Rune Holta już w przedsezonowych sparingach spisywał się bez rewelacji. Punkty, owszem, zdobywał, ale po pierwsze nie tyle, ilu można się było spodziewać po zawodniku tej klasy, a po drugie sylwetką na motocyklu przypominał nieopierzonego szkółkowicza (i to raczej niezbyt utalentowanego i mało ambitnego). Norweg z polskim paszportem przekonywał jednak wszystkich, na czele z trenerem Rafałem Dobruckim, że będzie w porządku, czuje się dobrze, a o kontuzji nadgarstków, na którą przed rokiem zwalał swoje słabsze wyniki, nie ma już śladu.
- Na szczęście nie mam żadnych problemów z moimi nadgarstkami. Ból mi nie dokucza. Mam wielką nadzieję, że zostanie tak już do końca sezonu i problemy z ich stanem mam już za sobą. Wszystko układa się w miarę dobrze. W niedzielę (w sparingu - dop. red.) jeździłem na jednym z moich najlepszych silników. Pojechałem na nim w dwóch biegach i oba je wygrałem. Jestem z tego powodu bardzo zadowolony. Mam jeszcze parę silników, które muszę przetestować na zielonogórskim torze. Będę się tym zajmował za tydzień. Na razie nie mam jednak na co narzekać - powiedział mi Holta w jednym z przedsezonowych wywiadów.
Wyniki Norwega były takie sobie, ale jakieś tam punkty przywoził, cały czas zaznaczał, że sprawdza kolejne silniki, nadgarstki już go nie bolą i na ligę będzie w formie. Uwierzyłem mu ja, uwierzyli kibice, uwierzył trener Dobrucki. A potem przyszła inauguracja w Bydgoszczy i katastrofa w wykonaniu Holty, który miał wyraźne problemy ze złożeniem się w łuk i jako prowadzący parę przywiózł 1 punkt. Z bonusem.
Na Holtę spadła fala krytyki. W klubie, w rozmowach kibiców oraz mediach. Sam byłem jednym z tych, którzy otwarcie pisali co myślą na temat postawy Norwega u progu sezonu i pytali trenera co dalej. Rafał Dobrucki bez ogródek stwierdził, że Rune jest nieprzygotowany do sezonu i ostawił go od składu na mecz z Azotami Tauron Tarnów.
Szkoleniowca mistrzów Polski nie można ganić za decyzję o zamianie Holty na Jonasem Davidssonem, mimo że Szwed w starciu z Gregiem Hancockiem i spółką również był słaby jak nieszczęście. Na treningach zaprezentował się jednak lepiej niż Holta, a poza tym wszyscy w pamięci mieli jego świetną formę w przedsezonowych sparingach. Gdyby Dobrucki zdecydował się dać Runemu drugą szansę, a Stelmet Falubaz nie wygrałby z tarnowianami, trener zielonogórzan zostałby "pożarty" przez mniej lub bardziej ogarniętych znawców żużla w Winnym Grodzie. Natomiast odpowiedzi na pytanie, czy Holta pojechałby lepiej niż Davidsson nigdy już nie poznamy.
Koniec końców od koszmarnego ligowego debiutu dwukrotnego Indywidualnego Mistrza Polski i wieloletniego uczestnika cyklu Grand Prix minęły już dwa tygodnie. Holta zaliczył w tym czasie kilka treningów, uzyskał awans do finału Złotego Kasku i pokonał kilku znaczących przeciwników. Stelmet Falubaz czeka w niedzielę mecz na Motoarenie, gdzie w zeszłym roku Rune regularnie występował. Trener Dobrucki znów stawia na tego doświadczonego i utytułowanego zawodnika, który chyba przemyślał już parę spraw i chce zapewne zmazać plamę po debiucie. A przy okazji odgryźć się klubowi z Torunia, który delikatnie mówiąc nie chciał przedłużyć z nim współpracy.
Lepszego momentu na wielki come back Rune Holty nie można sobie wyobrazić. Stelmet Falubaz nie wygrał jeszcze w tym roku żadnego meczu, a lider zielonogórzan rodem z Norwegii nie pokazał na co tak naprawdę go stać. Holcie trzeba dać szansę, bo nawet jeśli nie w Toruniu, to prędzej czy później zrobi to, co do niego należy i przywiezie dwucyfrową zdobycz punktową. A jak stanie się to raz, po chwili będzie już regułą. Jeśli działacze z Zielonej Góry myślą w tym roku o czymś więcej niż walce o utrzymanie, koniecznie muszą zaufać Holcie.
Żadna z jego alternatyw nie ma bowiem takiego potencjału i nie jest w stanie pojechać tak dobrze. Krzysztof Jabłoński i Łukasz Jankowski, jakkolwiek sympatyczni i ambitni, pewniakami na Ekstraligę nie są. I pisałem o tym jeszcze w grudniu zeszłego roku.
Jakub Sobczak