W pierwszym i siódmym wyścigu powinni jechać polscy juniorzy - rozmowa z Czesławem Czernickim, trenerem Unii Leszno

Unia Leszno zajmuje obecnie trzecie miejsce w ligowej tabeli. W najbliższą niedzielę leszczynianie udadzą się do Częstochowy, gdzie będą walczyć z liderem rozgrywek. Na temat tego pojedynku, a także szkolenia młodzieży i zmian regulaminowych rozmawialiśmy z trenerem leszczyńskiej ekipy - Czesławem Czernickim.

Jarosław Galewski: Pierwsza połowa sezonu toczyła się pod dyktando drużyn z Torunia i Leszna. Tymczasem teraz, na jedną kolejkę przed końcem rundy zasadniczej, liderem rozgrywek jest ekipa z Częstochowy. Chyba nie spodziewał się pan takiego obrotu wydarzeń...

Czesław Czernicki: W przypadku Częstochowy wynik robiło dwóch jeźdźców. Należy pamiętać, że ta drużyna skorzystała z kontuzji Tomka Gapińskiego i stosowała za niego zastępstwo zawodnika. Dwóch znakomitych zawodników potrafiło robić ponad 30 punktów. Reszta drużyny dorzuciła kilka punktów i tym samym Włókniarz stał się bardzo silnym zespołem.

Czy w niedzielę będziemy świadkami wojny częstochowsko-leszczyńskiej?

- Nie, z bardzo prostego powodu tak nie będzie. Wielkie spotkania zaczynają się dopiero w fazie playoff.

Speedway Ekstraliga jest w tym roku niesłychanie ciekawa. Trzy drużyny walczą o pierwsze miejsce. Do końca trwa walka o pierwszą czwórkę, a także rywalizacja w dolnej części tabeli. Jak porówna pan poziom rozgrywek do lat ubiegłych?

- Uważam, że zeszłoroczne rozgrywki były ciekawsze, ponieważ cała ósemka zespołów była stosunkowo wyrównana. Nie było słabych drużyn. Myślę, że propozycje zarządu Speedway Ekstraligi dotyczące dżokera i wprowadzenia minimalnej i maksymalnej średniej KSM wypośrodkują potencjał każdego zespołu. Nie zmieniam jednak zdania i raz jeszcze powiem, że Ekstraliga powinna zostać rozszerzona do dziesięciu zespołów.

Jakie plusy ma takie rozwiązanie?

- Im więcej zespołów, tym więcej bardzo mocnych ośrodków ligowych. Można powiedzieć, że wszystkie drużyny starują na prawach spółek prawa handlowego. W efekcie jest wielka rzesza sponsorów i znakomicie sprzedający się produkt. Jeżeli będziemy dysponować takim wachlarzem zespołów, to polski żużel odniesie z tego tytułu same korzyści. Nie można ograniczać się do ośmiu drużyn.

Wyprzedził pan nieco moje kolejne pytanie. Czy zniesienie złotej rezerwy taktycznej ma więcej plusów niż minusów?

- Uważam, że to bardzo dobre rozwiązanie. Nie ukrywam także, że bardzo podoba mi się rozwiązanie kwestii zawodników zastępowanych. Co trzy kolejki będzie następowała zmiana żużlowców, za których można stosować zastępstwo zawodnika. To zdecydowanie lepsza opcja niż dokonywanie tych zmian po całej rundzie.

W tym sezonie wystartowała Liga Juniorów. Jak ocenia pan ten pomysł?

- Na pewno z tytułu tych zawodów są ponoszone koszty i to trzeba powiedzieć otwarcie. Bardzo dobrze, że pojawiła się taka inicjatywa, ale myślę, że można było to zrobić zupełnie inaczej od strony technicznej. Można by jechać bieg pierwszy i siódmy z udziałem naszych krajowych juniorów. Moim zdaniem należy także stworzyć dodatkowe rozgrywki dla chłopców do lat 19, ponieważ mamy tylko Brązowy Kask. Wtedy znacznie zwiększą się możliwości w młodzieżowym żużlu.

W przyszłym sezonie w składzie każdej ekstraligowej drużyny będzie także nadal polski młodzieżowiec...

- Panie redaktorze, będę konsekwentnie powtarzał, że w pierwszym i siódmym wyścigu powinni jechać polscy juniorzy. Pojawiło się w ostatnim czasie wielu zdolnych chłopaków i myślę, że oni muszą tak samo odpowiadać za wynik drużyny. W Lidze Juniorów, o której rozmawialiśmy, młodzieżowcy rywalizują między sobą. Zupełnie inny wymiar ma ustawienie tych chłopaków obok gwiazd wielkiego formatu. To zupełnie inna skala wartości i doświadczenia.

Cała Polska jest zachwycona Przemysławem Pawlickim. Posiadanie w zespole takiego juniora to bez wątpienia wielka radość, ale chyba także duża odpowiedzialność, żeby umiejętnie pokierować jego karierą...

- W tej całej sytuacji wytworzył się w pewnym sensie trójkąt, którego poszczególne części muszą ze sobą dobrze korespondować. Mam na myśli Przemka Pawlickiego i jego rodziców, mnie i klub, a także media i sponsorów. Jeżeli zostanie zachowana równowaga, to na pewno wszystko będzie w porządku. Nic nie może zostać przeważone, a wtedy będziemy świadkami spokojnego, systematycznego rozwoju tego chłopaka. Nie należy popadać w huraoptymizm po jego jednym czy drugim występie. Trzeba zachować umiar, spokój i cierpliwość. Nie można okrzyknąć tego chłopaka wielką gwiazdą, ponieważ będzie to ze szkodą dla niego samego. Apeluję o to do pana i innych dziennikarzy. Nie zróbmy krzywdy temu chłopakowi, a także polskiemu żużlowi.

Ostatnio dał pan odpocząć Przemysławowi Pawlickiemu, z czego nie do końca zadowolony był jego ojciec. Czy ta sprawa została już wyjaśniona?

- Nie ma mowy o żadnych animozjach. Wszystko zostało między nami wyjaśnione. Myślę, że jestem już na tyle doświadczonym trenerem, że muszę w swoich działaniach kierować się spokojem i rozsądkiem. Traktuję wszystkich tych chłopaków jak swoich synów i muszę każdego z nich otoczyć taką samą troską. Identycznie podchodzę do Roberta Kasprzaka, Adama Kajocha, Sławka Musielaka czy innych zawodników. Każdy ma szansę, żeby jeździć. W przypadku jakiegoś drobnego zahamowania wchodzi inny żużlowiec np. Adam Kajoch, który zaliczył ostatnio dobry występ. Na żadnych animozjach nie zbuduje się zespołu. Drużyny nie da zbudować się także z indywidualności. Wielkie jednostki muszą podporządkować się celowi drużyny. Tak samo sprawa wygląda w przypadku Przemka, który jest członkiem teamu Unia Leszno.

Na jaką skalę odbywa się w tej chwili szkolenie młodzieży w Lesznie?

- Jestem bardzo wdzięczny zarządowi, sponsorom, samorządowi a także panu prezydentowi za troskę i środki, które są przeznaczane na młodzież. Myślę, że przy takim zaangażowaniu możemy osiągnąć wiele. Ważne jest także to, że postawiliśmy sobie konkretny cel. Mamy przecież świadomość, że Unia Leszno zawsze słynęła ze swoich wychowanków. Oby pojawiali się kolejni, którzy będą kontynuować trwającą 70 lat tradycję.

Zmieńmy temat. W sobotę finał IMP w Lesznie. Jak ocenia pan szanse swoich podopiecznych?

- Cała szesnastka zawodników tworzy naprawdę znakomitą stawkę. Jazda na własnym torze w roli faworytów wcale nie jest łatwa. Na pewno chcielibyśmy zająć miejsca medalowe.

To kolejna wielka impreza w Lesznie. Śmiało można powiedzieć, że ten ośrodek staje lub stał się w ostatnim czasie stolicą polskiego żużla...

- Jest to efektem pracy zarządu, sponsorów i klimatu, jaki panuje w Lesznie. To powód do wielkiej satysfakcji. Tym bardziej, że finał IMP nie jest ostatnią imprezą, która czeka nas w tym roku. Nie będę jednak wyprzedzał faktów. Grozi nam jeszcze finał Ligi Juniorów i być może "wskoczą" jeszcze jakieś zawody.

Źródło artykułu: