rozgrywek.

Od kilku lat trwa dyskusja na temat tego, czy system rozgrywek Speedway Ekstraligi jest właściwy. Z pewnością jest on atrakcyjny dla kibiców i telewizji, bo powoduje, że wszystkie spotkania końcowej fazy sezonu mają jakąś stawkę. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że w ostatnich latach nie zawsze po tytuł sięgały zespoły, które miały największy potencjał sportowy. Nie chcę w tym momencie odbierać zasług Falubazu, który zwłaszcza w świetle kontuzji Rafała Dobruckiego w pełni zasłużył na złoto w DMP. Bardziej nawiązuję do sytuacji, w której znalazł się Unibax Toruń. Zespół, który w ciągu całego sezonu prezentował się najlepiej, zakończył sezon bez medalu. Wszystko zaczęło się od pamiętnego meczu w Lesznie, gdzie na ciężkim torze Unibax przegrał na tyle wysoko, że nie był w stanie tego odrobić w rewanżu. Pecha miała również Stal Gorzów, która stanęła przed szansą awansu do upragnionego finału DMP. Odpadła, choć jak przyznawali przedstawiciele Falubazu, przerwanie meczu w Gorzowie z powodu opadów deszczu, znacznie im pomogło. Tutaj rodzi się pytanie, czy w rundzie play off, mecze powinny być zaliczane po odjechaniu ośmiu biegów. Nie ma oczywiście gwarancji, że Stal w dalszej części meczu uzyskałaby większą przewagę, ale z przebiegu pierwszej części meczu można tak wnioskować. Na pewno można jednak stwierdzić, że niesprawiedliwe jest to, że Stal na wypracowanie przewagi nad przeciwnikiem miała osiem biegów, a Falubaz na odrobienie strat aż piętnaście. Wniosek pierwszy: W fazie play off zaliczane powinny być jedynie mecze, w których odjechano wszystkie biegi.

Chyba żaden z kibiców sportu żużlowego nie jest w stanie zrozumieć, dlaczego zrezygnowano z próby toru. Czytamy o tym, że KSM ma wyrównać szansę zespołów. Jest to jednak twór sztuczny. Najbardziej naturalnym wyrównaniem szans zespołów startujących w danym meczu, była próba toru, która stwarzała drużynie gości możliwość odpowiedniego dostosowania się do warunków torowych. Zwłaszcza w kontekście startów zawodników młodzieżowych miało to duże znaczenie. Gdyby nadal obowiązywała próba toru, być może nie mielibyśmy do czynienia z cyrkiem, jaki miał miejsce w Lesznie przed meczem półfinałowym Speedway Ekstraligi. Argument mówiący o tym, że próby toru negatywnie wpływały na stan toru rodzi pytanie: jak w takim razie ten tor był przygotowany, skoro rozlatywał się po odjechaniu zaledwie kilku kółek? Wniosek drugi: Czas przywrócić próbę toru.

Sytuacja z Leszna pokazała również, że polskim sędziom brakuje odwagi, aby w sposób jednoznaczny ukrócić praktyki nieregulaminowego przygotowywania torów. To nie pierwszy raz, kiedy stan toru budzi zastrzeżenia zespołu gości. W tej sprawie podjęto decyzje o ukaraniu przedstawicieli obu klubów w związku z wypowiedziami pomeczowymi. Nikt nie skupił się jednak na ocenie postawy sędziego, która również pozostawiała wiele do życzenia. Najpierw padło zdanie, że tor nie nadaje się do jazdy i trwały godzinne prace na torze. Następnie tor był już dobry i można było startować. Sędzia zmienił zdanie po trzech biegach, kiedy znowu zarządził prace na torze. No to jak? Tor nadawał się do jazdy czy nie? Zdania są podzielone, a postawa sędziego w zakresie stanu toru niejednoznaczna. Wniosek trzeci: Zastosowanie najsurowszych kar w przypadku prób preparowania torów.

Przypomnijmy, że KSM miał być tą rzeczą, która zbawi budżety klubowe. Dzięki KSM miały zostać ograniczone mocarstwowe zapędy niektórych klubów. KSM miał również wyeliminować mało atrakcyjne spotkania, które kończyły się wysokimi zwycięstwami faworytów. Jak było w zeszłym sezonie - wszyscy wiemy. Nie tylko nie wyeliminowano wysokich wyników, ale również kluby nie odsapnęły finansowo. Ba! Uchwalono nawet, że w tym sezonie żaden zespół nie spadnie bezpośrednio z Ekstraligi i I ligi żużlowej. Jaki mamy efekt? Kluby wspominają o lokaucie, bo żądania zawodników przed kolejnym sezonem są zbyt wysokie. Na pewno nie są one podyktowane tym, że w poprzednim sezonie zarobili mniej, tylko tym, że kluby ponownie przebijały się w ofertach dla zawodników. Efekt mamy również taki, że do sezonu nie przystąpi prawdopodobnie Lechma Poznań, a w tarapatach finansowych jest jeszcze co najmniej kilka innych klubów. Jest to efekt przede wszystkim niestabilności regulaminu, który praktycznie co roku się zmienia i jest wykorzystywany przez zawodników. Wina leży oczywiście po stronie prezesów, którzy spełniają oczekiwania zawodników. Żużlowcy w myśl zasady "jesteś wart tyle, ile za ciebie zapłacą" - są bez winy. Wreszcie niestabilność regulaminu należy rozpatrywać także w kontekście frekwencji na trybunach. W Speedway Ekstralidze runda zasadnicza tak naprawdę niewiele wnosi. Bilety na spotkania, choć w odczuciu prezesów są na optymalnym poziomie, który zapewni im dopięcie budżetu, dla mało zarabiających Polaków, stanowią duży wydatek. To powoduje, że kibice mogą (podkreślam - mogą) kalkulować i "oszczędzać" na rundę play off, która decyduje o rozdaniu medali. Często jednak kluby kończą rozgrywki po pierwszej rundzie. Klub nie zarabia wówczas takich pieniędzy ze sprzedaży biletów, jakie były planowane w budżecie. Na temat frekwencji na stadionach powinni się jednak wypowiedzieć sami kibice. Z pewnością jednak problemem regulaminu jest to, że co chwile się on zmienia pod wpływem partykularnych interesów klubów, a nie dobra sportu żużlowego. Wniosek czwarty: Uchwalić regulamin z zastrzeżeniem, że będzie obowiązywał przez najbliższe kilka lat.

Na koniec największy absurd przyszłorocznych rozgrywek - ograniczenie liczby zawodników z cyklu Grand Prix w zespołach Speedway Ekstraligi do jednego. To jednak temat na osobny materiał. Ten, wraz z informacjami na temat sensacyjnego polskiego kandydata do dzikiej karty w cyklu Grand Prix, w tekście, który niebawem pojawi się na naszych łamach. Co ciekawe, sam zainteresowany wyraził już chęć startu w Grand Prix!

Źródło artykułu: