Najpierw "Ambrek" wybrał się do Krosna, gdzie razem z Kacperem Gomólskim i Dawidem Lampartem bronili barw "Jaskółek" w eliminacjach MPPK. Mocno eksperymentalny skład, w którym zabrakło Janusza Kołodzieja i Macieja Janowskiego zajął trzecie niepremiowane awansem do leszczyńskiego finału miejsce. Lepsze okazały się startujące w najmocniejszych zestawieniach: Lubelski Węgiel KMŻ i PGE Marma Rzeszów. Kuba nie ma się jednak czego wstydzić, bo dla swojej ekipy przywiózł najwięcej punktów - jedenaście. - Bardzo żałujemy, że nie udało się awansować. Zawsze chcę zwyciężać, zawsze to więcej jazdy, a do tego start w finale co oznacza prestiż. Staraliśmy się jak mogliśmy ale tym razem nie wyszło, trudno - mówi.
Przed jednym z wyścigów młodzieżowcowi Azotów Tauronu Tarnów dwa razy przed startem zgasł motocykl. - Zaciął mi się gaźnik, ale na szczęście szybko to naprawiłem. Dwa starty zepsułem, ale źle wybrałem miejsca startowe. Potem goniłem, bo na trasie byłem bardzo szybki i widziałem, że np. w biegu z Krakowem mogę minąć Staszka Burzę. Niestety zbyt długo musiałem się przebijać z ostatniej pozycji - wyjaśnia.
Natomiast już w piątek 21 - letni uczestniczył w swoim ostatnim finale Srebrnego Kasku w karierze. Kończący w tym roku wiek juniora wychowanek Unii Tarnów z dorobkiem siedmiu "oczek" uplasował się na jedenastej pozycji. Ten rezultat nie był dla niego zadowalający. - Stawka była niesamowicie mocna. Naprawdę wierzyłem w sukces. Niestety zabrakło wyjść spod taśmy. Po prostu ich nie miałem. Potem jeszcze "zamotałem" się z przełożeniami - tłumaczy i dodaje. - Generalnie jednak nigdy nie osiągałem sukcesów na rzeszowskim torze. Szczerze mówiąc wolę mniejsze, krótsze, bardziej techniczne tory. W sumie wyszło jak wyszło, wielkiej tragedii nie było.
Problemy ze startami to największa pięta achillesowa Jamroga. Walczy z nimi od początku sezonu. Na jego kłopotach zyskuje jednak widowisko, bo dzięki temu, że Jamróg nie radzi sobie z tym elementem, zasługuje na miano jednego z bardziej walecznych zawodników. Tak też było podczas turnieju w Rzeszowie, gdzie swoje lokaty wydzierał najczęściej na trasie. - To była moja największa bolączka. Tor był mocno zbronowany na starcie. Wystarczyło zrobić malutki błąd, szło się do góry i na tym koniec. Ewidentnie będę musiał ten element poprawić - oznajmia.
W niedzielę ekipę prowadzoną przez Marka Cieślaka czeka druga pod rząd batalia na wyjeździe. Po dziwnej i przegranej potyczce w Gorzowie, w której Kuba nie brał udziału, przychodzi czas na podróż do Leszna. W niej po meczu odpoczynku, młodzieżowiec tarnowian już wystąpi. Stworzy parę z Gregiem Hancockiem, co oznacza, że z podstawowej siódemki ponownie wypadł Dawid Lampart. Ale mimo tego, że Jamroga zabrakło w Gorzowie to postanowił pokusić się o porównanie tamtejszego toru z tym leszczyńskim. - Owal w Lesznie nawet jak będzie bardzo przyczepny to powinien być łatwiejszy od tego gorzowskiego. Z tego względu, że Smoczyk ma większą pochyłość i posiada łagodniejsze łuki. Na takich torach jedzie się łatwiej, nie trzeba kontrować motocykla. Ja jestem dobrej myśli - ucina krótko.
Na koniec postanowiliśmy zapytać naszego rozmówcę o sekret dobrej dyspozycji w ostatnim czasie. - Poprawiła się moja sytuacja sprzętowa. Naprawdę fajnie jeździ mi silnik, z tego się bardzo cieszę. To na pewno dobry prognostyk na kolejne zawody - zdradza.
Słabe starty główną bolączką Jamroga
Jakub Jamróg jest ostatnio jednym z bardziej zapracowanych tarnowskich żużlowców. W środę reprezentował klub w eliminacjach MPPK, w piątek startował w finale SK, a w niedzielę pojedzie do Leszna.