Bydgoszczanie w niedzielę po raz pierwszy w tegorocznych rozgrywkach Enea Ekstraligi musieli przełknąć gorycz porażki. Za wyjątkiem fenomenalnie dysponowanego Krzysztofa Buczkowskiego podopieczni Jacka Woźniaka nie byli w stanie skutecznie przeciwstawić się gospodarzom. Zawiedli również młodzieżowcy, którzy do tej pory byli silną bronią beniaminka. - Nasi zawodnicy, chociażby Robert Kościecha nie najlepiej się spisywali. Zabrakło trochę punktów. Artiom Łaguta też żonglował przełożeniami i nie pojechał tak, jak wszyscy tego oczekiwaliśmy. Do tego Tomek Gapiński świeżo po kontuzji walczył z bólem, ale coś pokazał na torze. Razem z Szymonem Woźniakiem również gubiliśmy się z przełożeniami i nasz wynik nie jest taki jakbyśmy chcieli - ubolewał po zakończeniu niedzielnego pojedynku Mikołaj Curyło.
Dobra postawa bydgoskich młodzieżowców miała ogromny wpływ na wygraną Polonii przed tygodniem na torze w Gdańsku. W Częstochowie role się jednak odwróciły, a pierwszoplanową rolę wśród juniorów odegrał tym razem Artur Czaja. - W Gdańsku byliśmy mocni z tego względu, że dość często tam przyjeżdżamy na zawody młodzieżowe. Jesteśmy na tamtym torze dość objeżdżeni i wiemy, jaką zębatkę zakładać na koło. W Częstochowie bywamy trochę rzadziej i nie wiedzieliśmy kompletnie, jak to ustawić i poukładać tak byśmy byli szybcy - tłumaczy wychowanek bydgoskiego klubu.
Po spotkaniu bydgoszczanie narzekali nieco na warunki panujące na torze. Curyło nie miał jednak pod tym kątem zastrzeżeń. - Według mnie tor był perfekcyjnie przygotowany. Nawierzchnia była troszkę przyczepna, co akurat mi odpowiada. Miałem naprawdę spore problemy, aby odpowiednio ustawić motory i tego właśnie zabrakło. Gdybym lepiej spisywał się na trasie, to na pewno wynik byłby inny - zauważa 19-latek.