Dokładna kwota długu nie jest znana, ale wiadomo, że Kolejarz przeżywa trudne chwile. Nie ukrywają tego ani zawodnicy, ani prezes Jerzy Drozd, który przyznaje, że od momentu objęcia przez niego sterów w 2003 roku w klubie tak źle jeszcze nie było. - Nie ma powodów do paniki, ale sytuacją jestem mocno zaniepokojony - mówi. - Czekamy na kolejne przelewy od sponsorów, które pozwolą pokryć część długów. Wierzę, że uda nam wyjść na prostą, choć przed nami tygodnie wytężonej pracy.
Jerzy Drozd wskazuje kilka przyczyn zadłużenia. - Przede wszystkim niepotrzebnie zapłaciliśmy zawodnikom za przygotowanie do sezonu - tłumaczy. - Nie byłem zwolennikiem takiego rozwiązania, lecz zostałem do niego nakłoniony przez innych działaczy. Dziś żałuję, że dałem się skusić, bo tych pieniędzy bardzo brakuje. Ponadto wcale nie podziałały mobilizująco na żużlowców, którzy najczęściej jeździli poniżej oczekiwań. Przez ich kiepską jazdę i porażki, zwłaszcza na własnym torze, spadła frekwencja, a dochody z biletów stanowią przecież lwią część budżetu.
- Generalnie jestem postawą naszych jeźdźców bardzo zawiedziony - dodaje Drozd. - Nie chodzi tylko o jazdę, ale również o zachowanie poza torem - ciągłe kłótnie, narzekania oraz wydarzenia, o których na razie głośno nie chcę mówić. Wina spadła w głównej mierze na mnie, trzeba tymczasem pamiętać, że zapewniliśmy zawodnikom warunki, o których w innych klubach raczej mogliby zapomnieć. Był to sezon dziwny, nieudany. Oczywiście, zdarzyły się przyjemne momenty, lecz więcej było rozczarowań.
Michał Mitko narzekał na utrudniony kontakt z działaczami Kolejarza. - Przestałem odbierać telefony od żużlowców, bo wiem, w jakiej sprawie dzwonią - komentuje Drozd. - Mam świadomość, że muszę ich spłacić i będę robił, co w mojej mocy, by stało się to jak najszybciej. Ponaglenia nie pomogą.
Prezes opolskiego klubu żali się, że od kilku miesięcy działa w pojedynkę, nie mając wsparcia od pozostałych włodarzy. Najbardziej poirytowany jest postawą wiceministra spraw wewnętrznych Stanisława Rakoczego, którego w styczniu dokooptowano do zarządu. - Zostałem praktycznie sam - komentuje. - Koledzy z zarządu w tym sezonie pomogli mi niewiele albo, jak w przypadku pana Rakoczego, nie pomogli w ogóle. Minister nie załatwił choćby złotówki, mimo że obiecywał złote góry. Okazało się, że nie jest człowiekiem godnym zaufania. Dziękuję natomiast takim ludziom jak Zbyszek Kuśnierski czy Beata Bilińska oraz innym, którzy poświęcili pracy w klubie mnóstwo czasu i zrobili dla niego dużo dobrego.
Do zmian w zarządzie może dojść już w piątek, kiedy odbędzie się walne zebranie członków Kolejarza. Rewolucji spodziewać się jednak nie należy. - Każdy członek klubu może złożyć i poddać pod głosowanie wniosek o odwołanie osoby z zarządu, a także zgłosić swoją kandydaturę - mówi prezes Drozd. - Sądzę, że świeża krew jest nam potrzebna, ale zmiany nie zależą wyłącznie ode mnie. Rozmawiałem z dwoma pretendentami do wstąpienia do zarządu, lecz spotkałem się z odmową. Współpraca z pozostałymi działaczami układała się w tym roku słabo, dlatego będę wymagał od każdego z nich określenia się, czy i w jaki sposób mogą pomóc. Z premedytacją tak szybko organizujemy zebranie. Chcemy, by niejasności było jak najmniej i dajemy sobie możliwość do ruchów personalnych w najbliższych miesiącach. Na piątkowym spotkaniu zamierzamy również przedstawić i przedyskutować propozycje marketingowe.
Trudne tygodnie przed Kolejarzem Opole
Choć opolscy żużlowcy zakończyli już sezon, to działacze mają pełne ręce roboty. Klub boryka się bowiem z problemami finansowymi.
Źródło artykułu: