Osiemnaście kolejek, a dla tych, którzy twierdzą, że kolejki to są w barze, osiemnaście rund. W sumie pięć miesięcy rywalizacji. Niemal setka spotkań od Rzeszowa po Gorzów Wielkopolski. Ile pasjonujących zwycięstw i porażek, wyścigów, emocji, dramatów, a nawet prawdziwych tragedii, ile pasji kibiców, komentarzy i kłótni w komentarzach na internetowych forach? Ile pieniędzy wydanych z ciężkim sercem przez długo obracających każdą złotówkę w ręku klubowych skarbników, zajechanych silników, zużytych opon, kilometrów pokonanych z meczu na mecz i przez zawodników i przez fanów? I teraz się okazuje, że to wszystko było jedynie jak mawiają muzycy uwerturą, przygrywką, żartem jakimś, który właśnie teraz się kończy, a zaczyna prawdziwa rywalizacja. Teraz, kiedy niemal połowę żużlowców polskiej Enea Ekstraligi tegoroczny regulamin rozgrywek wysłał na wakacje. Tak więc, żarty panowie się skończyły, zaczyna się play off. Taki jest urok tego systemu, czy nam się podoba, czy nie. Nie ważne jest już zupełnie, ile razy Kołodziej ograł Miedzińskiego, a Protasiewicz Golloba w meczach sezonu zasadniczego. Albo odwrotnie. Nieważne, że Azoty zarobiły na Unibaksie pięć punktów, wygrywając obydwa mecze, a Stal na Falubazie cztery punkty, wygrywając u siebie i remisując w Zielonej Górze. Teraz zaczynają od nowa i na początek liczy się tylko te trzydzieści biegów, w każdym dwumeczu, który jest przed nami. Dzisiaj po południu i wieczorem, najpierw w Zielonej Górze, a następnie w Tarnowie pierwsze potyczki decydującego o awansie do wielkiego finału , starcia. Kto wyjdzie z nich zwycięsko?
Marek Cieślak ma swoją prawdę, którą chętnie cytuje, bo oddaje ona kwintesencję systemu rozgrywek, którego przetransponowano zza oceanu poprzez większość krajowych rozgrywek ligowych, także do żużla. Żeby osiągnąć sukces, trzeba mieć umiejętność przygotowania najlepszej formy i najlepszego sprzętu na decydujące spotkania, właśnie w play off. Ale trzeba też mieć cholernie dużo szczęścia, aby pojechać w tych właśnie pojedynkach w optymalnym składzie. Już wiemy, że przynajmniej w przypadku gorzowskiej Stali tak się nie stanie, bo kontuzja Bartosza Zmarzlika to dla trenera Piotra Palucha olbrzymi kłopot. Tymczasem u sąsiadów jakby spokojniej, jak królik z kapelusza wyskoczył ni stąd ni zowąd Jonas Davidsson jako zawodnik z najwyższym KSM-em na fazę play off. Tak, tak ten sam, który często nie mieścił się w składzie zielonogórskiej armady. Co dociekliwsi rzucili się do statystyk i zaczęli nabierać podejrzeń co do istoty defektów i taśm czołowych zawodników z Zielonej Góry w ostatnim meczu z bydgoską Polonią i doszli do wniosku , że niekoniecznie ich genezą był prozaiczny pech. Spiskowa teoria dziejów mówi, że teraz Szwed płynąc promem mocno się przeziębi od coraz chłodniejszego bałtyckiego wiatru, albo, kto wie, może potknie na mydle pod prysznicem i skręci nogę, w efekcie czego "trzeba będzie" zastosować za niego zastępstwo zawodnika. Przynajmniej w rewanżu w Gorzowie Wielkopolskim. Daleko mi do wiary w pozakulisowe działania w myśl zasady cel uświęca środki. Obserwacja speedwaya made in Poland każe jednak ostrożnie podchodzić do rozmaitych zbiegów okoliczności tego typu, bo w przeszłości różnie w tych kwestiach bywało, a polscy klubowi działacze mogliby w większości zrobić karierę jako adwokaci, tak biegli są w wykrywaniu i wykorzystywaniu rozmaitych regulaminowych kruczków. Metoda na to jest bardzo prosta. A w cholerę z tym wszystkim. Po diabła nam te zastępstwa zawodnika, kalkulowane średnie meczowe i tym podobne dziwactwa, skoro dają możliwości do działań, które budzić mogą podejrzenia o intencje nieczyste. Polski żużel obchodził się bez tych wynalazków przez całe dziesięciolecia i miał się dobrze. Nie będzie dziwacznych zasad, przepisów bezrefleksyjnie skopiowanych czasem z Wysp, będzie święty spokój. Nikt nikogo nie będzie (słusznie, czy niesłusznie) podejrzewał o cwaniactwo w majestacie prawa. Czy tak, nie prościej?
Robert Noga
Od redakcji: Tekst został przesłany przed informacją o absencji Andreasa Jonssona w meczu Falubaz - Stal.