Maciej Oszuścik: Jak to się stało, że przestałaś pełnić funkcję dyrektora w klubie?
Joanna Michalska-Chrzanowska: Umowę mieliśmy skonstruowaną do końca marca i nie została ona przedłużona. Wiedząc, że umowa się kończy, wykonałam całą swoją pracę, przygotowałam wszystko do sezonu, tak by klub mógł wystartować. Z tego co wiem, klub nie przewiduje w przyszłości funkcji dyrektora.
Inne media powiązały twoje odejście z klubu ze statusem na portalu społecznościowym. Jak to skomentujesz?
- Faktycznie można to gdzieś tam powiązać. Bardziej chodziło mi jednak o to, że mam w końcu wolne, że mogę odpocząć, zregenerować się. Pisząc ten status byłam akurat w SPA, więc dotyczyło to bardziej mojej regeneracji, tym bardziej, że ostatnie miesiące były naprawdę ciężkie. Poświęcałam się nawet kosztem rodziny, ponieważ nie wyglądało to tak, że po ośmiu godzinach spędzonych w biurze wychodziłam do domu. Pracując w tym sporcie trzeba być pod telefonem 24 godziny na dobę, także wiele poświęceń i stresów. Przez te kilka miesięcy nie miałam praktycznie w ogóle czasu dla siebie, oczywiście oprócz kick-boxingu czy treningów na siłowni. W końcu mogę trochę odpocząć, tym bardziej, że zimą mogłam wziąć tylko 3 dni urlopu, gdzie pojechałam w góry do Szklarskiej Poręby. Poza tym pochłaniała mnie tylko praca.
Nic nie wskazywało na to, tym bardziej, że jeszcze w ubiegłą środę można było cię zobaczyć wraz z Daveyem Wattem na otwarciu centrum handlowego Alfa.
- Zgadza się. Poza tym nawet w ostatnią środę byłam w klubie, mimo tego, że jestem na urlopie. Hans Andersen przyjechał do Polski trenować i poprosił mnie, żebym z nim jeździła, załatwiła badania. Pokazałam mu także wiele rzeczy w Grudziądzu i byłam z nim na treningu. To było już jednak bardziej koleżeńska pomoc niż praca dla klubu, bo moja praca się zakończyła. Obecnie jestem na urlopie, miałam 12 dni do wykorzystania i to mi się należało.
Zajmowałaś się także prowadzeniem rozmów kontraktowych m.in. z Hansem Andersenem, Daveyem Wattem czy Andriejem Karpowem. Trudno było przekonać tych zawodników do jazdy w GTŻ?
- Jeżeli chodzi o Karpowa, to on wcześniej rozmawiał z naszym prezesem. Aczkolwiek nie ukrywam były też rozmowy po przyjacielsku, ponieważ Karpow jest przyjacielem rodziny. Znamy się jeszcze z czasów, kiedy Tomek jeździł z Andriejem w Rzeszowie. Także rozmawiał ze mną, Tomkiem, czy nawet moimi rodzicami na temat jazdy w Grudziądzu. Z Andersenem i Wattem faktycznie prowadziłam rozmowy. Na pewno nie było łatwo, bo obaj mieli także inne propozycje. Na pewno są to zawodnicy, którzy mi ufają, znam ich wraz z moim mężem od wielu lat, więc na pewno łatwiej było im ze mną rozmawiać, niż z kimś kogo nie znają.
Bez wątpienia piętą achillesową GTŻ-u był marketing. Śmiało można stwierdzić, że ożywiłaś klub w tej materii wprowadzając kilka nowości. Czy jesteś zadowolona z efektów swojej pracy?
- Szczerze? Chciałabym zrobić jeszcze więcej, ale nie wszystko mogłam zrobić. Nie wszystko zależało ode mnie.
Jak wiadomo, głównym twoim zadaniem było pozyskiwanie sponsorów. Jakbyś porównała pod tym względem rok ubiegły do obecnego?
- Wszystkie umowy sponsorskie z ubiegłego roku zostały przedłużone. Wycofały się tylko dwie firmy, jednak pojawiło się także kilku nowych sponsorów. W dzisiejszych czasach, gdzie jest trzeci rok kryzysu, uważam to za spory sukces. Z moich rozmów wynika, że w większości klubów ludzie się wycofują, z racji tego, że po dwóch latach kryzysu, firmy wolą się zabezpieczyć.
W okresie twojej pracy w klubie były zarówno lepsze jak i gorsze chwile. Co najlepiej zapamiętasz z pracy w GTŻ?
- Przede wszystkim kocham żużel. Praca z tym sportem sprawia mi dużo satysfakcji. Myślę, że potrafię spojrzeć na żużel pod różnym kątem. Zarówno jako kibic, jak i żona żużlowca. To też jest ważne. Poza tym sama zajmowałam się sportem wyczynowym. Przez to było mi pewnie łatwiej na to spojrzeć. Robiłam to co kocham. Muszę jednak przyznać, że wchodząc do klubu było wiele rzeczy, których nie wiedziałam, nie znałam się na dokumentacji, którą trzeba zrobić. Tego na pewno się nauczyłam, ponieważ musiałam to robić na co dzień. Na pewno z pracy w klubie jestem zadowolona. Myślę, że to był dobry okres, aczkolwiek bardzo męczący i stresujący dla mnie.
Jak już wspomniałaś wraz z końcem marca wygasa ci umowa z GTŻ. Czy masz już jakieś plany, jeżeli chodzi o przyszłość?
- Mam pewne swoje plany, których nie chcę zdradzać. Nie ukrywam, że pojawiają się propozycje pracy. Myślę jednak, że przy żużlu jeszcze zostanę, bo nie chciałabym się z nim żegnać, więc jakiś związek z tym sportem na pewno zostanie.