- Średnio, ale raczej nawet bardziej w stronę słabo - tak to wyglądało. Występ ten nie dał mi powodów do zadowolenia. Dobrze, że chociaż udało się wyjść z tych zawodów z twarzą. W drugiej części zanotowaliśmy progres, Krystian się obudził i jakoś zaczęło iść to w dobrą stronę - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Marcel Szymko.
Warunki atmosferyczne w czwartkowe popołudnie ewidentnie nie sprzyjały zawodnikom i zgromadzonym kibicom. Gdański junior nie przywiązywał jednak do tego większej wagi. - Jak się jedzie, to naprawdę się o tym nie myśli i można powiedzieć, że tego nie czuć. Żartuję sobie zawsze przed takimi zawodami, że będzie trzeba wykorzystywać wiatr i mocno łapać go w plecy - przyznał.
Za juniorami sześciu ekip ekstraligowych pierwsza odsłona fazy finałowej. - Myślę, że możemy wygrać niejedną rundę. Mamy na tyle dobrą drużynę, że niewątpliwie stać nas na to - dodał.
W niedzielę rywalem Lotos Wybrzeża Gdańsk będzie Unia Leszno. 20-latek zdaje sobie sprawę z ciężaru gatunkowego towarzyszącego tej konfrontacji. - Na pewno będzie czuć presję. W ekstralidze nie ma łatwych meczów. Naprawdę jest to ważny pojedynek i uważam, że na swoim torze możemy pokonać Unię. Mocno w to wierzymy i tanio skóry nie sprzedamy - stwierdził.
Marcel Szymko wystąpił we wszystkich dotychczasowych spotkaniach Enea Ekstraligi i pokusił się o ocenę swoich dokonań. - Dosyć dobrze zacząłem tegoroczny sezon. Sparingi wychodziły mi poprawnie, miałem dodatkowo nowy silnik. Używałem go też w trakcie pierwszego meczu, kiedy przegrałem bieg juniorski, a następnie udało mi się razem z Pedersenem pokonać Crumpa. Później, w moim ostatnim wyścigu uległem właśnie Australijczykowi i Walaskowi, ale to nie był wstyd. Z tego występu byłem zadowolony - wyznał.
- Niestety dwa dni później straciłem tę jednostkę, która spisywała się naprawdę solidnie. Niedawno dostałem zapowiedź, że silnik ten będę miał ponownie do dyspozycji na mecz z Unią. Liczę, iż będzie on tak dobry, jak podczas inauguracji i to przyniesie spodziewany efekt. Ogólnie to jest ciężko jeździć w ekstralidze, jeśli nie ma się porównywalnego sprzętu z najlepszymi, a tacy właśnie ścigają się w najwyższej klasie rozgrywkowej. Wiele razy startowałem na przyczepnych torach, a wtedy konieczne jest idealne spasowanie i również szczęście. Trzeba ciężko pracować i mieć, na czym jechać. Mam nadzieję, że wraz z niedzielnym starciem wszystko się odwróci, a ten sezon nie okaże się dla mnie stracony - zakończył Szymko.