Grzegorz Walasek: W lidze nie wyszczególniajcie moich indywidualnych osiągnięć

W ostatnim spotkaniu PGE Marma Rzeszów wysoko przegrała na torze lidera EE Azotów Tauronu Tarnów. Jedynym zawodnikiem Żurawi, który potrafił nawiązać walkę z gospodarzami był Grzegorz Walasek.

- Jako drużyna odjechaliśmy słabe zawody. Tak szczerze mówiąc nawet nie wiem jaki był wynik, bo sam byłem zaaferowany szukaniem ustawień motocykli. Poza pierwszym biegiem miałem wszystkie wyścigi po wyjeździe polewaczki - mówi. - Wydaje mi się, że popełniłem błąd, bo mogłem nic trakcie spotkania nie zmieniać, a jednak zacząłem kombinować i ten środek zawodów był taki trochę "zmęczony". Końcówka znów mi fajnie wyszła, bo wróciłem do tego co było na początku. Myślę, że będzie coraz lepiej. Nie ma się co oszukiwać Tarnów jest mocną drużyną, nie przegrali jeszcze żadnego meczu, a u siebie tym bardziej są niesamowicie mocni - dodaje

Tydzień przed ligową batalią 36-latek miał okazję do przetestowania tarnowskiego obiektu. Wystąpił na nim bowiem podczas rundy kwalifikacyjnej do cyklu Grand Prix 2013. Wskakując przed turniejem z rezerwy pewnie awansował z czwartego miejsca do półfinału. Czy to przetestowanie miejscowego obiektu pomogło Walaskowi w kontekście ustawienia sprzętu? - I tak bym założył to co myślałem. Wtedy przyjechałem tutaj w ciemno, bez treningu, bo nie wiedziałem, że w ogóle wystartuję. Teraz postąpiłbym podobnie. Myślę, że to wszystko było poukładane w głowie już przed meczem. Meta była mi znana i chyba faktycznie taka przejażdżka tydzień wcześniej w jakimś stopniu też przynosi coś korzystnego - zdradza reprezentant Polski.

Lekką skazą na dwunastu punktach "Grega" kładzie się wykluczenie za dotknięcie taśmy w wyścigu ósmym. - Patrzyłem w prawą stronę i myślałem, że sędzia już tą taśmę puści. Nie pamiętam już kto, ale któryś z przeciwników leciutko się ruszył i ja nie wytrzymałem. Innej decyzji jak moje wykluczenie być nie mogło - zgadza się z decyzją Artura Kuśmierza wychowanek klubu z Zielonej Góry.

Do poziomu indywidualnego mistrza Polski z 2004 roku nie może póki co dostosować się reszta zespołu PGE Marmy. A przy zawodzących na całej linii kolegach nie można myśleć o zdobywaniu kolejnych punktów w lidze. - Wolałbym żebyście mnie rozliczali jako drużynę, a nie wyszczególniali, że ja dzisiaj zrobiłem tyle punktów a moi koledzy tyle. Wygrywamy wspólnie jako drużyna i tak też przegrywamy. Ponosimy porażki wyjazdowe, ale postaramy się żeby w następnych zawodach było lepiej - kończy podopieczny Dariusza Śledzia.

Źródło artykułu: