Przyszłość Roberta Miśkowiaka nie jest jeszcze znana. Trudno powiedzieć, czy zawodnik pozostanie w pierwszej lidze czy podejmie walkę z najlepszymi w żużlowej elicie. Zawodnik podkreśla jednak, że nie będzie kierować się liczbą spotkań, które są do odjechania. Jak bowiem wiadomo, nie doszło do połączenia pierwszej i drugiej ligi a Miśkowiak jest zawodnikiem, który lubi startować z jak największą regularnością. - Wydaje mi się, że połączenie pierwszej i drugiej ligi wcale nie wyszłoby na dobre żużlowi. Obecna sytuacja jest chyba najlepsza i należy to utrzymać. Liczbę spotkań można zwiększyć natomiast innym układem terminarza - zauważył Miśkowiak.
Były reprezentant klubów z Poznania i Ostrowa z mniejszą dawką jazdy w Polsce radził sobie dzięki występom w ligach zagranicznych. - Było bardzo owocnie. Zebrałem sporo kolejnych doświadczeń i utrzymałem właściwy rytm jazdy. Dzięki temu cały czas była pewność siebie, która w moim przypadku jest bardzo ważna. Wydaje mi się zresztą, że w Anglii jechałem naprawdę dobrze. Myślę, że w przyszłym sezonie będę tam startować od samego początku. W tej chwili cieszę się, że ten rok tak się dla mnie zakończył. Z tego miejsca bardzo dziękuję za pomoc i wsparcie Karolowi Hadasiowi z Centrum Kosmetyki Samochodowej, Pawłowi Tomkowiczowi z PRS oraz Panu Janowi Garcarkowi - wyjaśnił żużlowiec.
Zawodnik LW KMŻ podkreśla również, że okrojona pierwsza liga była w tym roku bardzo ciekawa. Tak zaciętej rywalizacji na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej nie było już dawno. - Walka trwała do ostatniej kolejki, a przecież przed sezonem wiele osób mówiło, że Gniezno załatwi temat znacznie wcześniej i wywalczy awans. Tak jednak nie było. Wszystko rozstrzygnęła ostatnia kolejka. To pokazuje wartość pierwszej ligi i potencjał drużyn, które w niej startowały - zakończył Miśkowiak.