Kontrowersje wokół upadku w Gdańsku. Janowski i Pieszczek są odmiennego zdania

Dużo kontrowersji wywołał ósmy wyścig meczu Lotos Wybrzeże - Azoty Tauron. Sędzia wykluczył w nim Pieszczka, który jego zdaniem spowodował upadek Janowskiego. Zawodnicy nie są ze sobą zgodni.

Michał Gałęzewski
Michał Gałęzewski

Przed ósmym wyścigiem spotkania w Gdańsku na tablicy wyników widniał rezultat 22:20 dla Lotos Wybrzeże Gdańsk. Goście mieli jednak w zanadrzu trójkę asów w postaci Martina Vaculika, Leona Madsena oraz Macieja Janowskiego. Właśnie ten ostatni wyjechał do feralnego biegu.

Start wygrał pewnie Nicki Pedersen, który jednak w swoim stylu nie poczekał na młodszego kolegę z zespołu. Krystian Pieszczek do drugiego łuku jechał za plecami Duńczyka, jednak wybrał wewnętrzny tor jazdy. Po orbicie zaatakował go Maciej Janowski. Na wirażu było bardzo ciasno, a tory jazdy obu zawodników się skrzyżowały. Niespełna 17-letni gdańszczanin w momencie upadku tarnowianina był minimalnie z przodu, jednak był trochę wolniejszy. Sędzia zdecydował o tym, że winny był "Krycha".

Według Pieszczka, nie był on winny upadku. - Uważam, że nie powinienem być tutaj wykluczony, gdyż w mojej ocenie nie było kontaktu między mną, a Maćkiem Janowskim. Wyniosłem się, ale w ogóle go nie dotknąłem. Oglądałem potem zdjęcia w różnych ujęciach i w mojej ocenie żadnej winy nie było. Sędzia stwierdził inaczej i muszę się z tym pogodzić - powiedział gdańszczanin.

Odmienne zdanie ma Janowski - Skoro symulowałem to okej. Sezon jest jeszcze długi i życzę mu żeby nigdy tak nie symulował. To nie na tym to wszystko polega. Myślę jednak, że jestem minimalnie bardziej doświadczonym zawodnikiem. Na pewno czekam na nasze kolejne biegi z niecierpliwością - ripostował aktualny Indywidualny Mistrz Świata Juniorów jeżdżący dla Azotów Tauron Tarnów.

Osobną kwestią jest zachowanie "Magica" po wyścigu, kiedy rzucił się z pięściami na będącego jeszcze na torze młodszego kolegę. - Po biegu Janowski miał do mnie jakieś "wąty". Przy zjeździe do parku maszyn uderzył mnie w kask, za co arbiter powinien go wykluczyć do końca zawodów. Sędzia mógł jednak tego nie widzieć, bo była spora odległość do wieżyczki. Następnym razem on mi może coś zrobić, potem ja jemu - tak już bywa, taki jest żużel - stwierdził Pieszczek.

Jak widać przy tej sytuacji nie było tak zwanego złotego środka. Z pewnością gdyby to zdarzenie miało miejsce na pierwszym łuku, arbiter miałby pełne prawo, aby powtórzyć wyścig w czterech. Tak jednak nie było i z pewnością przy każdej jego decyzji, drugi z zawodników miałby prawo czuć się pokrzywdzony. Osobną kwestią jest zachowanie Janowskiego, który nie powinien uderzać w kask zawodnika z innej drużyny. Obaj juniorzy nie chcieli przecież przerywać wyścigu, a do upadku doszło w ferworze walki, a nie przez niesportowe i celowe działanie mające skrzywdzić rywala.



KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×