W ostatnich dniach Rafał Okoniewski ma szczęście do drugich miejsc. Najpierw takową lokatę zajął w finale IMP, a w minioną sobotę w XXIX memoriale im. Eugeniusza Nazimka i turnieju pamięci Lee Richardsona. Czego zatem brakuje do zajęcia pierwszego stopnia podium? - Po prostu rywale są lepsi, zwyciężają właśnie ci lepsi. Podobnie było w memoriale. Owszem udało mi się pokonać Nickiego Pedersena, jednak później on wygrał każdy bieg, a ja straciłem kilka punktów. Nicki zasłużył sobie na to zwycięstwo. Inni potracili "oczka", a Duńczyk skrupulatnie zbierał w każdym biegu trójki, co pozwoliło mu na wygraną. Szkoda tylko, że spotkaliśmy się dzisiaj w takim, a nie innym celu, jakże smutnym i wymownym. Lee Richardson powinien dzisiaj jeździć tutaj z nami. Wracamy do tego feralnego wydarzenia z Wrocławia, wszystko przypomina się na nowo - mówi Rafał Okoniewski w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Jakie wspomnienia zostały po Lee Richardsonie w pamięci "Okonia"? - Będę go wspominał bardzo mile i ciepło, bo takim był człowiekiem. Bardzo ubolewam nad tym co się stało w maju i ciężko mi do tego wracać. Łączymy się w żalu z rodziną Lee. Jakby na to nie patrzeć, był to nasz rówieśnik. Zginął robiąc to, co my teraz robimy. Ten sport to nasze życie, pasja- wyjaśnia wyraźnie wzruszony zawodnik PGE Marmy Rzeszów.
Podczas rzeszowskiego turnieju Okoniewski miał silne wsparcie w osobach swojej rodziny - żony i dzieci. Czy tacy kibice motywują podwójnie do dobrych występów? - Byli ze mną w Zielonej Górze, gdzie zdobyłem wicemistrzostwo Polski. Byli również na memoriale, gdzie także dobrze mi poszło, więc daje to do myślenia (śmiech) - kończy wychowanek pilskiej Polonii.