Rafał Darżynkiewicz dla SportoweFakty.pl: Postąpiłem zgodnie ze swoim sumieniem

W dalszym ciągu nie milkną echa niedzielnych Wielkich Derbów Ziemi Lubuskiej. Pomimo tragicznej informacji o śmierci Lee Richardsona zawody były kontynuowane, a to co wydarzyło się w parkingu dalekie było od godnego uczczenia pamięci angielskiego zawodnika.

- Moje zdanie jest niezmienne od samego początku. Wygłosiłem je na antenie. Obarczanie odpowiedzialnością za podjęcie tej decyzji arbitra, a następnie na zasadzie "domina" kolejnych zawodników, jest totalnym nieporozumieniem. Decyzje odgórnie powinny podjąć natychmiast władze ligi. Nie rozumiem dlaczego wszystko się tak potoczyło. Nie wierzę w to, że prezes Speedway Ekstraligi nie wiedział o tym, co się stało. Jeżeli mam rzetelne źródła informacji, to najszybszym i najrzetelniejszy źródłem tej informacji był Facebook Speedway Ekstraligi. Jest on dość wiarygodny i można się na nim opierać. Tam informacja pojawiła się dość szybko. Moim zdaniem decyzję powinna podjąć Speedway Ekstraliga. To do niej należało, a nie do sędziego, czy zawodników, zwłaszcza będących w ferworze walki. W tak niebezpiecznym sporcie, jakim jest żużel trudno zadawać pytania, czy chcecie jechać czy nie? Zwłaszcza, gdy zginął ich kolega z toru. To chyba nie ten adres. Brnąć dalej w tej kwestii, to dlaczego zawodnikom nie zadawano podobnych pytań o kwestie regulaminowe? Pewne rzeczy ustala się bez nich, a w dramatycznej sytuacji nagle się do nich zwraca i piekli - ocenia wydarzenia w Gorzowie komentator stacji TVP Sport, Rafał Darżynkiewicz.

Ciągnące się w nieskończoność rozmowy i dyskusje doprowadziły nawet do tak gorszącej sytuacji, że arbiter, Marek Wojaczek zagroził kierownictwu zielonogórskiej ekipy odebraniem licencji. - To jest pokłosie braku podjęcia decyzji. Co ten biedny Marek Wojaczek miał zrobić? Nie wiem, czy ktoś w takiej sytuacji ma w głowie regulamin i wie, jak się zachować. Broń Boże, żeby ktoś zapisywał takie rzeczy, bo różne rzeczy są wpisywane w regulamin. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby w następnych latach Speedway Ekstraliga, aby uniknąć takich sytuacji zamieściła w regulaminie taki punkt. Oby tak się nie stało. To władze muszą podjąć decyzję. Mogę podać przykład włoskiej Serie B. Była śmierć piłkarza podczas meczu i mecz od razu został przerwany, a kolejne zaplanowane tego samego dnia decyzją ligi, co jest warte podkreślenia, zostały odwołane. Jak się ma liga włoska do Speedway Ekstraligi i meczu podwyższonego ryzyka w Gorzowie? Przecież można było to rozegrać w bardzo prosty sposób. Wiemy o tej sytuacji i niezwłocznie informujemy organizatorów. Oni się na to przygotowują, a zawodnicy następnie wychodzą na płytę stadionu i minutą ciszy czcimy pamięć Lee Richardsona. Potem wszyscy rozchodzą się do domów, a w zaciszu gabinetów podejmowane są odpowiednie decyzję, czy zaliczamy ten mecz, czy przenosimy go na inny termin? To jest najmniej ważne w tym wszystkim. Żużel jest jedną wielką rodziną. Tworzą ją wszyscy począwszy od zawodników, a kończąc na kibicach i dziennikarzach. W tej rodzinie wydarzyła się tragedia, a my nie jesteśmy w stanie w odpowiedni sposób zareagować – mówi wyraźnie rozczarowany Darżynkiewicz.

Na znak oddania hołdu tragicznie zmarłemu Richardsonowi Darżynkiewicz wraz z Krzysztofem Cegielskim po siódmym wyścigu przestali komentować to, co działo się na torze. Spotkało się to z falą skrajnych komentarzy. - To jest pewien stopień wrażliwości. Każdy człowiek pewnie ma wrażliwość na zupełnie innym poziomie. Tak to wygląda. Ja miałem to nieszczęście, że widziałem wypadek Artura Pawlaka, a potem już, jako dziennikarz wypadek Andrzeja Zarzeckiego. Być może odczuwam to inaczej. Zdarzyło mi się, że po wypadkach pojawiły się myśli, że nie chcę tego już komentować. Może jestem przewrażliwiony na punkcie tak niebezpiecznego sportu, jakim jest żużel. Uważam, że podjąłem jedyną słuszną decyzję. Ocena należy do tych, którzy to oglądali i do tych, którzy to postrzegają w pewien sposób. Rozumiem tych, którzy twierdzą, że z dziennikarskiego punktu widzenia, to było złe. Być może z etycznego punktu widzenia było natomiast dobre. Nie mnie to oceniać. Ja postąpiłem zgodnie z moim sumieniem i uczuciami – kończy Rafał Darżynkiewicz.

Źródło artykułu: