Stefan Smołka: 80 lat Joachima Maja
21 sierpnia, Joachim Maj skończył osiemdziesiąty rok życia. Szacowny wiek jubilata czyni go równolatkiem klubu żużlowego w Rybniku, świętującego również jubileusz 80-lecia.
Nazywając kogoś ikoną nadużywa się często słowa, w przypadku tego rybnickiego żużlowca powojennych dziesięcioleci owo określenie drażni jakby dużo mniej, cokolwiek bardziej przystaje do rzeczywistości. To była piękna i długa kariera sportowa, usłana sukcesami, wpisana w trudną epokę powojennej odbudowy ze zniszczeń wojennych oraz odradzania się złamanych ludzkich psychik.
Maj, obok nieco młodszego Stanisława Tkocza, był pomostem łączącym pierwszy rybnicki żużlowy wzlot (tytuły DMP z lat 1956 - 1958) ze złotym serialem lat 1962-1972. Miał szczęście być członkiem tych złotych drużyn Górnika i ROW, ale to przecież prawda niepełna. Joachim Maj był bowiem liderem obu fenomenalnych ekip, zawodnikiem pewnym, niezawodnym, najwyżej punktującym, oddanym bez reszty dobru drużyny, dla której często rezygnował z własnych ambicji. Miał wielki autorytet, był liderem, kapitanem i trenerem. Jego głos bardzo się liczył przy ustalaniu składu, choć za to formalnie odpowiadał w tamtych latach kierownik drużyny.
Maj ma wkład w dziesięć tytułów DMP, spośród tuzina dla Rybnika. Nie ma żadnych podstaw wątpić, że Joachim Maj nie przyczyniłby się również do dwóch pozostałych, gdyby nie padł jak martwy na torze w Bydgoszczy, pierwszego - nomen omen - maja 1969 roku. Co więcej, gdyby nie ten straszliwy wypadek na progu sezonu ’69, to ROW z Majem znów nie miałby sobie równych, bo takie były wtedy realia. Joachim Maj cudem ocalały, troskliwie pielęgnowany przez żonę Marię, wrócił do świata żywych. Polski żużel poniósł jednak ogromną stratę, bo na te obszary Maj już nie wrócił.
Elegancki na torze i w życiu codziennym "Chima" był wizytówką nie tylko rybnickiego klubu, ale i polskiej reprezentacji narodowej. Tak było praktycznie od początku pełniejszego zaistnienia w lidze, czyli od początku lat 50. Potem bez "Chimka" nikt sobie polskiej kadry nie wyobrażał. Wskutek silnego napór młodych dało to Majowi ”tylko” jeden (brązowy) medal DMŚ (1962 r.), ale ponadto wiele wygranych rund kwalifikacyjnych IMŚ. Im bliżej finału, tym rybnickiemu żużlowcowi w MŚ wiodło się gorzej, a to mogło być spowodowane słabszą odpornością psychiczną tego zawodnika.
Podobnie rzecz się miała z finałami IMP. Joachim Maj awansował do czternastu szczytów krajowych, zdobył 5 medalowych pozycji, ale samego złota nie było mu dane dotknąć nigdy. Przegrywał czasem o włos, nieraz w kuriozalnych okolicznościach przegrywał, czego przegrać nie miał prawa. A jednak… to ocierało się o jakieś fatum. Zawsze potem, jak przystało na urodzonego dżentelmena, podawał rękę, obejmował i szczerze gratulował zwycięzcy. To jemu należy się tytuł gloria victis (chwała zwyciężonym).
Wypadek odmienił życie Państwa Majów. Żona wzięła na siebie najpierw trud opieki nad mężem, a potem heroizm dokończenia budowy i prowadzenia domu. Joachim pomagał małżonce jak mógł, na miarę swoich możliwości. Córka i syn rośli na chwałę rodu. Mariusz Maj zaczął trenować w Rybniku u Jerzego Gryta, przez jakiś czas w tajemnicy przed ojcem. Stan wojenny w Polsce zastał matkę i syna w Austrii. Mama wróciła do taty, swojego męża, syn został na Zachodzie.
Cztery lata temu odeszła sterana życiem pani Maria - Joachim Maj został sam. Z pomocą dobrych ludzi, i zatroskanych córki i syna, radzi sobie, choć skutki wypadku sprzed 43 lat są aż nadto widoczne. Samodzielne poruszanie się przychodzi panu Joachimowi z narastającą trudnością.
W tak uroczystym dniu oddajmy Jubilatowi należną cześć. Rozsławiał imię Rybnika w Polsce, a polskiego speedway’a w świecie jako znakomity wzorowy sportowiec. Na dalsze lata życia z uśmiechem i w zdrowiu - Szczęść Boże, drogi Joachimie!
Stefan Smołka
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>