Robert Noga - Żużlowe podróże w czasie(6): Warszawa da(ła) się lubić część II

Jednym z najbardziej pamiętnych wydarzeń w Polsce w roku 1955 był V światowy Festiwal Młodzieży w Warszawie, który odbył się w dniach 31 lipca - 15 sierpnia.

W tym artykule dowiesz się o:

Do naszej stolicy zjechało według oficjalnych danych 30 tysięcy młodych ludzi z ponad stu państw. W ramach festiwalu zorganizowano igrzyska sportowe, które w ówczesnej propagandzie urosły do rozmiarów niemal igrzysk olimpijskich. Przegląd Sportowy w tamtym okresie poświęcał tymże zmaganiom niemal całe swoje numery. Ciekawostką był fakt, że w skład rozgrywanych zawodów, obok konkurencji olimpijskich włączono także... żużel. Nie wdając się w rozważania jak doszło do tej decyzji, świadczyła ona o popularności "czarnego sportu" w kraju nad Wisłą. Ponieważ w ówczesnej propagandzie festiwal, a więc także igrzyska miały dowieść zdecydowanej wyższości świata socjalistycznego nad kapitalistycznym, zadbano, aby reprezentanci naszego kraju byli do tych zawodów perfekcyjnie przygotowani. Nie inaczej było z żużlem. Naszej kadrze nie brakowało przysłowiowego ptasiego mleka. Po wielu latach tak opowiadał mi o tym zwycięzca igrzysk, pochodzący z Lublina Włodzimierz Szwendrowski: "Polski Związek Motorowy zakupił w Anglii nowe motocykle żużlowe Rotrax przeznaczone dla reprezentacji Polski. Zdumienie wzbudził fakt, że przed igrzyskami zorganizowano dla nas dwutygodniowy obóz sportowy, na którym w pięknej miejscowości Puszczykowo koło Poznania nie robiliśmy nic poza bieganiem po lesie i różnymi zajęciami ogólnorozwojowymi". Jak się jednak okazało przygotowania naszej kadry można porównać do wybierania się z karabinem maszynowym na muchę. Rywale bowiem zupełnie nie dopisali i nie potraktowali zawodów poważnie. Do Polski przyjechało ledwie kilku reprezentantów z innych krajów, zupełnie zlekceważyli imprezę Anglicy. Toteż turniej, a raczej turnieje przypominały raczej indywidualne mistrzostwa naszego kraju, do których dokooptowano kilku gości z zagranicy. Zawody rozegrano dwufazowo. Najpierw odbyły się półfinały w Poznaniu oraz we Wrocławiu. Do finału, który odbył się w Warszawie 12 sierpnia awansowało aż 14 Polaków, Szwed Goethe Olsson oraz Fin Antti Pajari. Sam warszawski finał pomimo niemal krajowej wyłącznie obsady wzbudził niebywałe wręcz zainteresowanie mieszkańców stolicy oraz najwyższych ówczesnych władz PRL. Według prasowych relacji obejrzało go aż 60 tysięcy głodnych żużla kibiców, wśród których była niemal w komplecie cała ówczesna partyjno-państwowa "wierchuszka" z Bolesławem Bierutem i Józefem Cyrankiewiczem na czele. Turniej wygrał, jak już wspomnieliśmy pochodzący z Lublina Włodzimierz Szwendrowski przed Andrzejem Krzesińskim i Norbertem Świtałą. A po dekoracji... "otrzymałem informację, że za chwilę będę prywatnie przedstawiony członkom władz. Na wiadomość tę dostałem niesamowitej tremy. Byłem umorusany i pełen emocji po rozegranym turnieju. Zostałem doprowadzony specjalnym wejściem na zaplecze trybuny-gdzie zobaczyłem ludzi znanych z fotografii z prasy. Pierwszy złożył mi gratulację Bierut-podkreślając, że urodził się w Lublinie" - wspominał w naszej korespondencji Szwendrowski. Ten niesłusznie zapomniany dziś nieco zawodnik jedną z pierwszych wielkich gwiazd polskiego speedwaya. Był pierwszym zawodnikiem, który zdobył dwukrotnie indywidualne mistrzostwo Polski: w 1951 oraz we wspominanym tutaj 1955 roku. Ponadto wygrał pierwszą edycję "Srebrnego Kasku", pamiętajmy jednak, że nie było to wówczas zawody dla młodzieży, ale cykl turniejów dla najlepszych zawodników II ligi, wzorowany na "Złotym Kasku" dla zawodników z najwyższej klasy rozgrywkowej.

Z osobą Włodzimierza Szwendrowskiego oraz z Warszawą wiąże się jeszcze jedno spektakularne wydarzenie. Otóż jesienią tego samego 1955 roku podczas towarzyskiego spotkania pokonał on jako pierwszy Polak mistrza świata - Anglika Petera Cravena. Wówczas było to epokowe wydarzenie. "Przegląd Sportowy" opisał je z detalami na pierwszej stronie. Oto fragment opisujący tamten zwycięski dla Polaka pojedynek: "Gdy wychodzą na następną prostą Cravena okulary zasypane żużlem, zrywa je i rusza do następnego ataku... Ale Szwendrowski jedzie popisowo. Maszyna kierowana pewną ręką ani drgnie. Polak jakby zrósł się z nią w jedną całość. Mistrz świata traci metr po metrze. Ostatnie okrążenie Szwendrowski jedzie już niezagrożony przez swego sławnego przeciwnika i wśród serdecznych owacji, jako pierwszy mija metę. Cravenem, który jak się okazuje potrafi przegrywać, natychmiast po zakończeniu wyścigu składa gratulacje swemu zwycięzcy, a w parku maszyn cały zespół angielski podrzuca Polaka do góry". I to wszystko działo się w naszej stolicy! Może więc uda się kiedyś doprowadzić do powrotu tutaj wielkiego speedwaya. Może powstanie zespół ligowy, a może wcześniej na nowym Stadionie Narodowym 60 tysięcy ludzi oklaskiwać będzie uczestników mistrzostw świata?

Robert Noga

Źródło artykułu: