Sytuacja w tabeli po dwóch kolejkach jest doprawdy ciekawa. Liderem jest GTŻ Grudziądz, który odjechał tylko jeden mecz. Co ciekawe, gdyby przykładowo w Lublinie w pierwszej kolejce właśnie z GTŻ-em wygrał beniaminek Lubelski Węgiel KMŻ, po dwóch kolejkach wszystkie sześć drużyn legitymowałoby się takim samym dorobkiem. W tabeli zespoły od pierwszego do piątego miejsca mają po dwa punkty. Póki co, o kolejności decydują małe "oczka". Tych najwięcej uzbierał GTŻ, gromiąc Ostrovię. Zespół Roberta Kempińskiego na inaugurację zaprezentował się naprawdę jako solidna ekipa. Pytanie tylko, czy GTŻ jest tak mocny, czy Ostrovia na obcym torze okazała się tak słaba?
W zespole z Grudziądza, który przecież aspiruje do walki o awans praktycznie wszyscy zawodnicy pojechali na wysokim poziomie. Ljung, Watt, Karpov i Kościuch uzbierali dwucyfrówki. Nieco słabiej pojechał ten, który teoretycznie miał być liderem, czyli Hans Andersen. Prawdziwe testy dopiero przed GTŻ-em. Z kolei beniaminek z Ostrowa skupia się przede wszystkim na tym, by punkty zdobywać na własnym torze. Eksperyment ze składem Michałowi Widerze w Grudziądzu nie wyszedł. Brak Denisa Gizatulina nie miał większego wpływu na wynik. Szans na sprawienie niespodzianki ostrowianie i tak by nie mieli. Może tylko rozmiary porażki byłyby nieco niższe. Nawet Peter Karlsson nie potrafił wygrać w Grudziądzu żadnego biegu indywidualnie, a jedyną "trójkę" zapisano przy nazwisku Mariusza Staszewskiego. Wygląda na to, że Ostrovia u siebie i Ostrovia na wyjazdach, będą to dwie różne drużyny, choć teoretycznie oparte na tych samych lub podobnych nazwiskach.
Rozczarowaniem drugiej kolejki jest bez wątpienia postawa Lechmy Startu Gniezno. Zespół, uznawany za zdecydowanego faworyta pierwszej ligi, nie tylko przegrał, ale wręcz poległ w Daugavpils. Dla takich żużlowców jak Magnus Zetterstroem, Bjarne Pedersen czy Adam Skórnicki, nie ma żadnego wytłumaczenia, że startowali na specyficznym torze na Łotwie. Żaden z nich pierwszy raz tam nie jechał. Skoro punktować potrafili juniorzy zespołu Lecha Kędziory, to tym bardziej punktów wymagać można od potencjalnych liderów drużyny. Zespół z pierwszej stolicy Polski póki co rozczarowuje i męczarnie z Orłem Łódź na inauguracje na własnym torze, wcale nie były najwyraźniej przypadkowe.
Pozytywnym zaskoczeniem jest jak na razie Orzeł Łódź, który spisuje się naprawdę nieźle, a jedynym nie do końca zadowolonym z postawy drużyny wydaje się być główny sponsor klubu, Witold Skrzydlewski. Łodzianie przywieźli przecież przyzwoity wynik z Gniezna, a u siebie nadspodziewanie łatwo rozprawili się z beniaminkiem z Lublina, którzy przecież przynajmniej na papierze, dysponuje lepszym składem niż Orzeł. Teoria z praktyką na szczęście ma tutaj niewiele wspólnego. Bardzo dobrze sezon rozpoczął Linus Sundstroem. Na lidera drużyny wyrasta Michał Szczepaniak, a objawieniem może okazać się Damian Adamczak. Orzeł jak na razie, lata wysoko, ale tak jak mówi sponsor Witold Skrzydlewski, prawdziwa weryfikacja wartości drużyny może faktycznie nastąpić w najbliższą niedzielę w Ostrowie.
"Czarnym koniem" sezonu w pierwszej lidze może okazać się Lokomotiv Daugavpils, który był już bliski wywiezienia punktów z Ostrowa, a w drugiej kolejce rozbił gnieźnieński "dream team". Jeśli podopieczni Nikołaja Kokina pojadą z takim zębem w kolejnych meczach, z Łotwy może nikt nie wywieźć punktów, a wysokie zaliczki z własnego toru, mogą dać spore szanse Lokomotivowi na punkty bonusowe w rewanżach. - My na swoim torze jesteśmy zupełnie inną drużyną - podkreślał po meczu w Ostrowie Nikołaj Konin. Dowód tych słów mieliśmy w niedzielę, kiedy to Lokomotiv odprawił z kwitkiem jednego z faworytów ligi.
Trudno na razie coś więcej napisać o Lubelskim Węglu KMŻ Lublin. Zespół Grzegorza Dzikowskiego typowany był jako trzecia siła na pierwszoligowych torach. W Łodzi tego widać nie było. Poza Robertem Miśkowiakiem i Dawidem Stachyrą, pozostali pojechali znacznie poniżej oczekiwań. W obwodzie trener Dzikowski ma jeszcze kilku zawodników. Nie można więc wykluczyć, że roszady w składzie są możliwe.
Po dwóch kolejkach pierwsza liga zaskakuje. Każdy jest mocny na swoim torze i póki co, wygrywają tylko gospodarze. Każde zwycięstwo na obcym torze, może okazać się na wagę miejsca w play-off. Nawet minimalna porażka i zdobycie punktu bonusowego przybliżać będzie do czwórki. "Papierowi" faworyci muszą wyciągnąć wnioski z pierwszych meczów, a beniaminkowie szukać punktów przede wszystkim na własnych torach. Okrojona do sześciu ekip pierwsza liga, wbrew pozorom, może być ciekawa.
Gospodarze nie do zatrzymania - podsumowanie II kolejki rozgrywek I ligi
Komplet przekonujących zwycięstw gospodarzy zanotowaliśmy w drugiej kolejce rozgrywek pierwszej ligi żużla. Wygląda na to, że wbrew wcześniejszym przewidywaniom nawet papierowe "dream teamy" na wyjazdach będą miały ciężkie zadanie. Jeśli tak dalej będą wyglądać pierwszoligowe rozgrywki, o miejscach w play-off zadecydują punkty bonusowe.