Greg Hancock w Pradze zdobył 12 punktów i zajął czwarte miejsce w wielkim finale. - To była bardzo ciężka noc dla całego mojego teamu. Motocykle pracowały jednak dobrze, ale wymagało to sporej pracy. Próbowaliśmy znaleźć optymalne ustawienia sprzętu, by być szybkim, tak jak przed rokiem. Tym razem jednak koledzy byli lepsi i to oni stanęli na podium. Nie zawsze można wygrywać, ale zdobycz punktowa jest satysfakcjonująca. Najważniejsze to awansować do finału. Szkoda tylko, że w nim nie wywalczyłem punktów, bo w decydującym biegu są one mnożone razy dwa - podsumował praską Grand Prix Greg Hancock.
Obrońca mistrzowskiego tytułu wciąż jest na drugiej pozycji w klasyfikacji przejściowej cyklu. Tyle tylko, że przed sobą nie ma już Jarosława Hampela, a Jasona Crumpa. - Sezon jest bardzo długi i trzeba praktycznie w każdych zawodach robić dwucyfrową zdobycz punktową, by być w czołówce - dodaje Amerykanin.
Hancock w pierwszym starcie zapoznał się z nawierzchnią praskiej Markety, kiedy to na wejściu w pierwszy wiraż upadł po kolizji z Nicki Pedersenem. - Oczywiście, że nie byłem szczęśliwy po tym wypadku, ale na szczęście nic groźnego się nie stało. W pierwszym łuku było bardzo ciasno. Nie mam pretensji do Nickiego o to zajście. Było ciasno i tyle. Taki jest żużel - kończy dwukrotny mistrz świata.