Ale pewnie nie wszyscy wiedzą, że pierwsza, zupełnie niemal zapomniana edycja "Srebrnego Kasku" z 1962 roku przeznaczona była nie dla juniorów, ale dla najlepszych zawodników II ligi! Rok wcześniej wystartowały rozgrywki o "Złoty Kask" z udziałem najlepszych polskich zawodników, którzy rywalizowali o to trofeum w cyklu kilku turniejów, zbliżonym do dzisiejszej formuły Grand Prix. Zawody cieszyły się dużym zainteresowaniem kibiców oraz prestiżem u zawodników, toteż postanowiono cykl nie tylko kontynuować, ale także rozszerzyć o żużlowców II ligi. Ci mieli jednak rywalizować równolegle o "Srebrny Kask".
Niech jednak nikt nie myśli, że nowe rozgrywki ze względu na to, że mogli w nich startować zawodnicy z niższej klasy miały słabą obsadę. Nic z tych rzeczy. W stawce były między innymi takie tuzy jak Andrzej Pogorzelski ze Stali Gorzów, Jan Mucha ze Śląska Świętochłowice, Włodzimierz Szwendrowski z Tramwajarza Łódź, Marian Rose ze Stali Toruń, czy Zygmunt Pytka z Unii Tarnów. Same wielkie nazwiska polskiego żużla tamtych lat! Wyjątek uczyniono dla Pawła Walaszka ze Świętochłowic, którego dołączono do obsady "Złotego Kasku" , chociaż w tamtym sezonie reprezentował klub z II ligi. Rozgrywki obu "kasków" były mocno rozbudowane. "Srebrny" składał się z siedmiu turniejów rozgrywanych na torach klubów II ligi. Regulamin zakładał, że aby zawodnik był klasyfikowany musi wystąpić przynajmniej w sześciu zawodach, z tylu też turniejów liczono końcowy wynik. Tak więc jeżeli ktoś wystąpił we wszystkich zawodach, na zakończenie odliczano mu najsłabszy rezultat. Rywalizacja o premierowe, prestiżowe trofeum rozpoczęła się 5 kwietnia 1962 roku turniejem w Świętochłowicach, w którym najlepszy okazał się dosyć niespodziewanie Roman Gąsior z MZKS Krosno. Kolejny, w Krośnie z kompletem punktów Jan Mucha. W zawodach w Tarnowie triumfował najlepszy zawodnik Unii Zygmunt Pytka, w Zielonej Górze najlepszy był Włodzimierz Szwendrowski, w Łodzi Marian Rose, w Gnieźnie - tu kolejna niespodzianka Marian Kwarciński z miejscowego Startu i na zakończenie w Toruniu ponownie Marian Rose. Po podsumowaniu rywalizacji okazało się, że w klasyfikacji generalnej najlepszy okazał się Szwendrowski, który uzyskał 76 punktów i to on zdobył historyczne trofeum. Drugi był Mucha, a trzeci Pogorzelski, tak więc faworyci nie zawiedli. Na zakończenie zmagań we Wrocławiu odbył się super finał z udziałem najlepszych zawodników ze "Złotego" oraz "Srebrnego Kasku". W tej rywalizacji najlepszy okazał się Mieczysław Połukard z bydgoskiej Polonii, drugi był zdobywca „Złotego Kasku” w tamtym sezonie Marian Kaiser z gdańskiego Wybrzeża, a trzeci nie kto inni jak Szwendrowski.
Ciekawostką regulaminową była zasada, że zwycięzca otrzymywał kask w określonym kolorze i miał prawo ( do wyłonienia kolejnego zwycięzcy) jeździć w nim na wszystkich krajowych zawodach, zarówno ligowych jak i indywidualnych, bez pokrowca określonego koloru. Był to rodzaj nobilitacji triumfatora, a więc i całej imprezy. Otrzymany kas, był zwykłym tzw. "orzechem" w jakich wówczas jeżdżono, tyle, że pomalowanym na odpowiedni kolor. Podsumowując rozgrywki opiniotwórczy tygodnik "Motor" pisał: "Turnieje te bez wątpienia spełniły swoją rolę, która polegała na wdrożeniu zawodnikom umiejętności samodzielnej jazdy w turniejach indywidualnych. Poza tym pozwoliły na stałe obserwowanie czołówki I i II ligi. By utrzymać się w czołówce turniejów, trzeba utrzymywać formę przez cały sezon. Padały nawet głosy, że właśnie systemem tych turniejów powinny być rozgrywane Indywidualne Mistrzostwa Polski. Ciekawa to propozycja i właściwą nam się wydaje dyskusja nad nią na najbliższej naradzie aktywu żużlowego".
Nie wiem, czy taka dyskusja się odbyła, wiadomo jednak, że po pierwsze formuła mistrzostw Polski pozostała niezmienna (chociaż przecież w pierwszej połowie lat 50-tych, przez kilka sezonów mistrz kraju wyłaniany był w cyklu zawodów), natomiast zaskakujące było to, że pomimo przychylnych recenzji ze „Srebrnego Kasku” zrezygnowano. Odrodził się dopiero po kilku latach, ale już jako zawody dla młodzieżowców. Na zakończenie jeszcze słów kilka o Włodzimierzu Szwendrowskim, o którym pisałem już nieco przy okazji jego wygranej w Igrzyskach Młodzieży oraz pokonaniu mistrza świata Petera Cravena. Warto pamiętać, że był pierwszym zawodnikiem, który dwukrotnie został indywidualnym mistrzem Polski. Jego błyskotliwą karierę przerwał dramatyczny, śmiertelny wypadek samochodowy, którego był sprawcą, za co powędrował do więzienia. Po jego opuszczeniu wrócił na żużlowy tor (po czterech latach przerwy!) i jeżdżąc w barwach łódzkiego Tramwajarza. Jak wspominał po latach w korespondencji z autorem niniejszego tekstu, kiedy w 1961 roku po długiej przerwie miał wystąpić w imprezie międzynarodowej w Łodzi (mecz Tramwajarza z rosyjskim CAMK, de facto reprezentacją ZSRR), zainteresowanie było tak duże, że napierający tłum wyważył bramę wjazdową i "wlał się" na stadion. A nasz bohater zdobył w nim komplet punktów, pokonując wszystkich asów radzieckiego speedwaya, między innymi Igora Plechanowa i Borysa Samorodowa. Triumf w "Srebrnym Kasku" oraz trzecia lokata w super finale były jednak ostatnimi indywidualnymi sukcesami tego nietuzinkowego, a dziś nieco zapomnianego zawodnika, którego szczyt kariery przypadł wszakże na pierwszą połowę lat 50-tych. Pan Włodzimierz od wielu lat mieszka w rodzinnym Lublinie. Dziś ma 81 lat. W naszych wspominkach z pewnością pojawi się jeszcze w różnym kontekście.
Robert Noga
Dobrucki Z.Jancarz E.Plech i Z.Marcinkowski, Cieślak i Rembas.
To co było d Czytaj całość