W tym sezonie po raz pierwszy o tytule mistrzowskim decyduje aż 12 turniejów Grand Prix. Rywalizacja rozpoczęła się pod koniec marca w dalekim Auckland, a zakończy na początku października w Toruniu. Za nami dziewięć z dwunastu turniejów Grand Prix, a tak naprawdę po zawodach w Cardiff walka o tytuł mistrzowski zaczyna się od początku.
W poprzednich dwóch sezonach na koniec sierpnia byliśmy po rozegraniu ośmiu z jedenastu turniejów Grand Prix. Co ciekawe, zarówno w 2010 roku, jak i w poprzednim sezonie wówczas liderujący zawodnik - odpowiednio Tomasz Gollob i Greg Hancock - mieli na koncie po 117 punktów. Różnica pomiędzy Polakiem, a Amerykaninem była jednak taka, że Gollob nad Jarosławem Hampelem miał tylko 7 punktów przewagi, a Hancock nad "Małym" przed rokiem aż 17.
W 2010 roku Hampel miał słabszą końcówkę sezonu, a Gollob zaimponował w Vojens i Terenzano, pieczętując mistrzowską koronę. W poprzednim sezonie w trzecim od końca turnieju w Vojens Hancock zdobył 22 punkty, a Hampel tylko 8 i sprawa mistrzostwa była praktycznie rozstrzygnięta. "Herbie" postawił kropkę nad "i" w Gorican w przedostatniej rundzie sezonu, tak jak przed dwoma laty Tomasz Gollob w Terenzano.
Sytuacja w tegorocznym cyklu Grand Prix przedstawia się zupełnie inaczej. Truizmem jest pisanie, że to najciekawszy sezon od kilku lat. Praktycznie po każdej rundzie zmienia się mocno klasyfikacji i jeśli nawet na jej szczycie od kilku turniejów znajdzie się wciąż obrońca mistrzowskiego tytułu, to co dwa tygodnie musi się on mieć na baczności przed innym rywalem. Hancocka najbardziej w tym sezonie naciskali Jason Crump, Nicki Pedersen, a ostatnio Chris Holder.
Nie zapominajmy także, że po drugim turnieju w Lesznie liderem klasyfikacji był Jarosław Hampel, a po Pradze prowadził Jason Crump. Wszystko wskazuje na to, że w tym roku koronacja nastąpi dopiero podczas ostatniego turnieju na MotoArenie. Trudno sobie wyobrazić sytuację, by w dwóch ostatnich turniejach któryś z liderów wypracował sobie przewagę 25 punktów nad rywalami.
Ciekawą prawidłowością z ostatnich lat jest to, że na trzy turnieje przed końcem sezonu, późniejsi mistrzowie świata mieli po 117 punktów. Obecnie takim dorobkiem - tyle tylko, że zdobytym w dziewięciu rundach - może pochwalić się Chris Holder. Czyżby to był jakiś zwiastun tego, kto w Toruniu założy koronę mistrza świata? Forma, jaką obecnie prezentuje Australijczyk stawia go jako głównego kandydata do złotego medalu IMŚ.
Greg Hancock w dziewięciu turniejach zdobył 118 punktów, co daje średnią 13,11 punktu na jeden turniej. W poprzednim sezonie 42-latek mógł się na tym etapie pochwalić przeciętną 14,625 punktu na rundę. W tym roku stawka jest jednak bardzo wyrównana. Poza Holderem i Nicki Pedersenem żaden z żużlowców nie wygrał dwóch turniejów cyklu.
W Grand Prix 2012 teoretycznie może wydarzyć się jeszcze wiele. Praktycznie jednak wydaje się, że walka o mistrzostwo rozstrzygać będzie się do samego końca i dotyczyć będzie ona góra trzech nazwisk, czyli Hancocka, Holdera i Pedersena. Jason Crump, choć heroicznie walczy z bólem, marzenia o czwartym tytule będzie musiał odłożyć na przyszły rok. Emil Sajfutdinow i Tomasz Gollob mieli zbyt dużo wpadek, by myśleć o medalu. Hancock trzyma się długo na szczycie, ale kto wie, czy w sumie w sezonie, którzy przyniósł nam już tyle niespodzianek, nie będziemy mieli na koniec także niespodziewanego czempiona, Chrisa Holdera?
Czołówka klasyfikacji przejściowej cyklu GP w ostatnich latach na trzy turnieje przed końcem:
2010
1.Tomasz Gollob 117
2.Jarosław Hampel 110
3.Jason Crump 107
4.Rune Holta 82
2011
1.Greg Hancock 117
2.Jarosław Hampel 100
3.Jason Crump 92
4.Tomasz Gollob 88
2012
1.Greg Hancock 118
2.Chris Holder 117
3.Nicki Pedersen 112
4.Jason Crump 103