Po raz pierwszy do walki o tytuł najlepszego zawodnika w kraju przystąpiono w sierpniu 1932 roku, na ośmiuset metrowym torze w Mysłowicach. Rywalizowano wówczas w trzech klasach pojemności motocykli (250 ccm, 350 ccm i powyżej 350 ccm). W pierwszej z nich triumfował Alfred Weyl, a w pozostałych Rudolf Breslauer, który po wojnie występował pod nazwiskiem Wrocławski (Edward).
W 1935 roku o tytule mistrzowskim zadecydował jeden wyścig. Wystąpili w nim zawodnicy, którzy zwyciężyli w biegach eliminacyjnych rozegranych w różnych klasach pojemności motocykli. W tym ostatnim wyścigu zwyciężył Jan Witkowski.
Na kolejne zawody mistrzowskie musiano czekać do zakończenia wojny. Na torach w Rawiczu, Chorzowie, Gdyni, Gdańsku, Katowicach, Łodzi, Częstochowie i Bydgoszczy w 1947 roku, odbyły się turnieje po których poznaliśmy czterech mistrzów Polski, gdyż mistrzostwa odbyły się w czterech klasach pojemności motocykli. I tak w klasie 130 ccm najlepszym okazał się Bolesław Dobrowolski, w klasie 250 ccm triumfował Zygmunt Śmigiel, w klasie 350 ccm zwyciężył Eryk Pierchała, a w klasie powyżej 350 ccm nie miał sobie równych Tadeusz Wikaryjczyk.
Początek rywalizacji drużynowej, jak i szereg innych zawodów doprowadziły do tego, iż w roku 1948 zabrakło czasu na rozegranie rywalizacji o tytuł najlepszego w kraju. Sporządzono tylko listy kwalifikacyjne zawodników (niesłusznie uznane przez niektórych jako wyniki rywalizacji w tym roku), a zawodów, które miały się odbyć w Krakowie nie rozegrano.
Leszno gościło najlepszych zawodników w roku 1949. Wtedy to rozegrano pierwsze mistrzostwa Polski, bez podziału na klasy pojemności motocykli. W zawodach brylował Alfred Smoczyk i z kompletem punktów pozostawił w pobitym polu pozostałych zawodników.
Niestety, nie dane było mu bronić tytułu w roku następnym. Dwa tygodnie przed finałem w Krakowie "Wielki Fred" zginął w wypadku motocyklowym pod Lesznem. W zawodach tych triumfował kolega klubowy "Freda" Józef Olejniczak, któremu tytuł mistrzowski przyznano dopiero po ponad trzydziestu latach.
Stało się tak dlatego, iż władze PZM-tu pośmiertnie tytuł IMP przyznały Smoczykowi, a uczestnicy krakowskich zawodów rywalizowali o tytuł wicemistrzowski. Na początku lat osiemdziesiątych władze PZM podjęły decyzje o przywróceniu tytułu IMP za rok 1950 Olejniczakowi, a Alfredowi Smoczykowi przyznano tytuł "Honorowego Mistrza Polski".
W kolejnym finale rozegranym we Wrocławiu jesienią 1951 roku, mistrza Polski poznaliśmy w dość "nieoczekiwanych" okolicznościach. W zawodach tych po 14 punktów zgromadzili Włodzimierz Szwendrowski i Alfred Spyra, a mało precyzyjny regulamin nie określał i nie przewidywał takiej możliwości. Zadecydowano, że triumfatorem zawodów zostanie zawodnik, który osiągnął mniejszą sumę czasów w swoich wyścigach (wówczas czasy mierzono wszystkim zawodnikom). O 3 sekundy "lepszym" okazał się Szwendrowski i pomimo, iż w bezpośrednim pojedynku lepszym okazał się Spyra, tytuł mistrzowski zdobył ten pierwszy.
Po sukcesie organizacyjnym z roku poprzedniego, kolejny finał rozegrano także we Wrocławiu. Dość niespodziewanie, ku uciesze miejscowej publiczności, zwyciężył reprezentant gospodarzy Edward Kupczyński zostając jako pierwszy wrocławianin IMP.
W latach 1953-1956 mistrz Polski nie był wyłaniany w jednodniowym finale. W Rybniku, Warszawie, Lesznie i Wrocławiu w roku 1953 rozegrano cztery turnieje, z których do końcowych wyników zaliczono każdemu zawodnikowi trzy najlepsze, po których okazało się, że tytuł mistrzowski przypadł w udziale Florianowi Kapale.
W 1954 roku o tytule IMP również decydowały trzy najlepsze wyniki, ale z pięciu turniejów rozegranych we Wrocławiu, Katowicach, Lesznie, Bydgoszczy i Warszawie.
Najlepszym okazał się pierwszy polski finalista IMŚ Mieczysław Połukard.
W kolejnym roku swój sukces z 1951 roku powtórzył Włodzimierz Szwendrowski. Mimo, że nie wystąpił w pierwszym turnieju w Rybniku, za to punkty wywalczone w Lesznie, Bydgoszczy i Wrocławiu pozwoliły mu na zwycięstwo w końcowej punktacji.
W 1956 roku po raz ostatni IMP poznaliśmy po cyklu turniejów. We wszystkich trzech turniejach, równych sobie nie miał Florian Kapała, i tylko Joachimowi Majowi, udało się pokonać w jednym z wyścigów późniejszego mistrza Polski.
Począwszy od roku 1957, finałowe zawody o tytuł najlepszego w kraju rozgrywane były na torze aktualnego DMP. Faworyzowanych gospodarzy pogodził Marian Kaiser i z kompletem punktów zwyciężył w tych zawodach.
To co nie udało się rybniczanom rok wcześniej, w roku 1958 stało się udziałem Stanisława Tkocza. W 1959 roku kolejny raz najlepsi zawodnicy w kraju zawitali do Rybnika. Faworytów pogodził wówczas Stefan Kwoczała z Częstochowy, dla którego był to niezwykle udany sezon, gdyż wraz z drużyną Włókniarza wywalczył także tytuł Drużynowego Mistrza Polski.
Pierwszy raz od zasady zorganizowania zawodów finałowych IMP na torze DMP odstąpiono w roku 1960. Zamiast zawodów w Częstochowie, kolejny raz turniej odbył się w Rybniku. Triumfował w nich Konstanty Pociejkowicz, który w poprzednim finale uległ fatalnemu w skutkach wypadkowi. Następne dwa finały rozegrano w Rzeszowie i w obu triumfował Florian Kapała.
Henryk Żyto "wspinaczkę" na najwyższe miejsce podium IMP rozpoczął od trzeciego miejsca w 1961 roku. W kolejnym sezonie uplasował się oczko wyżej. A w Rybniku, w roku 1963 nie miał sobie równych i dokonał sztuki, która nie udawała mu się w poprzednich dwóch sezonach.
W latach sześćdziesiątych w rozgrywkach ligowych, szans pozostałym zespołom nie dawali reprezentanci Rybnika. Miało to także swoje odzwierciedlenie w IMP. Andrzej Wyglenda, Stanisław Tkocz i Antoni Woryna na swoim torze, w latach 1964-1966, okazali się najlepsi.
W 1967 roku "przyleciała do Rybnika tarnowska jaskółka" w osobie Zygmunta Pytki i wywalczyła pierwszy tytuł IMP dla tego klubu.
W następnych dwóch sezonach wszystko wróciło do normy i dwukrotnie w rybnickich finałach zwyciężał Andrzej Wyglenda.
Dominacje w lidze drużyny rybnickiej w 1969 roku przerwała Stal Gorzów. Nagrodą za to była organizacja finału IMP w 1970 roku. Atut własnego toru wykorzystał Edmund Migoś zostając pierwszym gorzowskim IMP. Niestety kontuzja nogi tego zawodnika w następnym sezonie przerwała jego karierę.
W 1971 roku zawody finałowe powróciły do Rybnika przynosząc kolejny sukces gospodarzom. Jerzy Gryt w pobitym polu zostawił jedynych polskich mistrzów świata w jeździe parami, Szczakiela i Wyglendę.
Kolejny finał to ogromny pech Henryka Glucklicha. Defekt w jednym z wyścigów pozbawił go tytułu IMP. Debiutujący w zawodach tej rangi, Zenon Plech został najmłodszym mistrzem Polski. Jak się później okazało nie po raz ostatni.
Ostatni (jak do tej pory) finał IMP zawitał do Rybnika w 1973 roku, przynosząc czwarty triumf w tych rozgrywkach Andrzejowi Wyglendzie. Rok 1974 to sukces znakomitej dwójki gorzowian, Plech - Jancarz na "własnych śmieciach". To co nie udało się "Eddie-mu" w Gorzowie, udało się rok później w Częstochowie, gdzie zwyciężył z kompletem punktów.
Druga połowa lat siedemdziesiątych, to dominacja w lidze i nie tylko gorzowian. Jednak IMP w roku 1976, na stadionie Stali, został Zdzisław Dobrucki. Zadecydował o tym kuriozalny bieg XIV finału, w którym prowadzący gorzowianie (Jancarz i Rembas) zanotowali defekty.
Rok 1977 to triumf znakomicie dysponowanego w tamtym sezonie Bogusława Nowaka. W tych zawodach, niezbyt miło gorzowska publiczność przywitała Zenona Plecha, który w dość kontrowersyjnych okolicznościach opuścił w tamtym sezonie Gorzów.
Kolejny finał w Gorzowie i kolejny raz w dość szczęśliwych okolicznościach w zawodach triumfuje reprezentant Unii Leszno. Był nim Bernard Jąder, a pechowcem okazał się reprezentant Stali, rodem z Zielonej Góry Bolesław Proch.
Tak jak swego czasu w Rybniku, tak i teraz finał IMP raz za razem odbywał się w Gorzowie. Ten z roku 1979 przejdzie do historii jako najdłużej trwający. Ulewy spowodowały, że zawody te trwały ponad 5 godzin! W niezwykle trudnych warunkach najwięcej szczęścia dopisało Zenonowi Plechowi, który wywalczył trzeci tytuł IMP, tyle że ten w barwach Wybrzeża Gdańsk.
Kolejne dwa finały rozegrano w Lesznie, a atut własnego toru wykorzystali: Bernard Jąder w 1980 roku i Roman Jankowski rok później.
Dzień finału z roku 1982 na zawsze pozostanie w pamięci Andrzeja Huszczy. Najpierw został tatą, później zastąpił w finale jednego z zawodników, następnie ustanowił rekord toru, a na zakończenie stanął na najwyższym stopniu podium IMP.
W 1983 roku po raz drugi odstąpiono od zasady przyznania organizacji finału IMP zwycięzcy rozgrywek ligowych. Zamiast do Zielonej Góry najlepsi zawodnicy zawitali do Gdańska. Już pierwszy wyścig tych zawodów "ustawił" turniej. Do dziś budzi on kontrowersje. Bieg ten okazał się pechowy dla Romana Jankowskiego i Jana Krzystyniaka.
Szczęście, które dopisało Plechowi 11 lat temu w Bydgoszczy, teraz go opuściło i mistrzem Polski został jego przyjaciel i rywal z toru Edward Jancarz. Jednak w dwóch kolejnych finałach rozegranych na "rodzinnym" torze w Gorzowie "Super Zenon" nie dał szans rywalom i ustanowił rekord w ilości wywalczonych tytułów IMP, który w kolejnych latach pobił Tomasz Gollob.
W 1986 na mokrym i grząskim torze w Zielonej Górze bezkonkurencyjny był Maciej Jaworek. Następne dwa finały rozegrane zostały systemem dwudniowym. O zwycięstwie decydowała suma punktów z obu zawodów.
Najpierw w Toruniu Wojciech Żabiałowicz z 10 wyścigów przegrał tylko jeden i w pokonanym polu pozostawił dwójkę leszczynian: Kasprzaka i Jankowskiego, którzy w kolejnym finale rozegranym w Lesznie z kolegą klubowym Janem Krzystyniakiem zajęli całe podium. Był to pierwszy taki przypadek, że pierwsze trzy miejsca padły łupem reprezentantów jednego klubu.
Kolejny finał także rozegrano w Lesznie, a zwyciężył w nim rezerwowy na te zawody Wojciech Załuski. Wtedy swój pierwszy medal IMP (w barwach Wybrzeża Gdańsk) wywalczył Tomasz Gollob.
W roku 1990, kolejny raz odstąpiono od zasady przyznania organizacji finału IMP aktualnemu DMP i zawody rozegrano w Lublinie, a zwyciężył w nicj Zenon Kasprzak.
Rok później w Toruniu równych sobie nie miał Sławomir Drabik. W 1992 roku Zielona Góra trzeci raz była gospodarzem finału IMP. W poprzednich dwóch zawodach triumfował zawodnik gospodarzy, jednak tym razem najlepszy okazał się Tomasz Gollob, który tym samym zapoczątkował swoją dominację w tych rozgrywkach.
Kolejne trzy finały, to także pewne zwycięstwa Golloba. Najpierw wygrał w rodzinnej Bygdoszczy, a następnie dwukrotnie we Wrocławiu.
Jednak zawody z roku 1995 na długo pozostaną w pamięci kibiców. Kilka dni przed finałem w podróży zmarł szkoleniowiec miejscowej Sparty Ryszard Nieścieruk. Na znak żałoby, nie było przed zawodami żadnych "fajerwerków", ani nie płynęła z głośników muzyka. To co działo się na torze i w parkingu pod koniec zawodów, śmiało można nazwać skandalem!
"Dziwna" postawa niektórych zawodników, nieładne zachowanie kilku osób, przyćmiły imprezę rangi finału mistrzostw Polski.
Ostatnim przykład kiedy odstąpiono od zasady kiedy na torze DMP odbywał się finał IMP mieliśmy w 1996 roku w Warszawie. Drugi raz w swojej karierze i to z kompletem punktów wygrał Sławomir Drabik.
Kiedy w roku następnym finał rozegrano w Częstochowie, wydawało się, że Drabik nie będzie miał problemu ze zwycięstwem. Jednak wszystkich pogodził Jacek Krzyżaniak.
Bydgoski finał z roku 1998 najmilej wspominają bracia Gollobowie, gdyż zajęli w nim dwie najwyższe pozycje. Tym razem Jacek okazał się lepszy od Tomasza. W kolejnym bydgoskim finale znów o tytuł walczyli Gollobowie, jednak obaj przegrali wyścigi barażowe decydujące o podziale medali. W barażu o złoty medal Tomasz Gollob spowodował upadek Piotra Protasiewicza i to zielonogórzanin, reprezentujący klub z Bydgoszczy został IMP.
Kilkakrotnie zdarzało się, iż deszcz powodował zakłócenie przebiegu zawodów finałowych. Jednak w 2000 roku w Pile był on na tyle "skuteczny", że sędzia zawodów po 16 wyścigach zmuszony był zakończyć rywalizację. W zawodach zwyciężył reprezentujący w tym czasie pilską Polonię, starszy z braci Gollobów.
Aż sześć lat musiał czekać Tomasz Gollob na swój kolejny triumf w finale IMP. W końcu w 2001 roku, w Bydgoszczy wyrównał rekord Zenona Plecha w ilości tytułów IMP i po raz piąty stanął na najwyższym stopniu podium.
Podobnie jak wcześniej w Pile, tak i dwa lata później w Toruniu deszcz uniemożliwił przeprowadzenie finału IMP do końca. Jak się okazało pierwszy raz w historii IMP na podium stanęło czterech zawodników! Na trzecim miejscu sklasyfikowano Piotra Śwista i Jacka Krzyżaniaka, gdyż w żaden sposób nie można było rozstrzygnąć, który z nich powinien być wyżej w klasyfikacji. Jednak tego dnia, istotniejszym był fakt zdobycia przez Tomasza Golloba po raz szósty tytułu IMP, który uległ jedynie weteranowi torów Andrzejowi Huszczy. Zawody zostały przerwane po czterech seriach startów i młodszy z braci Gollobów wywalczył tytuł IMP 2002 zdobywając 11 pkt.
Kiedy w 2003 roku finał rozegrano w Bydgoszczy, wydawało się, że Tomasz Gollob nie będzie miał problemu ze zwycięstwem. Tymczasem główny faworyt bydgoskiej imprezy z dorobkiem 14 punktów zajął drugą pozycje, przegrał tylko z Norwegiem z polskim paszportem - Rune Holtą.
W 2004 roku finał zawitał pod Jasną Górę, a swój tor w stu procentach wykorzystał Grzegorz Walasek, który w biegu dodatkowym pokonał Jarosława Hampela. Walasek dołączył tym samym do grona zawodników, którzy wywalczyli indywidualne mistrzostwo polski w kategorii seniorów i juniorów.
W kolejnym roku po kapitalnej szarży na Tomaszu Gollobie, mistrzostwo na swoim torze w Tarnowie wywalczył Janusz Kołodziej. Również w 2006 roku finał odbył się na stadionie "Jaskółek". Siódmy tytuł w karierze wywalczył wtedy Tomasz Gollob.
W ostatnim finale IMP drugie w karierze złoto zdobył Rune Holta, który w pokonanym polu zostawił Tomasza Golloba i Damiana Balińskiego.