- Wiadomo, że chciałoby się więcej, bo byłby większy spokój. Ale taki wynik daje tym większego kopa w tyłek i mówi: "chłopaki popracujcie więcej, a żeby jeszcze mocniej powalczyć". Dlatego uważam, że sprawa awansu naszej drużyny do finału wciąż jest otwarta - mówi jeden z liderów w talii Marka Cieślaka.
Marzeniem szkoleniowca Azotów Tauronu Tarnów była minimum dziesięciopunktowa zaliczka przed podróżą do województwa kujawsko-pomorskiego. Ten plan zostałby zrealizowany gdyby w ostatniej gonitwie para Kołodziej-Vaculik przywiozła przynajmniej remis w starciu z duetem Sullivan-Holder. Niestety dla gospodarzy to goście triumfowali podwójnie. Dwukrotny indywidualny mistrz polski był z tego powodu bardzo zły na siebie. Natomiast po raz kolejny pochwalił prace swoich motocykli. - O sprzęcie nic złego nie powiem, bo naprawdę jest świetny. To ja dowaliłem, bo obrałem złą ścieżkę. Zorientowałem się w tym dopiero jak skończyłem wyścig. Wtedy zobaczyłem gdzie jest przyczepność. Jestem o to do tej pory wściekły na siebie, bo mogłem być w kontakcie i chociaż spróbować ataków, a tak to jechałem tylko za Australijczykami - wyjaśnia zdenerwowany.
Od samego początku było jasne, że jeźdźcy biało-niebieskich nie mogą liczyć na podobny spacerek jak choćby w przypadku meczu ze Stelemetem Falubazem Zielona Góra. Do tego stawka tej batalii jest nieporównywalnie większa. -Oczywiście, że spodziewaliśmy najtwardszego oporu z możliwych. Można powiedzieć, że trafił swój na swego. Nikt nie odpuszczał, każdy jechał na sto procent możliwości, bo wiadomo jaki ciężar gatunkowy ma ten dwumecz. Wygraliśmy te zawody, szkoda, że nie większą ilością punktów, ale to jeszcze nie koniec i na wyjeździe w Toruniu spróbujemy obronić przewagę, a nawet wygrać -zapowiada "Jasiek".
Odrębną sprawą jest widowisko jakim uraczyli kibiców jeźdźcy obu zespołów. To stało na najwyższym z możliwych poziomie. - Nie można powiedzieć, że nie było na co popatrzeć. Ciekawych biegów było mnóstwo - oznajmia.
Czy to, że zawodnicy z Tarnowa zwyciężyli na MotoArenie w rundzie zasadniczej może mieć jakiekolwiek znaczenie przed najbliższą niedzielą? - Może jest jakiś aspekt psychologiczny ale kto żyje historią? Trzeba żyć teraźniejszością i walczyć od nowa. W Toruniu zacznie się kolejna bitwa także to co było zostawiamy za sobą -tłumaczy. - Ale sami wiemy jak wspominamy te mecze. Wiele czynników składa się na sukces w danym spotkaniu. Teraz jest też inna pogoda, sezon ma się bardziej ku końcowi. Z jednej strony to jest właśnie ciekawe, że się coś zmienia, ale z drugiej niektórym robi się ciężej, a innym znów łatwiej - dodaje od razu.
Teoretycznie zawody na obcym owalu mogą się okazać łatwiejsze niż rywalizacja na dobrze sobie znanym stadionie. - Na swoim obiekcie łatwo jest zrobić błąd. Czasami o wielu kwestiach decydują pewne przyzwyczajenia i można się uśpić. W Toruniu natomiast musimy tę Amerykę odkrywać na nowo - kończy z optymizmem 28-letni reprezentant Polski.
Janusz Kołodziej: W Toruniu znowu będziemy musieli odkrywać Amerykę na nowo
Janusz Kołodziej nie zawiódł kibiców Jaskółek w pierwszym meczu półfinałowym przeciwko Unibaksowi Toruń. Przez większość meczu robił co mógł, by przewaga przed rewanżem była większa niż sześć punktów.